Nie mogę ci wiele dać...

2022-04-29 15:00:00(ost. akt: 2022-04-29 09:19:20)

Autor zdjęcia: Emil Marecki

KOSZYKÓWKA\\\ ...tak Tomasz Sztąberski, trener KKS Agapit Olsztyn, najbiedniejszego pierwszoligowego klubu, mówi do każdej koszykarki, którą chciałby ściągnąć do stolicy Warmii i Mazur. W klubie się nie przelewa, mimo to ma za sobą udany sezon.
- Można było lepiej rozegrać oba ćwierćfinałowe mecze z MUKS-em Poznań?
- Zawsze można coś lepiej zrobić. Na pewno jest niedosyt, bo zakończyliśmy rozgrywki na tym samym rywalu i na tym samym etapie co rok temu. Bardzo chcieliśmy się poznaniankom zrewanżować i być może to nas przerosło.
- Na tym etapie czasem o wyniku decydują szczegóły - na przykład wy do Poznania pojechaliście w dniu meczu, natomiast poznanianki przyjechały dzień wcześniej i nocowały w hotelu.
- Jednak rywalki praktycznie nie miały wyjścia, bo przecież gramy w Jezioranach, a tam kolej nie dojeżdża. My mieliśmy łatwiej, bo jest pociąg bezpośredni do Poznania, a z dworca do hali jest zaledwie kilometr, więc można nawet tyłem przejść. Czyli pod względem logistycznym to my mieliśmy łatwiej. Jednak Poznań to mocny klub, który chce wejść do Ekstraklasy, może nie w tym sezonie, ale jak utrzyma kadrę, to na pewno w niedalekiej przyszłości. Mają tam młody zespół, perspektywiczny i z odpowiednimi parametrami, więc ta mieszanka może „wypalić”.
- Najlepszy mecz KKS-u w tym sezonie to...
- ...wygrana z Politechniką Gdańską różnicą aż 40 punktów (107:67 - red.), chociaż do przerwy było blisko remisu. Zagraliśmy wtedy świetne dwie ostatnie kwarty. Poza tym bardzo dobre były też oba zwycięskie spotkania w play-offach z Mon-Polem Płock.
- No to teraz czas na najgorszy występ.
- Bez wątpienia porażka w Jezioranach z GTK II Gdynia (75:81 - red.). To spotkanie niezrozumiałe dla nas, odbija się nam czkawką do tej pory. Zbyt nonszalancko podeszliśmy do tego meczu, chociaż to może za duże słowo, chyba po prostu nie mieliśmy wtedy swojego dnia. A rywalki drugiego takiemu meczu już nie powtórzyły w tych rozgrywkach. Teraz tak sobie myślę, że szkoda, iż pchaliśmy się na to trzecie miejsce w swojej grupie I ligi, bo gdybyśmy zajęli czwartą pozycję, to w dalszej części rozgrywek - zamiast na Poznań - trafilibyśmy na Widzew. Co prawda łodzianki w grupie B zajęły pierwsze miejsce, ale po stracie Eweliny Gali (była reprezentantka Polski doznała urazu i zakończyła karierę - red.) był to już inny zespół. No i w play-offach Widzew przegrał z Pabianicami, które w naszej grupie były dopiero czwarte.
- Nie tylko Widzew doznał osłabienia, bo panu w trakcie sezonu ze składu wypadła Ksenia Woźniak.
- Bardzo nam jej brakowało, bo z Ksenią podczas meczów byłaby możliwa większa rotacja w składzie. Co prawda Patrycja Daliga, która ją zastąpiła, robiła wszystko, co w jej mocy, ale gdyby miała wartościową zmienniczkę, wtedy obie dałyby drużynie większy impuls i zysk. A tak musieliśmy mocno eksploatować Patrycję, co momentami odbijało się na jej grze, bo nie da się grać przez 40 minut na pełnych obrotach. Teraz nie ma sensu gdybanie, co by było, jakby grała Ksenia, czy awansowalibyśmy dalej, ale bez wątpienia na pewno by nam pomogła.
- Dla wielu kibiców zaskoczeniem była postawa Daligi...
- Już sam jej powrót do koszykówki był zaskoczeniem. Ostatnio Partycja, która pochodzi z Władysławowa, była u nas przez chwilę parę lat temu (sezon 2012/13 - red.), po czym w ubiegłym roku się przypomniała i tak ponownie nawiązaliśmy współpracę. A że Patrycja na co dzień mieszka w Jezioranach, więc wszystko się fajnie zgrało. Przypomnę, że w czasach młodzieżowej koszykówki to była czołowa koszykarka strefy warmińsko-mazursko-pomorskiej. Zawsze była królem strzelców i brylowała na parkietach. Po maturze przyszła do nas, ale potem na dłuższy czas dała sobie spokój z koszykówką.
- O ile postawa Daligi była niespodzianką, o tyle miejsce Joanny Chełchowskiej w najlepszej piątce sezonu zasadniczego sensacją na pewno nie było. Wyobraża pan sobie zespół bez tej zawodniczki?
- Nie dopuszczam do siebie takiej myśli, ale wiem, że kiedyś to się stanie. Na pewno po majówce będę wiedział coś więcej o jej planach. Joanna jest ikoną naszego zespołu, więc jak zakończy karierę, to już nikt nigdy w KKS nie zagra z numerem siedem. Póki żyję.
- Jest pan zadowolony ze współpracy z Jezioranami, bo na nową Uranię jeszcze przyjdzie nam poczekać?
- W następnym sezonie nadal będziemy grać w Jezioranach. Jestem wdzięczny burmistrzowi i dyrektorowi OSiR-u za udostępnienie hali i stworzenie odpowiednich warunków. Jesteśmy też pod wrażeniem wsparcia ze strony mieszkańców Jezioran. A co do nowej Uranii, to nie wiem, czy będzie nas na nią stać, bo ma to - jak zapowiedziały już władze Olsztyna - trochę kosztować. Jednak to dopiero przyszłość, więc póki co się tym nie martwię.
- Podobno z czołowej ósemki obu grup I ligi olsztyński klub ma najniższy budżet?
- To nieprawda, bo my mamy najmniejszy budżet ze wszystkich zespołów I ligi! To jest sprawa bezdyskusyjna. Ale mamy to, co mamy, i robimy wszystko, żeby się w tym zmieścić. Oczywiście staramy się budżet powiększyć, raz jest lepiej, raz jest gorzej, ale jakoś przetrwaliśmy te 11 pierwszoligowych sezonów. W poprzednich latach dotacje z budżetu miasta mieliśmy większe, nawet o 20 procent. Ostatnio jednak bardzo mocno patrzy się na punktację młodzieżową i to ona decyduje o takiej, a nie innej dotacji. My mieliśmy słabsze wyniki, dodatkowo pandemia też swoje zrobiła.
- W tym sezonie w końcu zdobyliście sponsora tytularnego, o co ciężko w tych trudnych czasach.
- O szczegółach umowy nie będę mówił, bo to tajemnica handlowa. Nie jest to porównywalne z tym, co dostajemy z kasy miejskiej, ale stanowi to uzupełnienie budżetu, po prostu pozwala nam go spiąć. Poza tym pomagał nam marszałek województwa oraz firma Szopex. Natomiast dzięki firmie Agapit, która została naszym sponsorem tytularnym, przetrwaliśmy najcięższy czas, czyli grudzień i styczeń, bo dotacja z urzędu miasta zaczyna się dopiero w lutym. Po ostatnim spotkaniu rozmawiałem ze sponsorem. Wszyscy są zadowoleni ze współpracy, więc w maju porozmawiamy o przyszłym sezonie. Wtedy też spotkamy się z dziewczynami, bo chcę wiedzieć, jak one widzą swoją ewentualną grę w przyszłym sezonie. Na razie żadna z nich nie zapowiedziała odejścia.
- Jak ocenia pan ostatni sezon I ligi?
- Poziom bardzo się wyrównał, może poza MKS Pruszków, który wyraźnie dominował. Stworzyli tam bardzo dobry team, pełna dziesiątka, z której każda z zawodniczek mogła grać w pierwszej piątce. Dzięki czemu podczas meczów była tam olbrzymia rotacja w składzie - średnia gry każdej zawodniczki to 20 minut. Reszta stawki była bardzo wyrównana, bo wszystkie zespoły starają się wzmacniać, ale do tego potrzeba pieniędzy, których u nas, niestety, nie ma...
- A bez nich nie ma mowy o powrocie kobiecej Ekstraklasy do Olsztyna...
- Nie, bowiem od tego wszystko się zaczyna. Co z tego, że zadzwonię do jakiejś koszykarki z propozycją gry, skoro nic jej nie mogę zaoferować. A obecnie nawet młode dziewczyny, dopiero na dorobku, już stawiają niekiedy olbrzymie - jak na nasze warunki - wymagania finansowe. Mimo to czujemy dużą satysfakcję, bo w tym sezonie przegrywało z nami wiele silniejszych i bogatszych klubów. Był to efekt naszej waleczności i zaangażowania, a pewnie też i tego, że od lat jesteśmy praktycznie zespołem opartym na miejscowych zawodniczkach.

* W finale I ligi zagra AZS Uniwersytet Gdański, który w półfinale dwukrotnie pokonał Grot F&F Automatyka Pabianice (70:54, 67:44), oraz Iodica TopMarket MKS Pruszków, który dwa razy wygrał z MUKS Poznań (78:63, 85:67).
Warto zauważyć, że w półfinale były aż trzy zespoły z „olsztyńskiej” grupy I ligi (Pabianice, Pruszków i AZS UG).

EMIL MARECKI