Liczę, że to my wystrzelimy...

2019-05-11 19:00:00(ost. akt: 2019-05-11 19:12:39)
Mecz Indykpolu AZS z Treflem Gdańsk, w akcji Maciej Muzaj

Mecz Indykpolu AZS z Treflem Gdańsk, w akcji Maciej Muzaj

Autor zdjęcia: Emil Marecki

Co łączy piłkarza Shaqiriego z siatkówką, no i jaki to jest mecz „nie wiem” – między innymi o tym traktuje druga i ostatnia część alfabetu Michała Żurka, olsztyńskiego libero, który podsumował zakończony niedawno sezon 2018/2019.
* Ł jak Łuczniczka, czyli kosztowna wpadka
– Rzeczywiście, kosztowna, bo ta przegrana w Bydgoszczy (1:3 z niżej notowanym Chemikiem – red.) zamknęła nam możliwości gry o szóstkę. Chemik zajął na koniec gorsze miejsce niż my, ale myślę, że grał trochę podobnie do nas, przetykając fale bardzo fajnej siatkówki z falami słabszego grania. Choć, oczywiście, oni mieli więcej problemów organizacyjnych (bydgoszczanie zakończyli sezon na 12. pozycji, czyli tylko przed Będzinem oraz wycofaną w trakcie rozgrywek Stocznią – red.)...

* M jak medyczny transfer, czyli regulaminowe łamańce
Tu parę słów wyjaśnienia: chodzi o „awaryjne” przejście do ONICO na kilka najważniejszych meczów sezonu Macieja Muzaja, atakującego Trefla Gdańsk, który miał zastąpić w stolicy kontuzjowanego Bartosza Kurka, a formalnie zastąpił innego pechowca Bartosza Kwolka, czyli przyjmującego. Bo Kurek, który zasilił ONICO w trakcie sezonu (z upadającej Stoczni), nie zdążył rozegrać w Warszawie wystarczającej liczby meczów, żeby w świetle regulaminu mógł być traktowany jako zawodnik... podstawowy. A tzw. transfer medyczny wchodzi w grę tylko w przypadku nagłego zastępstwa właśnie za siatkarza z podstawowego składu. Uff...
– Podstawowa kwestia jest taka, że to nie jest „wina” Warszawy tylko przepisów. Jeśli ktoś ustala takie, a nie inne przepisy, a ktoś inny jest prezesem klubu i buduje zespół do walki o medale, po czym na finiszu sezonu jego drużynę dotykają kontuzje kluczowych zawodników, to taki prezes po prostu musi skorzystać z tego, na co pozwala mu regulamin rozgrywek. Gdyby nie było takich przepisów, to by z nich nie skorzystał, ale że są... Co to za problem wprowadzić przepis, że transfer medyczny jest możliwy, ale tylko z lig zagranicznych albo z niższej ligi? Wtedy skończyłyby się wszelkie rozmowy na ten temat. Uważam, że takie rzeczy powinni konsultować między sobą, no i ustalać praktycy, czyli ludzie znający takie sprawy z każdej strony, a więc także z tej, która stara się wykorzystać każdą „szczelinę” w przepisach...

* N jak naj, naj, czyli mecz meczowi nierówny
– Nasz najlepszy i najgorszy występ w sezonie? Szczerze mówiąc, najlepszego to nie pamiętam, ale mam Siergieja z boku (chodzi o Serhija Kapelusa, przyjmującego Indykpolu AZS – red.), to mogę go zapytać. Siergiej, nasz najlepszy mecz w tym sezonie? (chwila przerwy, głos w tle) Też nie wie. Tak że można napisać, że – w opinii mojej i Siergieja – „naj, naj, naj” jeśli chodzi o nasz najlepszy mecz, to jest „nie wiem” (śmiech). A najgorszy... Waham się pomiędzy pierwszym meczem sezonu, w Katowicach, a spotkaniem rozegranym między świętami a Nowym Rokiem z... Katowicami, tym razem w Uranii.

* O jak ONICO, czyli Warszawa z medalem
– Ja jestem pod wrażeniem ich gry, zwłaszcza patrząc na to, że stracili kluczowych zawodników (Bartoszów Kurka i Kwolka – red.). No, ale gra Piotrka Łukasika, który w najważniejszym momencie sezonu i w najważniejszym meczu swojego życia wychodzi na boisko i robi 70 proc. w ataku, a do tego pięćdziesiąt parę razy przyjmuje, pokazuje, że oni ewidentnie zasłużyli na to, żeby grać o złoto. Bardzo fajnie się to oglądało: jak ta drużyna się podnosi, pomimo wielu problemów, i wchodzi do finału.

* P jak piąty set, czyli w tie-breakach 2-5
– Dla mnie tie-break to jest zawsze loteria, więc ja nigdy nie analizowałem tego w ten sposób, czy jesteśmy mocni w tie-breakach, czy może słabi. Wiąże się z tym za duża losowość, żeby można było jakoś ogólniej to komentować.

* R jak Resovia, czyli zjazd jakiego nie było
– Patrząc w kontekście różnych trenerów, którzy tam pracowali (już po czterech kolejkach zwolniono Andrzeja Kowala, zastępując go Rumunem Giannim Cretu – red.), no i tego, że bardzo dobry trener, jakim jest Cretu, sobie tam nie poradził, mogę powiedzieć jedno: w takim razie nie wiem, kto by miał sobie poradzić. Pewnie tam były jakieś inne problemy, o których my nic nie wiemy. Nie mnie to komentować (Resovia przez dłuższy czas wlokła się w ogonie tabeli, ostatecznie kończąc sezon na siódmym miejscu – red.)...

* S jak Stocznia, czyli kolos na glinianych nogach
– Dokładnie: kolos na glinianych nogach (przypomnijmy: mająca mocarstwowe plany Stocznia nie dokończyła nawet pierwszej rundy, bo dość szybko okazało się, że w Szczecinie wszystko się zgadza... oprócz kasy – red.)... Ale ja znowu będę tu „pił” nie do klubu, tylko do związku oraz do ludzi, którzy w jakiś sposób weryfikują zgłoszenia do rozgrywek. Niech oni zajmują się tym tematem. My, jako PlusLiga, dostaliśmy wizerunkowo po głowie, ale myślę, że nas, siatkarzy ani klubu AZS w żaden sposób to nie dotyczy.

* T jak trenerzy, czyli zaczął Santilli, skończył Gogol
– Powiem tak: ja bardzo chwalę politykę trenerską naszego klubu, bo tutaj od ładnych kilku lat pracują naprawdę bardzo dobrzy trenerzy. Jeśli kiedykolwiek miałbym w jakiś sposób budować sobie drużynę, to tylko tak (uśmiech). Zwłaszcza, że trenerzy w Polsce, a pewnie i na świecie, moim zdaniem, wcale nie zarabiają jakichś wielkich pieniędzy w stosunku do tego, co zarabiają siatkarze. A potrafią zrobić różnicę. No, więc powtórzę: cieszy mnie, że od lat mamy w Olsztynie bardzo dobrych trenerów.

* U jak Urania, czyli atut nieco uśpiony
– Tak, czyli jaki jest ten bilans? Aha, cztery zwycięstwa i osiem przegranych... No, to fakty mówią same za siebie. Ewidentnie. Ja mogę powiedzieć tylko tak: Urania kojarzy mi się z tym, że tu wszystkim gra się ciężko. I jestem przekonany, że właśnie tak będzie w przyszłym sezonie.

* W jak wyjazdy, czyli zadziwiający "hat-trick"
Tytułem wyjaśnienia: olsztynianie odnieśli na wyjazdach tylko pięć zwycięstw, w tym wygrywając w... Bełchatowie, Rzeszowie i Jastrzębiu!
– Sezon sezonowi nierówny... W zeszłym sezonie graliśmy słabo na wyjazdach, po czym w najważniejszym momencie pojechaliśmy do Rzeszowa, wygraliśmy tam dwa razy i weszliśmy do czwórki. Dlatego ja nigdy nie lubię wyciągać takich wniosków, że gramy słabo poza Olsztynem czy może wprost przeciwnie. Aczkolwiek takie szufladkowanie jest czymś normalnym... Wystarczy pooglądać trochę sportu na najwyższym poziomie, no i posłuchać komentarzy ekspertów i komentatorów. Po pierwszej połowie niedawnego półfinału piłkarskiej Ligi Mistrzów, kiedy Liverpool prowadził z Barceloną 1:0, wszyscy powtarzali, jaki to katastrofalny występ Shaqiriego: że błędy, że straty i generalnie jest pierwszy do zmiany. I co? I po przerwie jest zmiana, ale nie Shaqiriego, który zostaje na boisku, wreszcie gra na normalnym poziomie, zalicza bardzo ważną asystę i Liverpool awansuje. To jest tak, jak z trzymaniem na boisku „Mikusia” (mowa o Mateuszu Mice – red.) czy N'Gapetha, pomimo robienia przez nich błędów. Bo trenerzy znają ich dużo lepiej i wiedzą, że w najważniejszym momencie ten gość odpala i robi różnicę. Za to właśnie lubię tych najlepszych trenerów: bo oni dobrze wiedzą, co robią.

* Z jak Zawiercie, czyli rewelacja sezonu
– Super się oglądało grę drużyny, która „zastąpiła” nas w roli rewelacji sezonu (uśmiech). A nam bardzo ciężko się grało w Zawierciu: generalnie, już dawno nikt nas tak nie zlał, jak oni. Powiem tak: fajnie się ogląda grę drużyny, która gra mocno powyżej swojego potencjału. Myślę, że oni byli dużo bliżej finału czy medalu niż my w zeszłym roku, no i szkoda, że też zajęli czwarte miejsce. Mam nadzieję, że to my jako pierwsi zdobędziemy kiedyś medal jako taki „underdog” (ktoś, komu daje się mniejsze szanse na zwycięstwo – red.). Liczę na to (uśmiech)...

Michała Żurka wysłuchał Piotr Sucharzewski