Zlatan szokuje nie tylko na boisku

2020-11-17 14:00:00(ost. akt: 2020-11-17 10:47:20)
Zlatan Ibrahimović

Zlatan Ibrahimović

Autor zdjęcia: Abel Tumik/Shutterstock.com

Kiedy Zlatan Ibrahimović debiutował w seniorskim futbolu, Leo Messi był dzieckiem cierpiącym na niedobór hormonu wzrostu, a 14-letni Cristiano Ronaldo przekonywał swoją mamę, żeby pozwoliła mu odpuścić szkołę na rzecz futbolu.
Dzisiaj, mając 39 lat na karku, Zlatan Ibrahimović wciąż jest czołowym napastnikiem świata, liderem klasyfikacji strzelców Serie A, który ma w tym sezonie na koncie tyle goli, co CR7 i Messi... razem wzięci. Gra na tyle dobrze, że zasugerował nawet możliwość powrotu do reprezentacji Szwecji. Jaki jest sekret jego długowieczności?
Pomimo szalejącej w całej Europie pandemii koronawirusa, prace nad filmem biograficznym o Zlatanie Ibrahimoviciu, opartym na jego głośnej książce „Ja, Zlatan”, idą pełną parą. Twórcy produkcji, która ma trafić do kin jesienią przyszłego roku, zacierają ręce, patrząc na obecną formę gwiazdora AC Milan, który łamie wszelkie prawidła dotyczące najlepszego wieku dla piłkarza, będąc znów jednym z czołowych napastników świata.

Dzięki jego grze Rossoneri po raz pierwszy od lat poważnie liczą się w walce o mistrzostwo Serie A, a sam Szwed puścił oko do swoich rodaków, sugerując na Instagramie możliwość powrotu do reprezentacji Szwecji, z którą Polska zmierzy się w nadchodzących mistrzostwach Europy.

Filmowa opowieść będzie skoncentrowana na drodze młodego syna imigrantów z Bałkanów do międzynarodowej kariery, ale historia jego sukcesu wciąż pisze się na naszych oczach. – Zlatan to nie tylko fantastyczny piłkarz, ale też historia nieporównywalna z innymi. Jego podróż z przedmieść Malmö na światowe areny to klasyczna opowieść z gatunku „od pucybuta do milionera”. Chcieliśmy uchwycić całą złożoność jego drogi i podkreślić kluczowe punkty zwrotne, a także kryzysowe momenty – podkreśla David Lagercrantz, współscenarzysta filmu i autor biografii Zlatana. Producenci mają szczęście, że scenariusz prowadzi nas przez życie piłkarza tylko do 23. roku życia, bo w przeciwnym razie musieliby przygotować nie film, tylko wieloodcinkowy serial. I pewnie nie skończyłoby się na jednym sezonie.
Przecież już sam romans Zlatana z drużyną narodową to materiał na wielogodzinną hollywoodzką opowieść. Odcinek pierwszy: w poszukiwaniu tożsamości. Ibrahimović miał do wyboru aż trzy reprezentacje. Urodził się w Szwecji, jego tata jest Bośniakiem, a mama Chorwatką. Ostatecznie postawił na zespół Trzech Koron, odwdzięczając się w ten sposób krajowi, który go wychował.

Odcinek drugi: zespół jednej gwiazdy. Na przestrzeni piętnastu lat rozegrał w żółto-niebieskich barwach 116 spotkań, zdobył 62 bramki i… niczego szczególnego nie osiągnął. Szwedzi ze Zlatanem w składzie przeważnie albo nie kwalifikowali się do wielkich turniejów, albo odpadali w fazie grupowej. Największy sukces ostatnich lat – ćwierćfinał mistrzostw świata w 2018 roku – osiągnęli, kiedy Ibry w kadrze zabrakło. – Mundial beze mnie nie ma sensu, nie ma po co tego oglądać. Ale Szwecji będzie łatwiej, przynajmniej zagra bez presji. Ze mną musiałaby walczyć o zwycięstwo, taki mam charakter – mówił przed turniejem, który śledził z loży VIP jako przedstawiciel jednego ze sponsorów. Okazało się, że faktycznie Szwedom poszło najlepiej od lat, a z turniejem pożegnali się dopiero po porażce w ćwierćfinale z Anglią, późniejszym wicemistrzem.

Odcinek trzeci: rozstania i powroty. O tym, że Zlatan nie ma łatwego charakteru, nie trzeba nikogo przekonywać. Najlepiej zdają sobie z tego sprawę kolejni selekcjonerzy kadry. Jako pierwszy skonfliktował się z nim Lars Lagerbäck. W 2006 roku przed meczem eliminacji do Euro Ibra wybrał się do klubu nocnego wspólnie z Olofem Mellbergiem i Christianem Wilhelmssonem. Selekcjoner odesłał całe trio do domów za złamanie zasad obowiązujących na zgrupowaniu. I o ile dwaj koledzy posypali głowy popiołem i na kolejnym zgrupowaniu wrócili do łask, o tyle Zlatan uznał, że kara była niesłuszna i rozpoczął kilkumiesięczny bojkot drużyny narodowej. Potem powrócił, ale nie na długo, bo dwa lata później, gdy Szwedzi nie zakwalifikowali się na Mundial w RPA, Ibrahimoviciowi odechciało się grać w kadrze. Po kilku miesiącach dał się jednak przekonać do powrotu nowemu selekcjonerowi Erikowi Hamrenowi, który powierzył mu opaskę kapitańską.

Odcinek czwarty: kij w mrowisku. Ostatecznie (tylko czy na pewno?) Zlatan rozstał się z drużyną narodową po Euro 2016, na którym Szwedzi, jako jedna z nielicznych drużyn w nowej formule, nie wyszli nawet z grupy. Od tego czasu Trzy Korony grają lepiej, przestały być uzależnione od jednego zawodnika. Nawet kibicom jego ewentualny powrót nie jest w smak – dziennik „Aftonbladet” przed Mundialem 2018 zrobił ankietę, w której aż 63 procent badanych stwierdziło, że jest przeciwne ewentualnemu powrotowi napastnika do kadry.

Nie przeszkadza to Zlatanowi w regularnym wkładaniu kija w mrowisko. Po raz ostatni zrobił to niedawno, wrzucając na Instagrama swoje zdjęcie w żółto-niebieskiej koszulce, z podpisem „dawno się nie widzieliśmy”.

Medialna burza znowu odżyła, dopiero słowa selekcjonera Janne Anderssona, który przypomniał, że Ibra 4,5 roku temu ogłosił koniec gry w kadrze i nic w tej sprawie się nie zmieniło, uspokoiły sytuację. Na razie, bo Zlatan w takiej formie byłby łakomym kąskiem dla każdej drużyny na świecie. Co ciekawe, w ciągu kilku tygodni, kiedy jego powrót wydawał się realny, kursy u bukmacherów na to, że Szwecja zdobędzie mistrzostwo Europy, spadły. Obecnie na przykład w firmie Totolotek, u legalnego bukmachera, za jedną złotówkę postawioną na to zdarzenie można zarobić aż sto złotych (minus podatek). To dokładnie taka sama stawka, jak za historyczny triumf biało-czerwonych, którzy zmierzą się ze Szwedami w fazie grupowej. W oczach ekspertów z branży bukmacherskiej, powrót snajpera Milanu byłby tym czynnikiem, który sprawiłby, że Szwedzi byliby jedynie nieznacznie lepsi od Polaków.

W ostatnich latach eksperci i kibice z całego świata często podnosili głosy, że klasa sportowa Ibrahimovicia nie nadąża za jego wybujałym ego i rozbuchanym gwiazdorskim wizerunkiem. Teksty piłkarza w stylu: „To nie Zlatan ma koronawirusa, tylko koronawirus Zlatana” przestały bawić, a zaczęły irytować tak jak kiedyś żarty o Chucku Norrisie. O ile jednak odtwórca roli „Strażnika Teksasu”, wbrew pogłoskom, pewnie jednak nie byłby w stanie trzasnąć drzwiami obrotowymi czy kozłować piłką lekarską na plaży, o tyle Ibrahimović swoją dyspozycją w wieku 39 lat udowadnia, że jednak ma w sobie coś nadludzkiego. Przede wszystkim jest to olbrzymia pasja do pracy. – Cierpię, kiedy trenuję, ale kocham to cierpienie. Od najmłodszych lat musiałem robić więcej niż inni. Bez tego nie byłbym Zlatanem – podkreśla „Ibrakadabra”. Wszystkim wydawało się, że kiedy w wieku blisko 37 lat wyjeżdżał za ocean, żeby grać w MLS, rozpoczął właśnie epilog pięknej piłkarskiej historii. Kiedy jednak kibice powoli dojadali popcorn i szykowali się na napisy końcowe, okazało się, że bohater dopiero się rozkręca.

I pozostał tym samym niepokornym „Ibrą”, bo na pożegnanie z amerykańskimi kibicami w mediach społecznościowych napisał: „A teraz wracajcie oglądać baseball”.

Oby tylko ostatnie fragmenty tej epickiej historii nie koncentrowały się na ucieraniu nosa Polakom. Jednego, Krzysztofa Piątka, już pozbawił nadziei na zrobienie kariery na San Siro. Oby Jens Andersson dalej uparcie trwał w postanowieniu o nieprzywracaniu Ibrahimovicia do drużyny narodowej, bo na Euro „skrzywdzeni” mogą zostać nasi kolejni rodacy.
red.