Aziewicz: Trzeba wiedzieć, kiedy odejść

2019-06-25 12:00:00(ost. akt: 2019-06-25 12:02:43)
Tomasz Aziewicz

Tomasz Aziewicz

Autor zdjęcia: Emil Marecki

- Czułem się tym wszystkim zmęczony, a już szczególnie dojazdami z Olsztyna do Mrągowa – mówi 37-letni Tomasz Aziewicz, były piłkarz m.in. Stomilu, który po zakończonym niedawno sezonie przestał być trenerem IV-ligowej Mrągowii.
– Dlaczego odszedłeś z Mrągowii?
– Trzeba wiedzieć, kiedy podjąć taką decyzję... W tym sezonie osiągnęliśmy wynik ponad stan (piąte miejsce w forBET IV lidze – red.), a ja uznałem, że nic więcej z tym zespołem nie zrobię. Chcę być też bliżej rodziny; jednak dojazdy na treningi do Mrągowa zajmowały mi za dużo czasu.

– Jak skwitujesz te półtora sezonu pracy trenerskiej w Mrągowii?
– Przede wszystkim cieszy mnie, że drużyna zrobiła progres. Wiosną 2018 roku swoją pracę w Mrągowie zacząłem od trzech porażek, ale zespół umiał się podnieść. Nie szukałem nowych rozwiązań, a konsekwentnie robiliśmy swoją pracę. W tym sezonie było już widać większą jakość w naszej grze, skupienie, chęć bycia razem oraz wygrywania w lidze. Stworzyła się fajna drużyna, bo każdy dobrze czuł się w Mrągowii. Chłopcy zaczęli ze sobą rozmawiać na boisku, podpowiadać sobie, jeden walczył za drugiego. Każdy indywidualnie się także podciągnął. Miałem wpływ na to, że zawodnicy są teraz lepsi.

– A jak ocenisz to piąte miejsce na finiszu forBET IV ligi?
– Można to określić jako sukces, choć pozostaje też niedosyt, bo w kilku spotkaniach mogliśmy osiągnąć lepsze wyniki. Jednak biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności, to – tak jak wspomniałem na początku – osiągnęliśmy wynik ponad stan. Patrząc na ostatnie lata, to jest najlepszy wynik Mrągowii zarówno pod względem dorobku punktowego, jak i miejsca w tabeli. Z tego można być zadowolonym.

– Naprawdę w kolejnym sezonie nie dałbyś rady poprawić tego wyniku albo chociaż go wyrównać?
– W pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że byłoby to bardzo trudne. Trzeba by było radykalnie wzmocnić zespół. W tym sezonie mieliśmy swoje kłopoty kadrowe: przez kontuzje czy wyjazdy służbowe zawodników, czasami trenowaliśmy w ośmiu czy dziesięciu. Na szczęście, na mecze jakoś się zbieraliśmy. Jednak na dłuższą metę tak by się nie dało. Teraz przyjdzie nowy trener i będzie miał fajną grupę piłkarzy do treningu. Ja już czułem się tym wszystkim zmęczony, a szczególnie dojazdami z Olsztyna do Mrągowa. Dla obu stron ta moja rezygnacja jest dobrym rozwiązaniem...

– Masz już sprecyzowane plany na przyszłość? Chcesz dalej rozwijać się jako trener?
– Spokojnie do tego podchodzę. Daję sobie czas i zobaczę, co się wydarzy. Jedna propozycja już się pojawiła, ale chciałbym trochę odpocząć. Bo ostatnio cały czas byłem w reżimie treningowym. Kończyłem pracę i jechałem na trening. Czy chciałbym się rozwijać jako trener? W naszym województwie byłoby ciężko, trzeba by wyjechać gdzieś w Polskę... A na to nie jestem gotowy, bo rodzina jest dla mnie najważniejsza.

– Jak ocenisz poziom IV ligi? Zmieniło się coś chociażby od czasu, gdy pracowałeś w rezerwach Stomilu?

– W tym sezonie niektóre drużyny wyraźnie odstawały od reszty stawki. Poziom mocno się jednak nie zmienił, bo w klubach najczęściej wymieniają się ci sami zawodnicy. Co pół roku ciężko jest o transfery, bo każdy chce wyciągnąć tych najlepszych piłkarzy, a ich jest coraz mniej.

– Concordia Elbląg bez problemu wygrała ligę. Ma szansę powalczyć w III lidze?
– Moim zdaniem, tak. Bo jak się wygrywa IV ligę z taką przewagą, to jest widomy znak, że było się lepszym od rywali nie o klasę, ale o dwie. Podobnie było w zeszłym roku ze Zniczem Biała Piska, który w tym sezonie spokojnie się utrzymał w III lidze. Z Concordią powinno być podobnie. Klub chciał awansować, są ambitni i przygotowani organizacyjnie, mają mocną kadrę, a jeszcze będą się wzmacniać. Chciałbym żeby na dłużej zadomowili się w tej wyższej klasie, tym bardziej że mało drużyn z naszego województwa gra w III lidze. Trzeba się wspierać...

– W nowym sezonie w IV lidze zagrają m.in. rezerwy Stomilu czy Warmia. Zespoły z Olsztyna mogą podnieść poziom rozgrywek?
– Awansowała też Polonia Lidzbark Warmiński, która ma swoje ambicje... Tak, te drużyny na pewno podniosą poziom ligi. Chociaż takie rezerwy Stomilu na razie są dla mnie wielką niewiadomą, bo nie wiadomo, kto tam będzie grał i jak będzie wyglądała struktura tego zespołu. Niezależnie od wszystkiego, Stomil to zawsze marka. Poziom ligi powinien być wyższy i bardziej wyrównany. Na faworyta do awansu typuję jednak Jezioraka Iława, który miał fantastyczną rundę wiosenną. Mrągowia punkty iławianom urwała, więc mam małą satysfakcję (uśmiech).

– Kiedyś mocno angażowałeś się w trenowanie młodzieży. Ten etap jest już zamknięty?
– Można powiedzieć, że tak. Trenowałem młodzików, juniorów, ale ja zawsze widziałem siebie w piłce seniorskiej, niezależnie od tego, na jakim poziomie. Po prostu: lepiej się czułem pracując z dorosłymi. Dlatego nie myślę o powrocie do juniorskiej piłki. A co będzie dalej w życiu, to jeszcze zobaczymy. Cieszę się, że mogłem pracować w Mrągowii, bo zawsze ukierunkowywałem się na pracę w seniorach.

– A jak patrzysz na niedawnych kolegów z boiska, to nie żałujesz, że tak szybko skończyłeś grę? Nie kusi cię, żeby jeszcze pobiegać za piłką?
– Nie, bo ja znam swoje słabości i ograniczenia. I tak za późno przestałem grać w piłkę i zająłem się trenowaniem. Można było rok, dwa wcześniej skończyć... W każdym razie: to była świadoma decyzja, a teraz w ogóle nie ciągnie mnie na boisko. Memoriał Andrzeja Biedrzyckiego to moje trzecie granie w tym roku, bo wcześniej dwa razy grałem razem z chłopakami z drużyny na treningu w Mrągowie. No, ale fajnie jest popatrzeć, jak moi koledzy Paweł Głowacki czy Grzegorz Lech jeszcze grają na poziomie I ligi...
Emil Marecki