Na ten punkt Kubica czekał prawie 9 lat

2019-07-30 10:00:00(ost. akt: 2019-07-30 10:27:51)

Autor zdjęcia: Foto Olimpik/x-news

Już od dawna było wiadomo, że Robert Kubica do mety dojedzie na punktowanym miejscu tylko wtedy, gdy połowa jego rywali rozbije swe bolidy lub na torze zgubi drogę.
Gdyby nie straszna w skutkach rajdowa przygoda, to Robert Kubica byłby dzisiaj jedną z gwiazd Formuły 1. Być może miałby na swoim koncie tytuł (lub nawet kilka) mistrza świata, a jego nazwisko byłoby wymienianie obok Ayrtona Senny, ‎Michaela Schumacher‎a i Lewisa Hamiltona. Niestety, katastrofalny w skutkach wypadek w 2011 roku podczas prowincjonalnego rajdu Ronde di Andora przekreślił tak pięknie zapowiadającą się karierę Kubicy, który zdążył wywalczyć 12 miejsc na podium, w tym zaliczył zwycięstwo w GP Kanady w 2008 roku.

Potem było wiele operacji, po których jednak prawa ręka nie odzyskała dawnej sprawności. Można powiedzieć, że Polak i tak ma szczęście, bo ostatecznie dłoń udało się uratować, ale powrót do Formuły 1 wydawał się niemożliwy. Bo jaki team zatrudni kierowcę z jedną sprawną ręką?
Jednak niemożliwe w końcu stało się możliwe, bo zbiegło się w czasie kilka wydarzeń. Po pierwsze wypłynęły nagrania Mateusza Morawieckiego, który m.in. powiedział, że „Kubica na szczęście złamał rękę raz, drugi”, a jako prezes banku przyznał, że Formuły 1 nie chce sponsorować („Pięć dych co roku płacić. Spierd...j”).

Gdy nagranie wypłynęło, trzeba było szybko czymś je przykryć, no i w ten sposób polski koncern paliwowy wyłożył około 100 milionów złotych na opłacenie powrotu Kubicy do Formuły 1. A że akurat Williams dramatycznie potrzebował gotówki, więc deal został zawarty.
Niestety, natychmiast okazało się, że bolidy angielskiego zespołu tak bardzo odstają od rywali, że Kubica równie dobrze mógłby jeździć wozem drabiniastym. Oczywiście czas miałby wtedy gorszy, ale miejsce na mecie by się już nie zmieniło.

Ponieważ czas płynął, a Kubica wciąż był ostatni, więc stało się jasne, że Polak do mety dojedzie na punktowanym miejscu tylko wtedy, gdy połowa jego rywali rozbije swe bolidy lub zgubi drogę (co na torze, przyznajmy, jest dość trudne). I chociaż scenariusz ten był z gatunku science-fiction (z naciskiem na fiction), to jednak w niedzielne popołudnie się ziścił! W Niemczech z powodu kapryśnej pogody aż siedmiu rywali wypadło z toru, w efekcie Robert Kubica dojechał do mety na 12. miejscu. To było jednak wciąż za mało, by zdobyć pierwszy po ponad ośmiu latach przerwy punkt, ale okazało się, że dwie Alfy Romeo zostały ukarane 30 sekundami, dzięki czemu Polak wskoczył na 10. pozycję! Przy okazji utarł nosa Russellowi, swemu młodszemu koledze z zespołu, który chociaż do tej pory przyjeżdżał zawsze przed Kubicą, to wciąż nie zdobył nawet jednego oczka.

Ważne, że przed Williamsem zaświeciło w końcu słońce. Teraz angielski team może już zacząć myśleć o czymś więcej niż 10. miejsce. Może nawet w końcu uda się wywalczyć jakieś podium? Przecież wystarczy, że ośmiu kierowców wypadnie z toru, siedmiu przegra z żołądkowymi problemami, a dwóch kolejnych zostanie zdyskwalifikowanych za zbyt obcisłe kombinezony (albo za coś innego). To wystarczy, bo oba Williamsy, chociaż wolne, to zawsze do mety jakoś dojeżdżają...
ARTUR DRYHYNYCZ


Komentarze (1) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Początek artykułu dobry i trafiony #2769619 | 77.111.*.* 30 lip 2019 11:17

    Tamci do mety nie dojechali i połowa stąd dalej ostatni i mimo to punkt

    Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz