Przed tym sezonem nie zrobiliśmy renowacji murawy, bo przerwa między rozgrywkami była zbyt krótka — przekonuje Jerzy Litwiński, dyrektor Ośrodka Sportu i Rekreacji. Rozmawiamy z nim o tym, dlaczego boisko przy alei Piłsudskiego nie jest w idealnym stanie.
— Czy rzeczywiście Ośrodek Sportu i Rekreacji nie ma sobie nic do zarzucenia, jeżeli chodzi o utrzymanie murawy na stadionie przy al. Piłsudskiego? Pytam oczywiście w kontekście awantury, do jakiej doszło w zeszłym tygodniu między zawodnikami OKS 1945 Olsztyn a pańskimi pracownikami odpowiedzialnymi za stan boiska.
— Powiem tak: staramy się robić, co można. Po zimie na boisku stała woda, nie można było go zwałować.
— A co z podlewaniem? Czy to prawda, że przed feralnym meczem boisko było podlewane tylko raz?
— Było nawet podlewane na kilka godzin przed meczem. W sumie w kwietniu podlewaliśmy je pięć razy. W marcu nie było sensu, bo stała na nim woda.
— Skąd ma pan pewność, że odpowiedzialni za utrzymanie stadionu pracownicy przykładają się należycie do swoich obowiązków. Może rzeczywiście zajmują się wszystkim, tylko nie pracą?
— Nie ma powodów, żebym im nie wierzył. Ale rzeczywiście po ostatnich wydarzeniach podjąłem pewne kroki.
— Zgodnie z zasadą: ufać, znaczy kontrolować?
— (śmiech) Otóż to. Do tej pory za stadion był odpowiedzialny Tomasz Kalinowski. Ma on jednak na głowie kilka innych obiektów. Dlatego zdjąłem go z odpowiedzialności za stadion. Nie dlatego, żebym miał do niego jakieś zastrzeżenia. Wręcz przeciwnie, to bardzo dobry pracownik. Całe to zamieszanie wokół boiska odbiło się na jego nerwach i sam mnie poprosił o to, żeby zabrać mu ten obiekt. Teraz będzie go doglądał mój zastępca Mirosław Jabłoński.
Więcej w Gazecie Olsztyńskiej
Adam Pietrzak
— Powiem tak: staramy się robić, co można. Po zimie na boisku stała woda, nie można było go zwałować.
— A co z podlewaniem? Czy to prawda, że przed feralnym meczem boisko było podlewane tylko raz?
— Było nawet podlewane na kilka godzin przed meczem. W sumie w kwietniu podlewaliśmy je pięć razy. W marcu nie było sensu, bo stała na nim woda.
— Skąd ma pan pewność, że odpowiedzialni za utrzymanie stadionu pracownicy przykładają się należycie do swoich obowiązków. Może rzeczywiście zajmują się wszystkim, tylko nie pracą?
— Nie ma powodów, żebym im nie wierzył. Ale rzeczywiście po ostatnich wydarzeniach podjąłem pewne kroki.
— Zgodnie z zasadą: ufać, znaczy kontrolować?
— (śmiech) Otóż to. Do tej pory za stadion był odpowiedzialny Tomasz Kalinowski. Ma on jednak na głowie kilka innych obiektów. Dlatego zdjąłem go z odpowiedzialności za stadion. Nie dlatego, żebym miał do niego jakieś zastrzeżenia. Wręcz przeciwnie, to bardzo dobry pracownik. Całe to zamieszanie wokół boiska odbiło się na jego nerwach i sam mnie poprosił o to, żeby zabrać mu ten obiekt. Teraz będzie go doglądał mój zastępca Mirosław Jabłoński.
Więcej w Gazecie Olsztyńskiej
Adam Pietrzak