Spłaciliśmy dług wdzięczności

2022-12-27 13:00:00(ost. akt: 2022-12-27 12:03:54)
Jednym z mundialowych arbitrów jest Szymon Marciniak

Jednym z mundialowych arbitrów jest Szymon Marciniak

Autor zdjęcia: PAP/EPA

PIŁKA NOŻNA\\\ Szymon Marciniak, sędzia, który w znakomitym stylu prowadził finał mistrzostw świata Argentyna - Francja, zdaje sobie sprawę, że jego udział w tym meczu był możliwy również dzięki... odpadnięciu polskich piłkarzy w 1/8 finału.
Polska ekipa sędziowska zebrała wiele pochwał za prowadzenie na stadionie Lusajl w Katarze finału mistrzostw świata, w którym Argentyna triumfowała po rzutach karnych. Prawie 42-letniemu Marciniakowi pomagali jako asystenci: Tomasz Listkiewicz, syn byłego znanego arbitra i prezesa PZPN Michała Listkiewicza, oraz Paweł Sokolnicki, natomiast za ekipę VAR odpowiedzialny był Tomasz Kwiatkowski.
Po powrocie z Kataru polscy sędziowie w siedzibie PZPN spotkali się z grupą dziennikarzy.
- Mam wrażenie, że nasi piłkarze, bo grali przecież na mundialu i z Francją, i z Argentyną, wymarzyli sobie akurat taki finał. I chcieli, żebym ja go posędziował. A już na poważniej - tak wygląda turniej, niestety. To nie jest tylko tak, że sędzia jest najlepszy. Bardzo często wpływ na to, jak daleko może zajść, ma akurat forma danej reprezentacji czy federacji, którą reprezentuje dany arbiter - wyjaśnił Szymon Marciniak. - Akurat w naszym przypadku to się tak ułożyło, że od początku byliśmy w gronie kandydatów do finału. To się wie od razu. To się widzi po tym, na jakie mecze jesteśmy wyznaczani i jakiego rodzaju mamy zajęcia na treningach. Po spotkaniu Argentyna - Australia w 1/8 finału wiedzieliśmy, że coś jest na rzeczy. Wcześniej mieliśmy mecz drugiej kolejki fazy grupowej (Francji z Danią - red.). Mówiło się o ćwierćfinale, byliśmy tego prawie pewni. Okazało się, że jednak nie... No to zostały cztery mecze, a właściwie trzy, bo o trzecie miejsce jest z reguły nagrodą dla kogoś młodego lub przedstawiciela gospodarzy. Z tych trzech każdy byłby ogromnym szczęściem dla nas, ale gdy jesteś tak blisko finału, to myślisz właśnie o nim.

Już wcześniej były przesłanki, które pozwalały wierzyć, że to właśnie Polacy dostaną wymarzony finał. - Spodziewaliśmy się, że jesteśmy w bardzo wąskim gronie - dodał Marciniak. - W dodatku ci najbardziej doświadczeni sędziowie, jak Daniele Orsato, chodzili i mówili: „Sajmon, tylko wy, nikt więcej”. Oczywiście stąpaliśmy twardo po ziemi, ale z każdym dniem mocniej zdawaliśmy sobie sprawę, że jesteśmy coraz bliżej. Siedzieliśmy w dużej sali, szef sędziów FIFA Pierluigi Collina miał swoją dużą magiczną kartkę, tam była już wydrukowana obsada. Sala wypełniona najlepszymi sędziami na świecie i nagle słyszy się swoje nazwisko... Niesamowity moment, ciężko to opisać. Pamiętam, że najpierw przytuliłem Pawła (Sokolnickiego - red.), później „Liścia” (Tomasza Listkiewicza - red.). Obaj się rozczulili, ale wytrzymali do końca. Z reguły obsada była ogłaszana 48 godzin przed meczami. Tutaj zrobiono wyjątek, dowiedzieliśmy się w czwartek, czyli 72 godziny przed meczem. Collina to doświadczony menedżer. Pewnie wiedział ze swojego doświadczenia, że sędzia potrzebuje dodatkowych 24 godzin, żeby przyszły SMS-y, gratulacje. A później już czas na to, żeby się skupić. Nicola Rizzoli, były znakomity arbiter, sam zaczepił nas i powiedział:


„Panowie, koleżeńska rada. Wyłączcie telefony. Odbierzcie tylko te najważniejsze połączenia, od rodziny. Bo w głowie jest taki zgiełk”.

Wiadomo, euforia, radość, ale potem dochodzi stres. Tego się nie oszuka. Nawet taki zimny gość jak ja. Adrenalina była większa niż zazwyczaj - przyznał najsłynniejszy obecnie polski arbiter. - Czasami jest tak, że nie da się być na takim poziomie koncentracji przez 90 minut i znajdujesz sobie wtedy pewne momenty, kiedy pożartujesz z piłkarzem. A tutaj nie było żadnych powodów ani sytuacji do żartów. Już od początku to widziałem, np. gdy Adrien Rabiot sfaulował Rodrigo de Paula, ten za chwilę odepchnął go bez piłki. Już w szóstej minucie wiedziałem, że będzie gorąco i trzeba wejść na absolutne wyżyny. Trzeba było zarządzać - podkreślił Marciniak.
Polska ekipa sędziowska prowadziła wcześniej mecze z udziałem obu drużyn - Francji z Danią w fazie grupowej i Argentyny z Australią w 1/8 finału. Jak przyznał Marciniak, dzięki temu w finale było łatwiej. - Po pierwsze dlatego, że obie duże reprezentacje były zadowolone z naszego sędziowania. Były wręcz bardzo pozytywne słowa. Ze strony mediów i sztabów szkoleniowych. Po drugie, widzi się później tych zawodników w tunelu przed meczem, wszyscy się uśmiechają, przybijają piątki. Jest po prostu nić porozumienia i kredyt zaufania, że dopiero co sędziowało się ich mecze i dobrze to wypadło - przyznał Marciniak, jednocześnie przypominając pewien popularny w kręgach sędziowskich żart. - My zawsze robimy sobie żarty z dogrywki, bo żaden sędzia nie lubi ich mieć. Z różnych względów. W naszym środowisku, mówiąc dalej żartobliwie, doświadczeni sędziowie do dogrywki nie dopuszczają, bo nam za to dodatkowo nie płacą - powiedział z uśmiechem Szymon Marciniak, któremu jednak dogrywka w Katarze będzie się kojarzyć bardzo miło. - Dostaliśmy ponad tysiąc gratulacji z całego świata. Mnóstwo osób życzyło nam jak najlepiej, zwłaszcza po tym, co się wydarzyło półtora roku temu. Mam na myśli moje kłopoty zdrowotne, przez które ja i koledzy z obsady straciliśmy mistrzostwa Europy - przypomniał. - Ale dla nas najważniejsze jest to, co powiedział nam po meczu Collina. Że on był moim idolem, a po tym finale to my jesteśmy jego idolami. To się pamięta już na zawsze. Nie mamy żadnych kompleksów, ale jesteśmy z Polski. To nie jest najmocniejszy piłkarsko kraj, wiemy o tym dobrze. Pierluigi kiedyś coś w nas zobaczył, pociągnął nas do góry. Strasznie ten finał przeżywał. I później, gdy puściły wszystkim emocje, był bardzo szczęśliwy. Dla nas to podwójna duma, że postawił na nas, chłopaków z Polski. I się udało... Spłaciliśmy ten dług - dodał wzruszony Marciniak, przyznając, że wraz z kolegami znają swoje miejsce w szeregu. - To piłkarze są gwiazdami, my nie dorównamy nigdy tym najlepszym. Zresztą ja naprawdę cały czas wolę, gdy wokół sędziów jest cicho, bo zdaję sobie sprawę, jakie teraz będą wobec nas wymagania. Po tak dobrym prowadzeniu finału MŚ, jeśli gdzieś popełnię drobny błąd, to zaraz usłyszymy: „Patrzcie, finał mundialu sędziował, a teraz nawet autu nie widzi”. W sędziowaniu błędy będą się zdarzać. To nie jest tak, że zawsze będziemy w takiej formie jak w finale w Katarze - podkreślił polski arbiter, który w 2024 roku chętnie posędziowałby podczas igrzysk olimpijskich w Paryżu.
PAP