Starsza siostra kontra warchoły

2020-08-11 13:00:00(ost. akt: 2020-08-11 09:32:57)

Autor zdjęcia: archiwum GO

W niedawnym barażu, którego stawką był awans do piłkarskiej Ekstraklasy, zmierzyły się Warta Poznań i Radomiak Radom. Przed laty kibice obu klubów poznali smak Ekstraklasy, ale wiedzą też, jak się biega po czwartoligowych boiskach.
Jeszcze pięć lat temu oba kluby błąkały się po peryferiach poważnego futbolu, mierząc się na czwartym poziomie rozgrywkowym z takimi zespołami jak Omega Kleszczów, WKS Wieluń, Wda Świecie czy Start Warlubie. Ostatnie pięć lat to był jednak marsz w kierunku elity. Zespół z Mazowsza cztery kolejne sezony spędził w II lidze, dopiero w zeszłym roku awansując na zaplecze Ekstraklasy. Natomiast drużyna z Poznania do I ligi awansowała rok wcześniej, ale w zeszłym sezonie niemal do ostatniej kolejki walczyła o utrzymanie.

Historia Warty jest pełna wielu pięknych kart, jednak żeby je odkryć, trzeba sięgnąć daleko w przeszłość. Powstała w 1912 roku jako jeden z pierwszych klubów w regionie, była nawet nazywana „pierwszą damą Wielkopolski”. Początki futbolu na ziemiach polskich to czasy potęgi biało-zielonych, którzy przed II wojną światową, a konkretnie w 1929 roku, sięgnęli po mistrzostwo Polski. A niewiele zabrakło, żeby ten sukces udało się powtórzyć w pierwszym sezonie po zakończeniu działań wojennych. W 1946 roku mistrza Polski wyłaniano systemem pucharowym. Warta dotarła aż do finału, gdzie jednak na gruzach stolicy uległa Polonii Warszawa. Rok później nie było jednak na nią mocnych. Na oczach nadkompletu 20 000 kibiców w finale rozgrywek o krajowy tytuł Warta rozbiła 5:2 Wisłę Kraków, zdobywając drugie – i jak do tej pory ostatnie - mistrzostwo Polski.

Jednak w erze stalinizmu Warta nie była pupilkiem władzy, co – podobnie zresztą jak wspomniana już Polonia Warszawa – przepłaciła ponadczterdziestoletnią tułaczką po niższych ligach. Do elity udało się wrócić dopiero po upadku komunizmu, był to jednak krótki epizod w latach 1993-95. I właśnie w 1995 roku zostały rozegrane ostatnie do tej pory derby Poznania – co ciekawe, Warta wygrała ostatnie derby na stadionie Lecha przy ul. Bułgarskiej (2:1), ale nie pomogło jej to w utrzymaniu. Ciekawostką jest fakt, że w klubie do dzisiaj jest jedna osoba pamiętająca tamte czasy – jest to kierownik zespołu Karol Majewski.

O ile w wielu miastach mecze piłkarskie pomiędzy dwoma najważniejszymi zespołami kojarzą się z burdami i nienawiścią, o tyle w stolicy Wielkopolski sytuacja wygląda zupełnie inaczej. Fani Lecha – słusznie zresztą – nie postrzegają Warty jako potencjalnego rywala w walce o kibicowski prymat, w związku z czym traktują ją z szacunkiem, tylko odrobinę podszytym poczuciem wyższości.

Po stronie biało-zielonych też nie ma niechęci do bardziej popularnego rywala. Przy ul. Bułgarskiej Wartę nazywa się „starszą siostrą”, a przy Drodze Dębińskiej, gdzie gra Warta, „Kolejorz” jest zwany „starszym bratem”. Dlatego po awansie zespołu prowadzonego przez trenera Piotra Tworka władze miasta nie muszą obawiać się o bezpieczeństwo podczas najbliższych derbów Poznania. Wzmożone siły policyjne na pewno nie będą potrzebne.

Radomiak ostatecznie do Ekstraklasy nie awansował, ale był od niej o krok, więc też warto przypomnieć jego historię. O ile jednak ponoć „na początku był chaos”, to w przypadku Radomiaka na początku były… buty! A dokładnie fabryka obuwnicza Bata, która w 1945 została patronem nowego klubu sportowego, który przez pierwsze kilkadziesiąt dni nazywał się Bata, a 13 lipca został przemianowany na Radomiaka.
Obuwnicze tradycje do dzisiaj są widoczne w herbie Radomiaka – pochodzi on od loga Baty, którym były dwa buty w kółku przypominające liść koniczyny. Zieleń i biel w barwach to również nawiązanie do loga patrona.

Co ciekawe, w herbie Radomiaka podany jest rok 1910, co wynika z tego, że po fuzji z Radomskim Kołem Sportowym w 1967 roku Radomiak przejął jego tradycje.
Historia klubu z Radomia jest nie tylko krótsza, ale też mniej bogata w sukcesy od tej, którą mogą się pochwalić sympatycy Warty. Nie brakuje w niej jednak spektakularnego wzlotu, którym był awans na najwyższy poziom rozgrywkowy w sezonie 1984/85. Początki w elicie były zaskakująco udane: 3:0 z Bałtykiem Gdynia (co autor tego tekstu miał przyjemność obejrzeć na własne oczy) i wyjazdowa wygrana 1:0 z ŁKS Łódź spowodowały, że Radomiak był niespodziewanym liderem. Potem było już trochę gorzej, ale zespół z ul. Struga rundę jesienną skończył na bardzo dobrym 5. miejscu (m.in. 1:1 z Legią oraz 1:0 z Widzewem, które ostatecznie zdobyły srebrny i brązowy medal mistrzostw Polski).
Niestety, runda rewanżowa była wprost fatalna (3 wygrane, 4 remisy, 8 porażek) i skończyła się spadkiem. A szczęście było blisko, bo Radomiak miał tyle samo punktów co Śląsk, a o pozostaniu wrocławian w Ekstraklasie zadecydowała... jedna bramka (bilans Śląska: 34:35, bilans Radomiaka: 29:32).


Kolejne 30 lat to tułaczka Radomiaka po niższych ligach bez specjalnych widoków na wyrwanie się z marazmu.
Sytuację zmieniło przyjście do klubu Sławomira Stempniewskiego, popularnego eksperta sędziowskiego telewizji Canal+ Sport, który został prezesem Radomiaka. W ostatnich latach udało się uporządkować w klubie sytuację finansową i organizacyjną, czego efektem był zeszłoroczny awans na zaplecze Ekstraklasy. Impet, jakiego zespół prowadzony przez Dariusza Banasika nabrał jeszcze w II lidze, pozwolił mu na rewelacyjny początek tego sezonu. I chociaż wiosna była nieco słabsza, to beniaminek ostatecznie dotarł aż do finałów baraży.

Na zakończenie warto przypomnieć, że kibice Radomiaka mówią o sobie... warchoły. Jest to nawiązanie do protestów radomskich z 1976 roku, kiedy to strajkujący robotnicy, którzy m.in. podpalili miejscowy komitet partii, zostali ochrzczeni przez władze mianem „radomskich warchołów”. W sezonie 1981/82 tak o Radomiaku mówiło się m.in. na stadionie Gwardii Szczytno, gdy oba zespoły rywalizowały w II lidze (dzisiejsza I liga). By informacja była pełna, warto dodać, że w Szczytnie „warchoły” wygrały wtedy 1:0, a na swoim stadionie rozbiły Gwardię aż 6:1. Ostatecznie Radomiak zajął 10. miejsce i utrzymał się w II lidze, natomiast Gwardia była ostatnia i spadła z hukiem, bo w 30 meczach zdobyła tylko 16 punktów (4 zwycięstwa, 8 remisów i 18 porażek).
dryh