Bolesna prawda i stracone złudzenia

2009-05-19 00:00:00

Porażka w Ostrowcu uświadomiła nam, że olsztyński OKS 1945 jest za słaby, by myśleć o grze w I lidze. Wielka szkoda, bo jeszcze niedawno wydawało się, że z takim składem olsztynianie po prostu muszą awansować.

Bardzo niedobrze się stało, że OKS 1945 przegrał w Ostrowcu z KSZO, bardzo dobrze się stało, że ten mecz się odbył. Bo z jego przebiegu wynika ponad wszelką wątpliwość, że olsztyńska drużyna w tym momencie, co mocno boli, nie ma czego szukać w I lidze. Po prostu. O tym, jak grał olsztyński zespół w tym spotkaniu, najlepiej świadczy fakt, że nie oddał ani jednego celnego strzału na bramkę KSZO, a jedyne ofensywne aktywa to "półtorej" akcji Grzegorza Lecha w pierwszym kwadransie (po pierwszej Paweł Łukasik strzelił nad bramką, po drugiej olsztyński pomocnik upadł w polu karnym i... obejrzał żółtą kartkę). Do tego dochodziła przeogromna bezradność w konstruowaniu akcji ofensywnych. O ile w pierwszej połowie jeszcze coś się momentami udawało, o tyle w drugiej niemal każda próba wyprowadzenia piłki na połowę przeciwnika z powodu presingu rywali kończyła się wstecznym zagraniem do Zbigniewa Małkowskiego, który wybijał piłkę na połowę gospodarzy. To było "budowanie akcji po olsztyńsku", to było prawdziwie porażające.

Oczywiście można wchodzić w personalia i zastanawiać się choćby nad tym, dlaczego trener Jerzy Budziłek wystawił w meczu zawodnika X a nie Y. I czemu na tak ważny mecz sezonu lewa strona OKS 1945 była zbudowana z piłkarzy ofensywnych i prawonożnych: Daniela Michałowskiego i 18-letniego Piotra Sokołowskiego, pomocnika grającego wiosną po raz pierwszy? KSZO spróbowało na początku meczu dwa razy przedrzeć się swoją lewą stroną, ale po dwóch bezpardonowych wślizgach obrońcy Pawła Podhorodeckiego gospodarze natychmiast zrezygnowali i wrócili na prawą część boiska. I właśnie z tamtego sektora szybko "wyprodukowali" akcję, która skończyła się golem.

To w tej chwili niczego już nie zmieni, nasuwa się jednak pytanie, jak to się stało, że w Olsztynie wiosną zmarnowano taki kapitał ludzki? W zespole KSZO jest raptem trzech ludzi z przeszłością ligową (obrońca Tomasz Ciesielski, pomocnik Hubert Robaszek i napastnik Adam Cieśliński). A u nas? Zbigniew Małkowski, Piotr Kulpaka, Krzysztof Kowalczyk, Marcin Wincel, Grzegorz Lech, Piotr Ruszkul oraz grający w przeszłości na I-ligowym poziomie Paweł Łukasik, a do tego grupa młodych-zdolnych i powoływanych do reprezentacji Polski: Paweł Alancewicz, Grzegorz Piesio czy Piotr Głowacki. To jest więc pytanie za sto punktów: jak to możliwe, że z tego materiału nie udało się stworzyć ekipy, która rządziłaby w II lidze? Kto zespół przygotował, a raczej nie przygotował do grania wiosną? Kto zatrudnił poprzedniego trenera, po którym ciężko jest już cokolwiek poprawić? Dlaczego OKS tkwi w chaosie i jaka jest przyszłość klubu, w którym decyzje podejmuje się na zasadzie "A może się uda"?

Zbigniew Szymula
Uwaga! To jest archiwalny artykuł. Może zawierać niaktualne informacje.
Tagi: stomil oks