Jak stracić miliony i szacunek?

2020-09-15 15:00:00(ost. akt: 2020-09-15 13:26:24)
Novak Djoković

Novak Djoković

Autor zdjęcia: Leonard Zhukovsky, shutterstock.com

Mistrz. Rozkapryszony dzieciak. Człowiek z obsesją zwycięstwa. Antyszczepionkowiec. Filantrop. Furiat. Dziecko wojny. To nie skład dziwacznej drużyny, tylko niezwykle skondensowany opis jednego sportowca – tenisisty Novaka Djokovicia.
W ubiegłym tygodniu Novak Djoković za pozornie błahe przewinienie został zdyskwalifikowany z wielkoszlemowego US Open. Jednak trzeba przyznać, że przez ostatnie lata Serb uczciwie na to wykluczenie zapracował, zniechęcając do siebie znaczną większość tenisowego świata. Tego, który zawsze będzie „tym trzecim”, nawet jeśli zostanie sam na szczycie.
Djoković pojawił się na wielkiej tenisowej scenie, kiedy klucze do serc kibiców były już rozdane. Większa część była w rękach szwajcarskiego gentlemana Rogera Federera, a nieco mniejsza u jego największego rywala, czyli prostolinijnego Hiszpana Rafaela Nadala. Novak Djoković ze swoją wielką sportową klasą pojawił się w niewłaściwym miejscu i niewłaściwym czasie. Z wielkim prawdopodobieństwem zakończy karierę jako najwybitniejszy tenisista w historii. Już dziś pod względem liczby wielkoszlemowych triumfów depcze po piętach dwóm wielkim rywalom, a jest od obu młodszy i mniej wyeksploatowany. Jednak najważniejszą dla siebie walkę od lat przegrywał.

– Novak ma bolesną zadrę w sercu, bo chce, by cały świat go kochał, a tak się nie dzieje – analizował John McEnroe, legendarny tenisista.
Amerykański dziennikarz Ben Rothenberg poszedł jeszcze dalej, twierdząc, że najmocniej wspierana przez kibiców trójka tenisistów na świecie to Federer, Nadal, i ten, który akurat gra... przeciwko Djokoviciowi. Przez ostatnie miesiące „Nole” zajmował się głównie wbijaniem kolejnych gwoździ do swojej wizerunkowej trumny, zaczynając od organizowania pokazowych turniejów tenisowych na Bałkanach, w trakcie których ignorował wszelkie reguły bezpieczeństwa epidemicznego, a kończąc na kompletnie przypadkowym i ekstremalnie głupim uderzeniu sędziny liniowej piłką, co kosztowało go przeszło ćwierć miliona dolarów w nagrodach i – prawdopodobnie – wielkoszlemowy tytuł.
Analizując dane z Google, Djoković jest najpopularniejszym tenisistą w siedmiu krajach: Serbii, Czarnogórze, Bośni i Hercegowinie, Chorwacji, Słowenii, Kosowie i Macedonii Północnej. Na Bałkanach to lokalny bohater, filantrop wspierający lokalne społeczności, którego fundacja zbudowała 43 przedszkola i wyszkoliła ponad 1500 nauczycieli.

Warto przypomnieć, że Serb miał 12 lat, kiedy przeżył naloty sił NATO, bombardujących jego rodzinny Belgrad. Trenował gdzie tylko mógł, odbijając tysiące razy piłkę o ściany zrujnowanego basenu. Nigdy nie porzucił marzenia o wielkoszlemowym tytule. O byciu największym, o pójściu w ślady Pete’a Samprasa, zwycięzcy Wimbledonu w 1993 roku – pierwszego wielkiego turnieju oglądanego przez małego „Nole”. Jego drogę do wielkości znakomicie pokazała Polka Zuzanna Szyszak w nagrodzonym m.in. na festiwalu w Palermo krótkometrażowym filmie animowanym „Ajde!”.

– Brakuje mi słów po obejrzeniu „Ajde The Movie”. Ten film przywołał tyle wspomnień, że popłakałem się ze wzruszenia. Jestem zaszczycony tym dziełem sztuki. Zuzanno, zrobisz jeszcze wiele niesamowitych rzeczy w swoim życiu. Kawał dobrej roboty! – napisał po jego obejrzeniu Djoković. To był 2015 rok. W oczach kibiców był „tym trzecim”, ale miał spore grono niezwykle zaangażowanych i wiernych fanów, takich jak polska animatorka. Przez te pięć lat tak bardzo zależało mu na uwielbieniu tłumów, że większość całkowicie do siebie zniechęcił. Jak postawiony na głowie Faust: jest częścią tej siły, która wiecznie dobra pragnąc, wiecznie czyni zło. A wszystko zaczęło się od niezwykłego pokazu siły mentalnej, czyli finału US Open w 2015 roku. Tam Djoković zmierzył się z 23 tysiącami rywali. Jednym z nich był Roger Federer, resztę stanowili zachowujący się skandalicznie amerykańscy kibice. Serb zagrał genialnie. Wygrał. Dał pokaz absolutnie kosmicznego tenisa.

– Kiedy krzyczeli „Roger, Roger!” wmawiałem sobie, że krzyczą „Novak, Novak!”. Czasami coś takiego daje mi dodatkowego kopa, ale szczerze mówiąc wolałbym mieć trybuny po swojej stronie – przyznawał tenisista.
Po Serbie było doskonale widać, że brak wsparcia trybun nie jest mu w smak. Gorąca, bałkańska krew buzowała w nim, kiedy słyszał gwizdy pod swoim adresem, spowodowane tylko tym, że nie jest Federerem czy Nadalem. Przez lata to w sobie gromadził, aż wreszcie przestał sobie radzić z rolą wroga publicznego, którym stał się zanim tak naprawdę zrobił cokolwiek złego. Zaczął więc coraz bardziej wczuwać się w narzuconą sobie rolę czarnego charakteru. W 2016 roku podczas ATP Finals w przypływie frustracji uderzył piłką w trybuny. Szczęśliwie trafił w puste krzesełko. Zapytany przez dziennikarza, czy nie boi się dyskwalifikacji, wyśmiał go, twierdząc, że równie dobrze mogą rozmawiać o tym, co by było gdyby w hali spadł śnieg.

W tym samym czasie coraz głośniej zrobiło się o wyznawanych przez niego pseudonaukowych teoriach. Współpracował z „duchowym guru” Pepe Imazem, urazy leczył końskim łożyskiem u kontrowersyjnej znachorki Marijany Novaković, dzielił się ze światem „mądrościami” dotyczącymi uzdrawiającej mocy bośniackich piramid słońca, czy o cząsteczkach wody reagujących na emocje. O ile zamieniając treningi na medytację zaszkodził wyłącznie swojej formie sportowej, o tyle jego działania od wybuchu pandemii koronawirusa były niebezpieczne dla szerokiego grona odbiorców. Nie przestrzegając zaleceń dotyczących izolacji społecznej zorganizował na Bałkanach pokazowe tenisowe turnieje Adria Cup. Kiedy pół świata siedziało zamknięte w domach, „Nole” i spółka nie tylko grali w tenisa, ale też balowali do białego rana. Efekt? Djoković, jego żona, Viktor Troicki, Borna Corić i Grigor Dimitrow złapali koronawirusa.


– Nie pytajcie mnie już o moje głupie zachowania. On przebił wszystko – skomentował znany jako największy tenisowy badboy Nick Kyrgios.
Można zaryzykować stwierdzenie, że gdyby nie wieloletnia walka z całym światem – i zdrowym rozsądkiem – tenisowe władze może spojrzałyby przez palce na kompletnie przypadkowe uderzenie piłką sędzi liniowej w meczu US Open. Po ostatnich koronawirusowych ekscesach Djokovicia ten wybryk był dla nich jak gwiazdka z nieba. Regulamin w jasny sposób pozwalał go zdyskwalifikować, co bez większego zastanowienia szefowie rozgrywek zrobili, korzystając z wymarzonej okazji do utarcia nosa krnąbrnemu zawodnikowi. A że przy okazji turniej medialnie stracił? Że w US Open zostało tylko grono młodych wygłodniałych wilczków, bez wielkich gwiazd? Parafrazując Lorda Farquaada, głównego antagonistę z filmu „Shrek”, zdyskwalifikowanie Novaka było dla tenisowych decydentów „poświęceniem, na które są gotowi”.

W efekcie US Open w decydującą fazę wszedł bez swojej największej gwiazdy, a na placu boju pozostali zawodnicy drugiego szeregu, będący melodią przyszłości. Ostatecznie do finału awansowali Austriak Dominic Thiem i Niemiec Aleksander Zwieriew.
Legalny bukmacher, firma Totolotek, przed półfinałami za faworyta uznawała Austriaka - za złotówkę postawioną na jego końcowe zwycięstwo można zarobić 2,50 minus podatek, natomiast kurs na wygraną Niemca wyniósł 4,0.
No i bukmacherzy mieli rację, bo w finale triumfował Dominic Thiem, chociaż mecz zaczął się niespodziewanie, gdyż pierwsze dwa sety wygrał debiutujący w finale Wielkiego Szlema Zwieriew 6:2, 6:4. W trzecim secie Niemiec prowadził 2:1, więc już tylko cztery gemy dzieliły go od końcowego zwycięstwa. Ale wtedy przebudził się Thiem, dla którego był to już czwarty wielkoszlemowy finał. Austriak dwa razy przegrał w finale Roland Garros (2018 i 2019 z Nadalem), a kilka miesięcy temu w Melbourne w pięciu setach przegrał z Djokoviciem.
Jednak w Nowym Jorku trzy następne sety zakończyły się zwycięstwem Austriaka 6:4, 6:3, 7:6 (6), który tym samym doczekał się swojego pierwszego Wielkiego Szlema.

Ale gdyby nie kolejny wybryk, to pewnie ze zwycięstwa cieszyłby się Novak Djoković. A tak tylko ze swojej winy stracił trzy miliony dolarów, bo tyle w tym roku płacono za wygranie US Open, poza tym poniósł jeszcze większe straty wizerunkowe. Uderzając piłką bogu ducha winną kobietę ostatecznie dokonał swojej transformacji od postaci na siłę wtłoczonej w rolę wroga publicznego do pełnokrwistego czarnego charakteru, którym stał się na własne życzenie.
Misja wyprowadzenia jego wizerunku na prostą jest tak trudna, że tym razem naprawdę przydałby mu się szaman, znachor, guru albo piramidy słońca.



Komentarze (2) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Anna #3003033 | 109.145.*.* 7 lis 2020 18:49

    Bylam na wielu turniejach, w Europie i Stanach, na finałach atp. jestem co rok , publiczność kocha Novaka i wszystkich tenisistów bo to sport na poziomie,czego nie można powiedzieć o tym artykule.

    odpowiedz na ten komentarz

  2. leon z poczty #2972935 | 176.221.*.* 16 wrz 2020 13:28

    pierwszy wielki szlem!! Puknij się w głowe "redaktorzyno"

    odpowiedz na ten komentarz