Na japońskim lotnisku był... "młyn"

2021-07-26 12:00:00(ost. akt: 2021-07-25 22:54:21)

Autor zdjęcia: Dariusz Nowicki

PROSTO Z JAPONII\\\ Moja olimpijska podróż zaczęła się do problemów, bo każdy uczestnik wyjazdu na igrzyska musi mieć w smartfonie aplikację OCHO, której zadaniem jest monitorowanie naszego stanu zdrowia - z Japonii pisze Dariusz Nowicki.
Niestety, w moim wypadku aplikacja OCHO nie dawała się w żaden sposób uruchomić, bo po wpisaniu danych, czyli numeru akredytacji na czas obozu przedolimpijskiego (akredytacja stanowi formę wizy do Japonii) oraz numeru paszportu, system informował, że nie ma osoby o tych parametrach! A bez aktywnej aplikacji nie można wjechać do Japonii, więc cały poranek przed wylotem z Warszawy pozostawałem w kontakcie z urzędniczkami z PKOl-u, które pomagały mi rozwiązać ten problem. Jak się później okazało, problem z OCHO wyniknął z powodu wycofania mojej akredytacji na pełny pobyt na Igrzyskach i zastąpienie jej pobytem tylko w obozie przedolimpijskim. Ostatecznie dzięki wspólnemu wysiłkowi w końcu udało się przygotować dokumenty pozwalające na wylot.

Lot trwał ponad 10 godzin, ale przebiegał bardzo płynnie. Co prawda początek został lekko zakłócony, bo tuż przed startem na pokład wszedł Pan Prezydent ze swoją ochroną, więc część zawodników musiała ustąpić swoje miejsca ochroniarzom, by ci mogli usiąść w miejscach „wrażliwych”, ale potem było już bez niespodzianek.

Spora grupa zawodników ze względu na mniejszą liczbę pasażerów mogła się położyć nawet na trzech siedzeniach i spokojnie przespać niemal całą podróż. Niektórzy w tym celu wykorzystywali nowoczesną psychologiczną technologię - stymulowali sen za pomocą specjalnego mikrokomputera mnemosline, który za pomocą impulsów świetlnych wprowadza mózg i cały układ nerwowy w stan relaksu.
Jednak po wylądowaniu samolotu w Japonii o relaksie już mowy nie było, bowiem na lotnisku zaczął się prawdziwy młyn. Aby przejść procedury antycovidowe potrzebowaliśmy ponad cztery godziny! Składało się na nie oczekiwanie w kolejkach, wypełnianie stosu dokumentów, przechodzenie do kolejnego punktu na lotnisku pod nadzorem wolontariuszy, a potem była następna kolejka, kolejne kwestionariusze i test antycovidowy i tak dalej do kolejnego stanowiska. Dopiero po trzech godzinach zostaliśmy odprawieni formalnie i z pieczątką w paszporcie uprawniającą do trzymiesięcznego pobytu w Japonii mogliśmy odebrać bagaże, by… przejść do kolejnego pomieszczenia, gdzie przez godzinę oczekiwaliśmy na wynik testów.

W efekcie dopiero po ponad czterech godzinach mogliśmy opuścić lotnisko i wsiąść do autokaru, który zawiózł nas do odległego od Tokio o 400 kilometrów miasta
Kaminoyama, gdzie został zorganizowany obóz przedolimpijski dla polskich lekkoatletów. Przy tej odległości lepszy byłby pewnie samolot, ale z powodu epidemii zrezygnowano z tej formy transportu.
Ostatecznie po sześciogodzinnej podróży dotarliśmy na miejsce, gdzie zostaliśmy powitani przez obsługę ośrodka sportowego. Mężczyźni i kobiety stali z polskimi flagami, witając kolejną grupę polskich sportowców, a we wszystkich budynkach, apartamentach i stołówce znajdują się tabliczki z napisami po japońsku i po polsku, ułatwiające poruszanie się po ośrodku oraz wyjaśniające procedury pobytu.

Dariusz Nowicki, psycholog sportu klasy mistrzowskiej Polskiego Towarzystwa Psychologicznego