Spełniło się pierwsze marzenie

2021-04-22 13:00:00(ost. akt: 2021-04-22 12:24:19)
Aleksandra Lisowska (AZS UWM Olsztyn) z dumą prezentuje złoty medal wywalczony w Dębnie

Aleksandra Lisowska (AZS UWM Olsztyn) z dumą prezentuje złoty medal wywalczony w Dębnie

Autor zdjęcia: Emil Marecki

SPORT AKADEMICKI\\\ Ciągle wydaje mi się, że to jest sen – mówi Aleksandra Lisowska z AZS UWM Olsztyn, mistrzyni Polski w maratonie, która złoto w Dębnie poparła wyrównaniem 20-letniego rekordu kraju oraz wypełnieniem minimum olimpijskiego!
– Już dotarło do pani to, co się wydarzyło w Dębnie?
– Ciągle nie mogę w to uwierzyć... Spać nie mogę, bo boję się, że jak się obudzę, to się okaże, że to był tylko sen (uśmiech). Mam łzy w oczach, jak o tym mówię.

– Trudno będzie przebić komuś ten wyczyn: dwa tytuły mistrzyni Polski w maratonie zdobyte w odstępie czterech miesięcy. Co by pani powiedziała na to pół roku temu?
– Bym w to nie uwierzyła, bo wiem, że dziewczyny biegające maraton w Polsce są mocne. Wcześniej nigdy nie wygrałam na przykład z Izabelą Paszkiewicz ani z Iwonką Bernardelli, które zawsze biegały na wysokim poziomie (odpowiednio, brązowa medalistka i czwarta zawodniczka MP w Dębnie – red.). A ostatnio miałam nawet problem z Angeliką Mach, która na mistrzostwach świata w półmaratonie w Gdyni odstawiła mnie na ponad minutę (Mach zdobyła w Dębnie srebro – red.). Między mną i dziewczynami była przepaść, więc gdybym pół roku temu usłyszała, że dzisiaj będę tu gdzie jestem, to chyba bym to wyśmiała. Tym bardziej jestem tym wszystkim zaskoczona.

– Co się stało, że zrobiła pani tak błyskawiczne postępy?
– To pytanie do mojego trenera, który doprowadził mnie na taki poziom (śmiech). Uważam, że to tylko pokazuje, że już wcześniej byłam przygotowana na minimum olimpijskie (2:29.30 – red.). Pandemia sprawiła jednak, że nie było możliwości nabiegania takiego wyniku wcześniej. To znaczy szykowałam się na to już w listopadzie, kiedy miały być mistrzostwa Polski 2020, i już wtedy powinnam pobiec 2:29.00, albo i lepiej. Ale tamten plan się skomplikował, bo maraton przeniesiono z Dębna do Oleśna i przesunięto go na grudzień. Formę przygotowaliśmy na listopad, a tu trzeba było ją „przedłużyć” o kolejny miesiąc. Trener miał trudne zadanie, no i, niestety, okazało się, że im bliżej grudniowego terminu, tym bardziej byłam zmęczona. Do tego trasa w Oleśnie była trudna, z dużą liczbą podbiegów i przeciwnym wiatrem, no i do minimum trochę zabrakło. Choć patrząc na to z perspektywy paru miesięcy, no i już po Dębnie – gdzie jest tak szybka trasa, a warunki były optymalne – jestem w szoku, że tam pobiegłam w tych ciężkich warunkach 2:30.47.

Cała rozmowa w czwartkowej Gazecie Olsztyńskiej