Rudneu: Moje miejsce jest na boisku

2019-07-18 08:35:58(ost. akt: 2019-07-18 08:42:20)
Pawel Rudneu ze Zniczem jest związany od kilku lat, a w poprzednim sezonie rozegrał w III lidze dziewięć meczów

Pawel Rudneu ze Zniczem jest związany od kilku lat, a w poprzednim sezonie rozegrał w III lidze dziewięć meczów

Autor zdjęcia: Łukasz Szymański

W minionym sezonie aż dwóch bramkarzy III-ligowego Znicza Biała Piska nabawiło się kontuzji, a Pawel Rudneu do tej pory nie wznowił jeszcze treningów. – Chcę wrócić mocniejszy i walczyć dalej, bo robimy w Zniczu historyczne wyniki – mówi Białorusin.
– Po powrocie do zajęć Mateusza Furmana, zostałeś już ostatnim piłkarzem Znicza, za którym ciągnie się kontuzja z poprzedniego sezonu. Kiedy będziesz zdolny do gry?
– Trudno powiedzieć, ważne, że kość zrosła się dobrze (bramkarz Znicza doznał na początku czerwca pęknięcia kości łokciowej – red.). Na razie, po zdjęciu gipsu, przechodzę fizjoterapię, robię ćwiczenia, a za jakiś czas będą mógł pływać, żeby wzmocnić mięśnie kontuzjowanej ręki. No, ale naprawdę nie potrafię powiedzieć, ile to jeszcze potrwa. Trener prosił, żebym na początek ligi był gotowy do treningu, ale nie wiem, czy będę w stanie już łapać piłkę. Koledzy z drużyny też dzwonią, piszą, interesują się. To miłe. Ważne, że na moje miejsce jest młody bramkarz, który ma szansę się pokazać. Niech próbuje. Ja na razie z konieczności odpoczywam.

– Nigdy nie ma dobrej pory na takie zdarzenia, ale tobie ta kontuzja przytrafiła się chyba naprawdę w najgorszym momencie. Wiosną wskoczyłeś do bramki po podobnym urazie Przemysława Masłowskiego i m.in. swoimi dobrymi interwencjami w seriach rzutów karnych dałeś drużynie awans do finału Wojewódzkiego Pucharu Polski. No, ale w decydującym meczu rozegrałeś tylko jedną połowę...
– Niestety, takie życie, nic z tym już nie zrobię. Chcę wrócić mocniejszy i walczyć dalej, bo jest o co. To mój pierwszy aż tak poważny uraz odniesiony na boisku. W tamtym roku kłopoty z barkiem „pożegnałem” szybciej i wróciłem do dobrej dyspozycji. Chciałbym, żeby teraz było tak samo. Może nawet będę lepszy (uśmiech). A tak poważnie, to teraz, podczas tej pauzy, jeszcze bardziej zrozumiałem, czym chcę się zajmować. Czuję jeszcze większy głód piłki, mam jeszcze większą chęć do wyjścia na trening niż wcześniej. Trudno mi wytrzymać w domu, robię różne ćwiczenia z małą piłką w pokoju. Czasami przechodząc obok tej piłki, po prostu muszę ją trącić nogą (śmiech).
Jaki to by nie był poziom – a uważam, że tutaj w Białej Piskiej mamy dobry – chcę być blisko piłki i nie wyobrażam sobie, żebym mógł znaleźć sobie miejsce poza boiskiem.

– Obstawiam, że czerwcowego finału WPP z Concordią Elblag nie zaliczysz do swoich najlepszych występów?
– Niestety, ten mecz nie udał się nie tylko mnie. Nie wiem, co się stało, ale to nie był nasz zespół. Końcówkę rundy mieliśmy bardzo trudną: czuliśmy już zmęczenie, bo kilka meczów z rzędu graliśmy systemem środa-sobota, a do tego doszły kontuzje kilku ważnych zawodników. Złapali nas w naprawdę słabym momencie. Nie ma jednak co rozprawiać o dyspozycji czy przebiegu meczu. Myślę, że jak teraz spotkamy się w lidze, będzie to całkiem inne spotkanie. Mam nadzieję, że to my będziemy prowadzili grę i sięgniemy po zwycięstwo.

– Mimo kilku urazów z rundy wiosennej, które pokrzyżowały wam plany na końcówkę sezonu, debiutancki rok w III lidze możecie chyba zaliczyć do udanych?
– Moim zdaniem, to był naprawdę bardzo dobry sezon. Zagraliśmy w finale pucharu, no i zakończyliśmy rozgrywki ligowe wyżej niż myślałem (Znicz zajął 10. miejsce – red.). I to nie tylko ja spodziewałem się czegoś innego, bo wszyscy byli zaskoczeni naszą postawą i dorobkiem punktowym. Może jesienią jeszcze niektórzy nas lekceważyli, ale ważne, że potrafiliśmy to wykorzystać, bo pierwsza runda była naprawdę udana.

– Aż się nie chce wierzyć, że zimą tylko sporadycznie trenujecie na pełnowymiarowym boisku i że zajęcia macie trzy razy w tygodniu. Robienie dobrych wyników w takich warunkach chyba smakuje jeszcze lepiej?
– Znicz to jest mały klub z małego miasta, ale my robimy historyczne wyniki. Były mecze, które nam kompletnie nie wyszły, ale mieliśmy też takie, które graliśmy na poziomie Top 5 w tej lidze. Wiadomo, mecz meczowi nierówny. Czasami naprawdę decyduje dyspozycja dnia jednego zawodnika i z tą formą jest różnie. U nas w drużynie większość chłopaków normalnie pracuje, trenujemy mniej niż dużo innych zespołów, więc trudno o stabilizację formy w każdym spotkaniu. Ale i my mieliśmy taki okres: na początku rundy wiosennej graliśmy bardzo pewnie i zdobyliśmy wtedy ważne punkty, które dały nam spokojne utrzymanie. Weszliśmy na wyższy poziom i... musimy to utrzymać (uśmiech). Zresztą, dajemy radę nie tylko piłkarsko. Działacze też robią dużo, żebyśmy znów mogli cieszyć kibiców dobrą grą.

Cała rozmowa z Pawlem Rudneu - w czwartkowym wydaniu "Gazety Olsztyńskiej".