Powoli można zacząć się pakować...

2021-06-16 14:00:00(ost. akt: 2021-06-16 14:18:44)
Robert Lewandowski podczas meczu ze Słowacją

Robert Lewandowski podczas meczu ze Słowacją

Autor zdjęcia: pzpn.pl

PIŁKA NOŻNA\\\ Samobój, czerwona kartka i porażka z najsłabszym rywalem w grupie – oto inauguracja Euro 2020 w wykonaniu polskich piłkarzy, dla których już w sobotę turniej może się zakończyć. Nic dziwnego, że ekipę Paulo Sousy zalała fala krytyki.
Mundial 2002 – 0:2 z Koreą Południową, Mundial 2006 – 0:2 z Ekwadorem, Euro 2012 – 1:1 z Grecją, Euro 2016 – 1:0 z Irlandią Północną, Mundial 2018 – 1:2 z Senegalem, no i teraz 1:2 ze Słowacją, czyli ogółem tylko jedno zwycięstwo i aż cztery porażki na sześć spotkań – tak zaczynali wielkie turnieje w 21. wieku Polacy. Czy to znaczy, że nad meczami otwarcia Biało-Czerwonych ciąży jakieś fatum?

– To nie jest klątwa, tylko słaba dyspozycja polskiej drużyny. Trudno dopatrywać się tu metafizycznych przyczyn. Trener Sousa nie wykorzystał dwóch ostatnich meczów na to, aby przygotować zespół na mecz z pozbawioną wielkich gwiazd – poza najlepszym na boisku Ondrejem Dudą – Słowacją. Słaba dyspozycja środka obrony, środka pomocy, mam tu na myśli Krychowiaka, Zielińskiego i Lewandowskiego. Przywództwa na boisku nie było i zapłaciliśmy za to wszystko srogą, bardzo bolesną karę... – komentuje Bogusław Kaczmarek, asystent byłego trenera kadry Leo Beenhakkera.

Były szkoleniowiec Stomilu Olsztyn mówi bez ogródek, że przez swoje eksperymenty Paulo Sousa nie przygotował reprezentacji do turnieju. – Drugą bramkę straciliśmy po stałym fragmencie gry. Gramy trójką z tyłu, więc powinniśmy dać im zagrać w tym ustawieniu co najmniej dwa mecze, a tego nie było. Eksperyment gonił eksperyment, a to nie dawało żadnego doświadczenia i informacji na przyszłość. Nie rozumiem niektórych rzeczy. Trener Sousa uczy się polskiej piłki – mam tu na myśli reprezentację – a w pierwszej fazie jego pobytu w Polsce zawiodła informacja. Zabrakło głosu trenera Polaka, który spełniałby rolę pomostu pomiędzy sztabem a drużyną i w przyszłości mógłby przejąć obowiązki pierwszego trenera. W trybie nagłym zostali dowołani Maciek Stolarczyk i Marcin Dorna, ale nie starczyło czasu na to, żeby pozyskać taką ilość informacji, by przynajmniej zremisować – podkreśla Kaczmarek, który zwraca uwagę m.in. na to, że chyba najbardziej krytykowany przez ekspertów Grzegorz Krychowiak (w 62. min zobaczył drugą żółtą, no i czerwoną kartkę) nie powinien być wystawiony na tej pozycji.
– W Lokomotiwie grał 20 meczów na „ósemce” i był kreatorem gry, a tu grał cofnięty i był na wstecznym hamulcu. On odzwyczaił się od gry na tej pozycji i jemu to granie też nie leżało. Już pierwszy faul był sygnałem, że trzeba coś zmienić...
Bogusław Kaczmarek na koniec zwraca uwagę na to, że walczyć trzeba do końca. – Bez strzałów nie ma bramek. Jest smutno, ale trzeba z tym żyć. To nie koniec świata, ale dostaliśmy wyraźny sygnał, że w tej drużynie jest wiele niedostatków, braków, niedoróbek taktycznych. Teraz sztab ma czas na to, aby pewne rzeczy skorygować i przystąpić do meczu z Hiszpanią. Ludzie lamentują, że nie mamy co wychodzić na ten mecz, ale skoro tak, to może od razu wsiadajmy w samolot i lećmy do hotelu, a potem do domu...

Przypominamy, że w drugim spotkaniu „polskiej” grupy E Hiszpanie niespodziewanie tylko zremisowali ze Szwecją 0:0, a to nie jest dobry wynik dla Polski.
Wystarczy, że w piątek Szwedzi ograją Słowaków, a w sobotę nasza drużyna przegra w Sewilli (mecz z Hiszpanią zacznie się o g. 21), co jest bardzo prawdopodobne, żeby najczarniejszy scenariusz ziścił się już po drugiej kolejce. Przy takich rozstrzygnięciach Polacy odpadną z Euro 2020 jeszcze przed ostatnim pojedynkiem, ze Szwecją (23 czerwca, g. 18 w Sankt Petersburgu)! I wtedy nie pomoże tu nawet najefektowniejsze (choć w takiej formie zespołu: i tak pisane palcem po wodzie) zwycięstwo nad Trzema Koronami... Bo Biało-Czerwoni mogliby się wówczas co najwyżej zrównać punktami ze Słowacją (Hiszpanie i Szwedzi mieliby już po cztery „oczka”), tyle że w bezpośrednim pojedynku lepszy był rywal. A odpaść z turnieju, w którym do fazy pucharowej przechodzi aż 16 z 24 drużyn – i to odpaść już po dwóch rundach spotkań – byłoby naprawdę dużą sztuką...

Na koniec jeszcze parę zdań o tym, co może czekać Polskę w sobotę. Otóż w meczu ze Szwecją Hiszpanie zaliczyli aż... 85 procent posiadania piłki, co jest najlepszym wynikiem w historii ME od 1980 roku, czyli od kiedy zaczęto zbierać takie dane! Ale to nie jedyny rekord, jaki pobiła ekipa Luisa Enrique – w pierwszej połowie gospodarze zaliczyli aż 419 celnych podań, a to także jest najlepszy wynik w historii mistrzostw Europy. Szwedzi z kolei zdołali w tym czasie podać do siebie tylko 38 razy, czym również zapisali się na kartach historii. Na tym nie koniec: cały mecz Hiszpanie zamknęli z liczbą 917 podań (830 celnych!), bijąc tym samym własny rekord sprzed 9 lat (859 podań w meczu z Irlandią podczas Euro 2012). Co ciekawe, Szwecja miała w Sewilli tylko 89 celnych podań, ale zdołała wywalczyć punkt...

>> Kolejne spotkania: Szwecja – Słowacja (piątek, g. 15, Sankt Petersburg), Hiszpania – Polska (sobota, g. 21, Sewilla), Słowacja – Hiszpania (Sewilla), Szwecja – Polska (Sankt Petersburg; oba w środę o g. 18).

GRUPA E
1. Słowacja 3 2:1
2. Hiszpania 1 0:0
Szwecja 1 0:0
4. Polska 0 1:2