Szeregowy Bukowiecki w Chinach

2019-10-19 12:00:00(ost. akt: 2019-10-18 09:36:35)
Mundurowi lekkoatleci w drodze do Chin. Od lewej: Marcin Lewandowski (brązowy medalista MŚ w biegu na 1500 m), Jakub Krzewina (400 m), „nasz” Konrad Bukowiecki oraz Marcin Krukowski (7. oszczepnik MŚ)

Mundurowi lekkoatleci w drodze do Chin. Od lewej: Marcin Lewandowski (brązowy medalista MŚ w biegu na 1500 m), Jakub Krzewina (400 m), „nasz” Konrad Bukowiecki oraz Marcin Krukowski (7. oszczepnik MŚ)

Autor zdjęcia: Instagram

- Wypadałoby się dobrze pokazać, a będzie ciekawie, bo żołnierzem jest też np. Darlan Romani – mówił przed wylotem na VII Światowe Igrzyska Wojskowe w Wuhan szer. Konrad Bukowiecki (AZS UWM Olsztyn), szósty kulomiot MŚ w Doha.
– Wyszedł pan już z szoku „pourazowego”?
– Pyta pan o poziom finałowego konkursu mistrzostw świata?

– Tak. Zaraz po wszystkim wyglądał pan na nieco oszołomionego.
– Dalej ciężko mi się z tym wszystkim pogodzić... I w zasadzie nadal brakuje mi trochę słów; nie wiem, co mam powiedzieć na temat tego poziomu. Bo naprawdę to było coś: padły trzy takie wyniki, a w zasadzie nawet cztery, które znalazły się bardzo, bardzo wysoko w historycznych tabelach (22,91 m Joe Kovacsa oraz po 22,90 Ryana Crousera, obaj z USA, i Nowozelandczyka Tomasa Walsha to odpowiednio czwarty i piąty rezultat w historii pchnięcia kulą na świecie – red.). I naprawdę ciężko jest rywalizować na takim poziomie...

– Czwarty w konkursie Darlan Romani z tym swoim wynikiem 22,53 zdobyłby złoto we wszystkich poprzednich mistrzostwach świata!
– Zgadza się. I dlatego tak ciężko jest się odnieść do tego konkursu w jakiś racjonalny sposób. Wiadomo było, że każdy będzie szykował najlepszą formę na docelową imprezę sezonu, więc można było się spodziewać, że padną jakieś „życiówki”. Że trzeba będzie pchnąć poza 22 metry, aby zdobyć medal, o tym też byłem przekonany. No, ale nie 22,90 m, bo to już zupełnie inna „liga”...

– Wiem, że dla kogoś z ambicjami żadna to pociecha, ale trudno nie zauważyć, że był najmłodszym zawodnikiem w finałowej dwunastce. Taki Kovacs ma 30 lat, Crouser i Walsh – po 27, a Romani – 28. Pan ma 22 lata, więc to do pana należy przyszłość...
– Jasne, mam świadomość tego, że pięć czy sześć lat różnicy między nami to jest bardzo dużo, natomiast ja już teraz chciałbym z nimi rywalizować na równym poziomie. A, niestety, to, co się stało w finale mistrzostw świata... Właśnie to jest najtrudniejsze dla mnie: zdanie sobie sprawy z tego, że nie było mnie stać na medal. To smutne, bardzo smutne odczucie – wiedzieć, że ten medal był poza zasięgiem. Bo do tej pory zawsze było tak, że nawet jak źle wystartowałem, to wiedziałem, że coś zrobiłem źle, ale mogłem mieć medal. Natomiast w Doha nawet jak bym wystartował najlepiej w życiu, to i tak na podium bym nie stanął...

– Musi panu wystarczyć to, że był pan w Doha najlepszy z Europejczyków. I to zdecydowanie, bo trójka pozostałych zawodników ze Starego Kontynentu zajęła trzy końcowe miejsca w finale.
– Oczywiście, że z tego startu płynie dużo więcej plusów niż minusów, tylko że te minusy są większe. I to najbardziej boli... A plusów jest mnóstwo. Najlepszy Europejczyk, zdecydowanie najmłodszy w stawce, po raz kolejny wynik powyżej 21 metrów, no i kolejny w okolicach 21,50. W ogóle cały sezon jest na plus, to jest mój najlepszy sezon w życiu. Liczyłem ostatnio i wyszło mi, że w tym roku 16 razy kończyłem zawody z wynikiem powyżej 21 m, więc ta stabilizacja jest. Wygrałem Uniwersjadę, obroniłem tytuł młodzieżowego mistrza Europy, wygrałem mistrzostwa Polski – na pewno dużo jest tych pozytywów. No, ale ja nie pojechałem do Doha, żeby być szósty, i w ogóle nie trenuję po to, żeby walczyć o szóste miejsce. No, cóż... Myślę, że nikt nie ma do mnie pretensji, że nie zdobyłem medalu. Ten poziom był dla mnie za wysoki...

– Pierwsza próba „na zaliczenie” – 20,73, w drugiej bardzo dobre 21,46, a później skoro rywale byli daleko z przodu, to pchanie „ile fabryka dała”, czyli także z błędami. Tak wyglądał ten finałowy konkurs?
– Mniej więcej. Teraz, z perspektywy czasu, uważam, że popełniłem błąd: powinienem pchać jak zawsze, czyli próbować robić to, co robiłem na treningach i na ostatnich zawodach. A ja stwierdziłem po prostu, że nawet jeśli to zrobię, to i tak mi to nic nie da. No, więc spróbuję przełamać swoje bariery i zrobić coś, co zbliżyłoby mnie do tego medalu. Skutkowało to tym, że robiłem błędy techniczne, a kula nie dość, że gięła mi palce, szła gdzieś po palcach, to jeszcze nie leciała daleko. Jak mówię, teraz widzę, że takie podejście było błędem, bo mogłem pchać swoje, spokojnie próbować zakręcić się koło 22 m i być piąty, bo już z czwartym miejscem byłoby ciężko. No, ale było, minęło...

– Jak się sprawdziła Doha w roli gospodarza mistrzostw?
– Poza terminem zawodów i pogodą, na co organizator nie miał wpływu, wszystko było w porządku. Natomiast hotel, w którym byliśmy zakwaterowani, był tragiczny. Ja nie jestem, jakimś „francuskim pieskiem”, który musi pławić się w luksusach, ale naprawdę warunki mieszkaniowe nie przystawały do imprezy tej rangi. Smród z kanalizacji, grzyb, stare prysznice – słabo to wyglądało. Tak jak słabe było też jedzenie.

– Ten długi sezon jest dla pana jeszcze dłuższy, bo lada chwila czeka pana start w VII Światowych Igrzyskach Wojskowych w Chinach. Okazuje się, że jest pan nie tylko studentem, ale i mundurowym...
– Dalej studiuję bezpieczeństwo wewnętrzne w Wyższej Szkole Policji w Szczytnie, a od dwóch miesięcy jestem też żołnierzem, w związku z czym będę reprezentował Wojsko Polskie na igrzyskach wojskowych w Wuhan. Przeszkolenie przeszedłem już rok temu, a od końca sierpnia tego roku jestem już w armii. A dokładniej: w Wojskowym Zespole Sportowym w Bydgoszczy, gdzie są też m.in. Marcin Lewandowski czy Paweł Wojciechowski, z którymi polecę do Chin. Nie ukrywam, że wypadałoby jak najlepiej się tam zaprezentować. A będzie z kim powalczyć, bo m.in. Darlan Romani też jest żołnierzem czy Bob Berthemes z Luksemburga, a oni pchają powyżej 22 metrów. No i Kuba Szyszkowski mocno trenuje. Będzie ciekawie (uśmiech)...
Piotr Sucharzewski