Kolor ten sam, ale barwy inne

2019-12-05 11:00:00(ost. akt: 2019-12-05 10:53:14)
Sebastian Rozwadowski i Benediktas Vanagas podczas oficjalnej prezentacji w Wilnie przed Rajdem Dakar 2020

Sebastian Rozwadowski i Benediktas Vanagas podczas oficjalnej prezentacji w Wilnie przed Rajdem Dakar 2020

Autor zdjęcia: Archiwum teamu

Równo za miesiąc olsztyński pilot rajdowy Sebastian Rozwadowski i litewski kierowca Benediktas Vanagas zaczną swój piąty wspólny start w Rajdzie Dakar. A na razie litewsko-polski team jest po oficjalnej prezentacji w Wilnie.
Przypomnijmy: w tegorocznym Dakarze załoga Benediktas Vanagas/Sebastian Rozwadowski osiągnęła metę na znakomitym 11. miejscu, tracąc... pięć sekund do czołowej dziesiątki! To najlepszy wynik kierowcy z krajów bałtyckich w historii tej morderczej imprezy, więc tym bardziej wydawało się, że nic nie powinno zakłócić przygotowań litewsko-polskiego teamu do piątego wspólnego startu w Rajdzie Dakar (Vanagas ma na koncie jeszcze trzy wcześniejsze występy z innym pilotem).

A tymczasem dosłownie kilkanaście dni temu udział w Dakarze 2020 „Black Hawka” stanął pod wielkim znakiem zapytania... Dla mniej zorientowanych: „Black Hawk” (ang. czarny jastrząb) to potoczna nazwa czarnej Toyoty Hilux, ozdobionej m.in. litewską Pogonią i polskim orłem, czyli dakarowego „narzędzia pracy” Vanagasa i Rozwadowskiego.

– Dokładnie na 50 dni przed rajdem okazało się, że przez jakąś restrukturyzację i zmiany personalne u naszego dotychczasowego głównego sponsora, czyli w General Financing, nagle zostaliśmy właśnie bez tego sponsora. A to jest firma, która wspierała nas na każdym Dakarze, a Benedykta od dziewięciu lat... – mówi Sebastian Rozwadowski. – Zmienił się tam prezes, a ten nowy pełniący obowiązki prezesa oświadczył, że nie przedłuży umowy z naszym zespołem. Wszystko było już ustnie dogadane, padły deklaracje dalszej współpracy i tylko brakowało podpisów. Ale że przez te dziewięć lat nigdy nie było z tym problemu, więc i tym razem też Benedykt nawet nie naciskał, żeby od razu przenosić te ustne ustalenia na papier. Niestety: ten nowy szef uznał, że może bez żadnych konsekwencji nie uszanować tego ustnego porozumienia, i stwierdził, że nie przedłuży z nami sponsorskiego kontraktu. A to oznaczało, że na półtora miesiąca przed Dakarem zostaliśmy z ręką w nocniku... – nie bawi się w zbędną dyplomację olsztyński pilot.

Wycofanie się głównego sponsora – tak naprawdę, w finalnym okresie przygotowań do imprezy – postawiło załogę Vanagas/Rozwadowski w arcytrudnej sytuacji. – Na konto tego rajdu zostało już poczynionych mnóstwo inwestycji, do wysłania samochodów do portu w Marsylii, skąd w tym roku cała dakarowa kawalkada odpływa do saudyjskiej Dżeddy, zostało raptem 10 dni, no i w takim momencie okazało się, że mamy dziurę budżetową. I to przeogromną, bo nagle zostaliśmy bez trzech czwartych budżetu... Sytuacja stała się bardzo napięta, a nasz start stanął pod dużym znakiem zapytania. Szczerze mówiąc, ja nie sądziłem, że w ciągu dziewięciu dni uda nam się zebrać tak ogromny budżet... Ale, jak się okazuje, w życiu nie ma rzeczy niemożliwych. Myślę, że przez te dziewięć dni Benediktasowi ubyło z pięć lat życia (uśmiech). No, ale Ben stanął na rzęsach, zorganizował budżet i udało się podpisać umowę z nowym sponsorem: firmą Inbank, nową instytucją finansową wchodzącą właśnie na rynek litewski. Uważam to za swego rodzaju mistrzostwo świata: od pierwszego spotkania do podpisania umowy minęło tylko dziewięć dni, w ciągu których aż trzy razy zbierał się zarząd tego estońskiego banku. Ale udało się: we wtorek Benediktas podpisał umowę, dwa dni później była oficjalna prezentacja, a już w sobotę rano samochody odjechały do portu w Marsylii. Jak widać, były emocje, no ale nie ma tego złego, bo przez te nerwy Ben stracił na wadze chyba z pięć kilogramów. Tak że to jest ta wartość dodana całej sytuacji – śmieje się Sebastian Rozwadowski.

Poza zmianą sponsora (a więc i zmianą nazwy zespołu), drugą istotną nowością jest to, że Inbank team Pitlane powiększył się do dwóch załóg. Do drugiej Toyoty Hilux wsiądą debiutanci z Litwy: Edvinas Juškauskas i Aisvydas Paliukenas. – Łącznie z Marsylii odpłyną nasze dwie dakarowe Toyoty, dwie ciężarówki serwisowe, no i trzy „cywilne” Hiluxy dla przedstawicieli mediów – informuje pilot Benediktasa Vanagasa.

Czy budżet zebrany dzięki wsparciu nowego sponsora został dopięty na podobnym poziomie, jak to było ostatnio? – Nie ma aż tak dobrze. Niestety, na mniejszym, choć pozwalającym myśleć o tym, że da się tę imprezę „zrobić”. Natomiast faktem jest, że przy tak długim, trudnym rajdzie i tylu kilometrach oesowych do pokonania – bo tegoroczny rajd jest prawie dwa razy dłuższy niż ten, który jechaliśmy w Peru – koszty eksploatacji samochodu będą znacznie większe. Chodzi o koszty części, podzespołów, większe zużycie samochodu. Na to wszystko potrzebne są fundusze, a tych będzie znacznie mniej niż w ostatniej edycji. Na pewno nie będziemy mogli sobie pozwolić na tak częste, profilaktyczne wymiany podzespołów, takich jak półosie, dyferencjał czy amortyzatory. A to może mieć duży wpływ na bezawaryjną, bezproblemową jazdę, bo to jest jednak różnica: wymieniać profilaktycznie te części co cztery dni, a nie co dwa. Na pewno warunki, jakie zastaniemy w Arabii Saudyjskiej i te dystanse do pokonania nie będą nam sprzyjały, żeby oszczędniej eksploatować sprzęt... No, ale i tak trzeba będzie pojechać ten rajd bardzo rozsądnie, mając gdzieś z tyłu głowy świadomość, że budżet w tym roku jest nie za wielki, więc samochód musi być bardzo, bardzo oszczędzany. Oczywiście, jeżeli chcemy być na mecie, to nie pozwoli nam na tak szybką jazdę, jak byśmy chcieli. Ale Dakar to także odpowiednia strategia jazdy i tego będziemy musieli mocno pilnować. Co nie zmienia faktu, że naszym celem jest znów walka o czołową dziesiątkę – kończy z uśmiechem Sebastian Rozwadowski.
Piotr Sucharzewski