Sokół? Zawsze mam go w sercu

2019-09-03 12:00:00(ost. akt: 2019-09-03 08:50:44)
Tomasz Nawotka

Tomasz Nawotka

Autor zdjęcia: Emil Marecki

W ostatniej kolejce I ligi olsztyński Stomil, mimo wszystko niespodziewanie, przegrał u siebie z Zagłębiem Sosnowiec. W drużynie gości cały mecz rozegrał Tomasz Nawotka, wychowanek Sokoła Ostróda i były piłkarz Concordii Elbląg.
– Jak ocenisz mecz w Olsztynie?
– To było ciężkie spotkanie. Wiedzieliśmy, że Stomil jest u siebie mocny, więc tym bardziej cieszymy się, że udało nam się wygrać. Wydaje mi się, że naprawdę jeszcze dużo drużyn zgubi punkty w Olsztynie. Wygraliśmy 3:1, choć było to spotkanie na styku, ale udało nam się skontrować Stomil i odnieść dwubramkowe zwycięstwo. Początek był słaby, a Grzesiu Lech nas pokarał w pierwszych minutach. No, ale każdy z nas wziął się do roboty, walczył na boisku, ta determinacja przełożyła się na gole i wygraliśmy.

– Ktoś z Ostródy przyjechał zobaczyć cię w akcji?
– Tak, rodzina przyjechała (uśmiech). Teraz gram w Sosnowcu, a to drugi koniec Polski, więc z rodziną widzę się praktycznie tylko w święta, raz na parę miesięcy. Tym bardziej cieszyłem się, że przyjechali, że udało się wygrać i zagrać dobry mecz.

– Mocno nie dawałeś żyć Lukasowi Kubaniowi...
– Fakt, miał ze mną problemy, dużo razy mnie faulował, więc mogę być z siebie zadowolony. Choć wymagam od siebie więcej, nawet ta sytuacja w końcówce, gdy – już na zmęczeniu – próbowałem strzelać. No, ale będą kolejne mecze i okazje, a ja mam nadzieję, że gole będą wpadać.

– Mija pięć lat, od kiedy „wyfrunąłeś” z Sokoła Ostróda do Legii Warszawy. Jak mocno się rozwinąłeś przez te ostatnie lata?
– Wydaje mi się, że ten wyjazd to był kluczowy moment w mojej karierze. Pamiętam, że to była bardzo ciężka decyzja, bo miałem 17 lat, no i nigdy nie byłem w takim większym mieście ani klubie. Legia mi bardzo dużo dała, z roku na rok mężniałem na boisku, doroślałem i teraz zbieram tego plony. Grałem w Ekstraklasie, teraz tutaj z chłopakami. Tak, to był najważniejszy moment, krok ku dalszemu rozwojowi i bardzo się cieszę, że to się tak potoczyło.

– Dlaczego nie udało się przebić do pierwszego zespołu Legii?
– Legia to drużyna, która co roku chce grać o mistrzostwo Polski, o puchary. Z tego tytułu jest straszne ciśnienie i czasem trzeba też szczęścia, aby wejść do pierwszego zespołu. Wiadomo, praca zawsze się obroni, a ja mam jeszcze parę lat kontraktu w Legii. Mam nadzieję, że w końcu dostanę swoją szansę, wrócę i pokażę, na co mnie stać.

– Doświadczenie ekstraklasowe złapałeś sezon temu w barwach Zagłębia Sosnowiec, gdzie czujesz się dobrze i się rozwijasz. To ma być ten krok w stronę Legii?
– Jak najbardziej. W zeszłym sezonie pierwszą rundę byłem w słowackiej ekstraklasie, gdzie zanotowałem dobre występy. Potem wróciłem do Zagłębia, gdzie też nieźle mi szło w Ekstraklasie; nawet na tyle dobrze, że było zainteresowanie moją osobą z innych klubów. Wiadomo, że powchodziły różne przepisy, na przykład z młodzieżowcami, i ten rynek Ekstraklasy jest ciężki. Nie grają tam przypadkowi ludzie. Mam jednak jeszcze parę ładnych lat grania przed sobą i mam nadzieję, że to, iż dołączyłem do Zagłębia – do czego przekonało mnie również to, że zostało tam paru chłopaków – skończy się tym, że uda nam się wrócić w tym sezonie do Ekstraklasy. Zobaczymy. O to będziemy walczyć w każdym spotkaniu.

– Opowiedz nam jeszcze o grze w słowackich Michałowicach. Jak tam trafiłeś?
– Wszystko zaczęło się od tego, że zrobiliśmy awans z Zagłębiem Sosnowiec, a ja wróciłem do Legii na obóz i okres przygotowawczy. Miałem pecha, bo na drugi czy trzeci dzień treningów złamałem piątą kość śródstopia, co wykluczyło mnie na dwa miesiące z gry. A był to taki moment, że kontuzjowanego zawodnika nikt nie weźmie. Nie dziwię się, bo przecież nie wiadomo było, jak ten uraz się potoczy, czy wszystko będzie dobrze. Miałem być podstawowym zawodnikiem, a gdybym wypadł przez kontuzję, to klub miałby większe problemy... Okienko transferowe na Słowacji było otwarte do 7 września i Radosław Kucharski (dyrektor sportowy Legii – red.) zasugerował, że może tam się udam na pół roku, żeby się odbudować po kontuzji. To była dobra decyzja. Dotarłem tam w połowie września, na trzy miesiące, na 15 spotkań. Zagrałem w jedenastu z nich, strzeliłem 3 bramki, więc można powiedzieć, że się odbudowałem. Do takiego stopnia, że wróciłem do Zagłębia do Ekstraklasy. Od tamtej pory, oprócz spadku, wszystko u mnie indywidualnie potoczyło się jak najlepiej.

– Śledzisz na bieżąco losy Sokoła Ostróda?
– Jasne, że tak. Wiem, że chłopaki są w czubie tabeli (uśmiech). Pamiętam, że gdy odchodziłem, to udało się wygrać III ligę, choć wtedy były jeszcze te baraże o II ligę, no i Wojewódzki Puchar Polski. Życzę chłopakom jak najlepiej. Jestem z tego miasta i mam nadzieję, że jeśli będę miał więcej czasu, to będę mógł przyjeżdżać i oglądać swoją drużynę na jak najwyższym poziomie. Tego Sokołowi życzę i mocno trzymam kciuki.
Emil Marecki