Arkadiusz Cała: Są już nowe pomysły

2019-07-26 11:40:50(ost. akt: 2019-07-26 11:44:32)
Arkadiusz Cała, dyrektor sportowy MP w kolarstwie górskim, zapewnia, że zawody w Mrągowie mogą stać na jeszcze wyższym poziomie

Arkadiusz Cała, dyrektor sportowy MP w kolarstwie górskim, zapewnia, że zawody w Mrągowie mogą stać na jeszcze wyższym poziomie

Autor zdjęcia: Łukasz Szymański

– Wielu zawodników chciałoby się ścigać u nas także za rok – mówi Arkadiusz Cała, dyrektor sportowy mistrzostw Polski w Mrągowie oraz prezes stowarzyszenia Luz Grupa, który postanowił zaprosić kolarzy górskich na Mazury.
– Najlepszym podsumowaniem weekendowych mistrzostw Polski w kolarstwie górskim są chyba opinie zawodników, chwalących warunki, w jakich przyszło im rywalizować o tytuły.
– Czołówka, ci zawodnicy, którzy są mocni i dobrzy technicznie, na pewno była pod wrażeniem tego, co udało nam się przygotować. To najważniejszy wyścig sezonu, więc nie mogło być za łatwo. Jeśli Maja Włoszczowska i inni zawodnicy mówią, że nawet przez chwilę nie można było zgubić koncentracji, to możemy się z tego tylko cieszyć. Zresztą, po mistrzostwach część ekip została w Mrągowie na zgrupowaniach, dalej trenując na naszej trasie. Niektórzy robili u nas ostatni szlif formy przed mistrzostwami Europy, które zaczną się w czwartek w Czechach... Mieliśmy okazję porozmawiać na spokojnie, wysłuchaliśmy opinii, a wiele z nich jest takich, że zawodnicy chcieliby się ścigać tutaj także za rok. Inna sprawa, że w Mrągowie po treningu można naprawdę dobrze wypocząć.

– W niedzielę nie było widać u ciebie stresu, który w finałowym dniu zmagań chyba mógł towarzyszyć głównemu organizatorowi. Zwłaszcza, że można było odnieść wrażenie, że przy zawodach pracuje garstka ludzi...
– No tak, ekipa jest mocno „dopracowana”, bo to nasz czwarty sezon Milko Mazury MTB (przy okazji mistrzostw Polski rozegrano też wyścig amatorów będący etapem tego cyklu – red.). Część ludzi jest od początku, inni doszli do nas w trakcie, cały czas trwa selekcja. Wystarczy jeden etap naszego cyklu, żeby zobaczyć, czy ktoś się nadaje do tej pracy. Przed zawodami pracujemy po kilkanaście godzin dziennie, jest duża presja czasu, potrzeba ogarnięcia wielu detali. Jeśli nowa osoba daje radę, to w nią inwestujemy, doszkalamy. Podczas zawodów każdy wie za co odpowiada. Ja wiem, że robi to dobrze, więc mogę być spokojny, że wszystko idzie zgodnie z planem. Zawody przygotowujemy przez wiele miesięcy, bo w sezonie naszą uwagę skupiamy także na cyklu, w którym systematycznie co dwa tygodnie organizujemy wyścigi w całym regionie. A mistrzostwa Polski to ukoronowanie naszej pracy, więc też chcemy się tym cieszyć.

– Skąd w ogóle pomysł, żeby ściągnąć do Mrągowa mistrzostwa Polski w kolarstwie górskim?
– Rok temu nie było chętnych do organizacji mistrzostw. A że nam zależało, żeby zrobić w naszym mieście ogólnopolską imprezę kolarską, więc postanowiliśmy się zgłosić. I na tyle nam się to spodobało, że chcieliśmy zrobić to lepiej, no i poprawiliśmy tegoroczną edycją (uśmiech).

– To stąd wzięło się przeniesienie mistrzostw z Góry Czterech Wiatrów do miasteczka Mrongoville?
– W grę weszło kilka czynników. Przede wszystkim ważne były kwestie sportowe: żeby trasa odpowiadała trendom nowoczesnego cross country, czyli była trudna technicznie i dynamiczna. Zarazem rywalizacja kolarzy musi być dostępna dla kibiców. Po to, żeby pokazać piękno tej dyscypliny, a zawodnikom dać szansę poczucia atmosfery, którą robią fani. Podczas niedzielnych wyścigów elity tych kibiców było bardzo dużo; na najbardziej widowiskowych fragmentach trasy trudno było o miejsce przy samej taśmie.
Przyjechali fani kolarstwa, ale byli też turyści i mieszkańcy Mrągowa, którzy chcieli zobaczyć na żywo Maję Włoszczowską. Na przykład spotkałem moich sąsiadów, którzy przyszli na mistrzostwa, bo mieli blisko i chcieli zobaczyć, jak wyglądają takie wyścigi na żywo.

– Ile czasu zajęło wam przygotowanie trasy, która zebrała tak dobre recenzje?
– Zaczęliśmy wczesną wiosną. Najpierw był rekonesans w terenie i wstępny projekt, a potem bezpośrednia praca, np. przy karczowaniu, wycinaniu gałęzi, budowaniu przeszkód. Odpowiadam za to w stu procentach. Lubię to robić, a takie trudne technicznie „single”, poprowadzone leśnymi ścieżkami, stały się znakiem rozpoznawczym naszego cyklu Milko Mazury MTB. Na każdym maratonie przygotowujemy odcinki, które wymagają od zawodników naprawdę dużych umiejętności. Tutaj zrobiliśmy to samo, z tym że poziom trudności był jeszcze wyższy. Już w lipcu trochę przeszkodziły nam deszcze, bo opóźniły prace w wykorzystaniem ciężkiego sprzętu na skarpach w wąwozie nad rzeką Dajną. Zresztą, w rozmokniętej ziemi osunęły się nieco przeszkody z kamieni zwane rock-gardenami. Przez to budowę trasy zakończyliśmy finalnie dopiero na cztery dni przed mistrzostwami, a optymalnie byłoby, żeby była gotowa na dwa, trzy tygodnie wcześniej.

– A gdzie widzisz rezerwy, które warto wykorzystać?
– Na pewno potrzebna by była relacja na żywo w telewizji czy chociaż w internecie. A jeśli chodzi o detale, to zawsze można coś poprawić. Dajmy na to profil trasy w kilku miejscach – żeby było bezpieczniej, a rywalizacja jeszcze ciekawsza. Myślimy już o trasie na nowy sezon. Nowością będą poprowadzone równolegle „single” o tej samej długości, żeby umożliwić wyprzedzanie na najtrudniejszych fragmentach. W tym roku pracowaliśmy od podstaw, w następnym wystarczy tylko trochę zmodyfikować trasę, aby odpowiadała naszej wizji. Inną sprawą jest catering podczas imprezy czy atrakcje dla fanów. W tych kwestiach cały czas jesteśmy otwarci na współpracę.

– Ile kosztuje zorganizowanie takiej imprezy?
– Bardzo dużo. Dla porównania: budżet tych trzech dni ścigania wystarczyłby na zorganizowanie połowy wyścigów naszego cyklu w całym sezonie. To jednak dobra inwestycja, bo zasięg informacji na temat mistrzostw jest potężny. Mogę powiedzieć to na postawie naszych statystyk ze strony internetowej czy mediów społecznościowych. Przyłożyliśmy dużą uwagę do ciekawego zrelacjonowania zmagań. Przygotowaliśmy mnóstwo zdjęć, relacje filmowe, ujęcia z drona, rozmowy z uczestnikami. W sobotę mieliśmy cztery wejścia antenowe na żywo w telewizji śniadaniowej, każde z milionową oglądalnością. W promocji pomagają nam także sami uczestnicy, bo głośne nazwiska ściągają uwagę mediów, a drużyny chcą mieć w swoich barwach mistrzów Polski, żeby chwalić się przed sponsorami, budować swój prestiż.
Promocja przez sport jest bardzo ważna, a jeśli przygotowujemy zawody na takim poziomie, że później cieszymy się dobrymi opiniami, to też pokazujemy, że jesteśmy wiarygodnym partnerem, z którym warto współpracować.

– Będziecie zabiegali o organizację kolejnych mistrzostw?
– Tak. I chętnie zobaczymy, jak zostaniemy ocenieni. Polski Związek Kolarski zapowiedział ogłoszenie konkursu na organizację przyszłorocznych mistrzostw już w sierpniu lub wrześniu.

– A jak wygląda współpraca ze związkiem, który najlepszych opinii nie ma? Wielu wręcz twierdzi, że kolarstwo w Polsce, z wyjątkiem kilku imprez, trwa tylko dzięki komercyjnym przedsięwzięciom, w których ścigają się tysiące zawodników, a działacze mogliby uczyć się organizacji zawodów od ciebie i wielu innych promotorów wyścigów dla amatorów.
– W naszym przypadku było tak, że PZKol przyznał organizację imprezy, określił wytyczne i to wszystko. Koszty, przygotowanie zmagań, całej otoczki mistrzostw – to wszystko było po naszej stronie. Na mistrzostwa przyjeżdża dziesięciu sędziów, w tym jeden z ramienia UCI (Międzynarodowa Unia Kolarska – red.) i nie ukrywam, że od nich uczymy się bardzo dużo. Są z nami od środy do poniedziałku i o rzeczach, które musimy jeszcze dopracować, dowiadujemy się bezpośrednio w trakcie zawodów. Także dzięki nim za rok czy dwa będziemy robić imprezy na jeszcze wyższym poziomie.
Łukasz Szymański