Jak ważne jest... zawiązane sznurowadło. Pochodząca z Olsztyna mistrzyni świata relacjonuje zawody Spartan [zdjęcia]

2022-12-16 09:00:00(ost. akt: 2022-12-16 09:46:48)
Agnieszka Maciejewska, pochodząca z Olsztyna mistrzyni świata w biegu z przeszkodami Spartan, opowiedziała nam o swoim starcie w Zjednoczonych Emiratach Arabskich

Agnieszka Maciejewska, pochodząca z Olsztyna mistrzyni świata w biegu z przeszkodami Spartan, opowiedziała nam o swoim starcie w Zjednoczonych Emiratach Arabskich

Autor zdjęcia: archiwum zawodniczki

SPORTY EKSTREMALNE\\\ Urodzona w Olsztynie Agnieszka Maciejewska, krótko po powrocie ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich, gdzie wybiegała złoty medal mistrzostw świata, podzieliła się swoimi wrażeniami z udziału w konkurencji Spartan. Posłuchajmy.

Mówi Agnieszka Maciejewska:
— Zostałam mistrzynią świata w Age Group 45-49 lat w biegu Spartan 2022. Przy tej okazji pragnę sprostować pewne nieporozumienie. Niektórzy obserwatorzy moich startów uważali, że zostałam mistrzynią świata w... Runmageddonie. Ale Runmageddon to nie jest nazwa tego sportu, lecz organizatora takich biegów z przeszkodami w naszym kraju. Natomiast Spartan to nazwa — o światowym zasięgu — zawodów biegowych z przeszkodami, opartych na treningach amerykańskiej marynarki wojennej.

Bardzo się cieszę ze zdobycia tego tytułu, a dodatkowo, że dobiegłam na metę jako trzecia ze wszystkich kobiet! To był najtrudniejszy bieg, w jakim brałam udział do tej pory. 21 kilometrów na pustyni, w ponad 30-stopniowym upale. Kilka godzin ogromnej, ciężkiej walki, głównie z samą sobą. Ostatnie 6 kilometrów biegła już tylko głowa, bo nogi nie miały siły.

Niekończące się wydmy, trudne przeszkody siłowe i techniczne na trasie. Za każdym razem, kiedy mijałam ledwo idących, wyczerpanych zawodników, miałam ochotę zatrzymać się i zrobić to samo, ale głowa kazała mi biec, wolno, ale jednak wciąż do przodu. Wygrała głowa, ale wygrało też wsparcie jakie otrzymywałam ze wszystkich stron.

Na jednym ze szkoleń, w których brałam udział, jeden z uczestników opowiedział taką historię: „Wiele lat temu byłem trenerem piłki nożnej chłopców w wieku przedszkolnym. Bardzo zależało mi na rozwoju tych dzieciaków, wkładałem w to całe serce, tłumaczyłem, motywowałem i non-stop wiązałem im rozwiązane sznurowadła. Czasami jednak powątpiewałem w sens mego zaangażowania, bo potrafili dać mi w kość. Nie słuchali, kłócili się, krzyczeli… jak to dzieci. Po roku zdecydowałem się zmienić pracę i na ostatnim naszym treningu poinformowałem o tym swoich podopiecznych. W tym momencie w sali zapanowała kompletna cisza. Ich oczy patrzyły na mnie ze smutkiem, ale też zauważyłem w nich pewną wdzięczność. Pośród tej ciszy podbiegł do mnie jeden z chłopców, spojrzał mi głęboko w oczy, przykucnął i… zawiązał moje sznurowadło. I wtedy wiedziałem, że było warto.”

Dlaczego przytoczyłam tę historię? Otóż czasem wkładamy w coś, co dla nas ważne, wiele wysiłku, czasem tak wiele, że powątpiewamy w tego sens, bywamy na skraju rezygnacji. Na drodze moich przygotowań do startów, w trakcie ciężkich, codziennych treningów, mnie również dopadały wątpliwości, jednak słowa osób, które zainteresowały się tym czym się zajmuję, komentarze, często również gratulacje jakie otrzymałam wcześniej i w ciągu ostatnich dni, były jak to zawiązanie sznurowadła. Pokazały, że każda kropla potu na treningach była tego warta. I to nie wygrana dała mi najwięcej satysfakcji, ale właśnie te wszystkie dobre słowa. Czytając w internecie gratulacje, niejednokrotnie łzy lały mi się po policzkach... Wszystko to dało mi tyle energii, że za kilka dni wracam do treningów, bo przede mną kolejny sezon.

Lech Janka