Boks? Większe pieniądze czekają w MMA

2021-02-17 12:00:00(ost. akt: 2021-02-17 20:51:16)
   — Dziękuję wszystkim przyjaciołom. A hejterom... sami wiecie — stwierdził chwilę po wygranej Przemysław Opalach (z lewej)

— Dziękuję wszystkim przyjaciołom. A hejterom... sami wiecie — stwierdził chwilę po wygranej Przemysław Opalach (z lewej)

Autor zdjęcia: Opalach Fight Team

— Obecnie chyba łatwiej będzie o kasowe walki w MMA niż w boksie, który ostatnimi czasy kuleje... — mówi Przemysław Opalach. Olsztyński bokser udanie zadebiutował w mieszanych sztukach walki, pokonując przez TKO w 1. rundzie Konrada Cyranowskiego.
— Niedawno wyszedłeś z oktagonu (rozmowę przeprowadzono zaraz po debiutanckiej walce Opalacha – red.), więc tak na gorąco: czym zaskoczył cię rywal?
— Chyba ambicją, odwagą. Myślałem, że podejdzie do walki bardziej asekuracyjnie, a jeśli już ruszy, to od razu spróbuje sprowadzić mnie do parteru. Nie spodziewałem się, że będzie starał się zaskoczyć mnie w mojej koronnej płaszczyźnie, czyli w stójce.

— W pewnej chwili wykręcił nawet „obrotówkę”. Zaskoczyło cię to kopnięcie?
— Nie na tyle, abym dał się złapać, ale zrobiło to na mnie wrażenie. W oktagonie nie było czasu, żeby to roztrząsać, ale jak już później obejrzałem sobie tę walkę, to... cieszę się, że nie złapał mnie tym ciosem. Wyglądał na taki, który mógłby zaboleć (uśmiech).

— Przed walką chyba najbardziej obawiałeś się, że rywal cię obali. No i udało mu się.
— Byłem za to trochę zły na siebie. Dały znać o sobie nawyki, których przez lata nabrałem w boksie. Gdy zobaczyłem ten obszerny cep, czy jakkolwiek nazwać ten cios, w stójce najzwyczajniej bym go przyjął na podwójną gardę albo od razu skontrował. Tyle, że nie było kiedy, bo on już był w moich nogach i lecieliśmy na matę.

— Pojawiła się myśl, że to może być początek końca?
— Wiedziałem, że lekko nie będzie. Ale uspokoiłem się, gdy udało mi się „zapiąć” nogi, czym wyraźnie ograniczyłem mu pole działania. Zdziwiłem się, bo zrobiłem to automatycznie, a trenuję przecież parter zaledwie od kilku tygodni. Przydały się wskazówki, które wcześniej wbijali mi na taką sytuację do głowy moi trenerzy Robert Szwarc i Michał "Krzyniu" Ostrowski. To zwycięstwo i trofeum, które przywiozłem z Krakowa, dedykuję właśnie im. A lekko nie mieli.

— O dalszych planach w MMA nie chciałeś rozmawiać przed walką. Wygrałeś, więc co dalej?
— Muszę to wszystko jeszcze przemyśleć. Niewątpliwie walki w MMA są kuszące. Wydaje mi się zresztą, że obecnie łatwiej będzie o walki, w których można zarobić, właśnie w MMA. Tym bardziej, że boks, zwłaszcza ten w Polsce, ostatnimi czasy wyraźnie kuleje. Chętnych do walki ze mną nigdy nie brakowało, ale z reguły byli chętni tylko wtedy, gdy to ja zapewniałem im wypłaty. A ja nie chcę być niczyim sponsorem. Mam już 34 lata, rodzinę i jedno zdrowie. W moim przypadku to już nie czas, aby myśleć o byciu mistrzem świata. Nie chcę jednak palić za sobą mostów. Zobaczymy, co przyniosą najbliższe tygodnie. Czeka mnie kilka rozmów, a może w międzyczasie pojawią się jakieś inne ciekawe oferty... Ze sportami walki nie kończę, choć trudno mi wskazać teraz, w jakiej formule będę występował.

Więcej - w środowej "Gazecie Olsztyńskiej".