Angielska Liga Mistrzów

2019-05-09 14:00:00(ost. akt: 2019-05-09 14:43:41)
Liga Mistrzów, logo

Liga Mistrzów, logo

Autor zdjęcia: wikipedia.org

We wtorek Liverpool dokonał niemożliwego, odrabiając trzybramkową stratę do Barcelony, a dzień później takim samym nieprawdopodobnym wyczynem popisał się Tottenham. I to w Amsterdamie!
Anglicy wymyślili futbol, ich liga jest najlepsza na świecie, ale w europejskich pucharach od lat byli upokarzani przez rywali z Hiszpanii, Francji, Niemiec i Włoch. W tej dekadzie tylko Chelsea udało się raz wygrać Ligę Mistrzów (2012), co jest wynikiem zdecydowanie poniżej oczekiwań dumnych synów Albionu. Od tego czasu na tron raz wskoczył Bayern (2013), po czym Champions League stała się domeną klubów hiszpańskich: głównie Realu (2014, 2016, 2017, 2018), ale swoją cegiełkę dołożyła też Barcelona (2015). No i w tym sezonie wydawało się, że po finale Messi znowu będzie triumfował, bo w półfinale Katalończycy rozbili Liverpool 3:0. Tymczasem we wtorkowym rewanżu piłkarski świat oniemiał, bowiem podopieczni trenera Juergena Kloppa wygrali 4:0 i to oni 1 czerwca w Madrycie zagrają w wielkim finale!

Do środowego wieczoru wydawało się, że rywalem zespołu z miasta Beatlesów będzie Ajax, który po 24 latach ponownie miał szansę wygrać Ligę Mistrzów. Klub z Amsterdamu to wielka legenda europejskiej piłki, który jednak pod koniec XX wieku nie włączył się do „wyścigu zbrojeń” w wielu przypadkach finansowanego z rosyjskich (Chelsea) lub arabskich (PSG) źródeł. Holendrzy konsekwentnie podstawili na pracę od podstaw, w efekcie Ajax stał się fabryką, którą co roku opuszczała gromadka utalentowanych piłkarzy. Oczywiście nie za darmo, dzięki czemu 33-krotny mistrz Holandii miał dobre wyniki finansowe, ale, niestety, nie miał spektakularnych wyników sportowych (ostatni raz w Holandii triumfował w 2014 roku). W tym sezonie w Amsterdamie zbudowano jednak zespół z gatunku „mieszanka rutyny z młodością”, no i mieszanka pokazała swoją wybuchową moc! Fazę grupową Holendrzy przeszli bez porażki, co prawda w 1/8 finału na swoim stadionie przegrali 1:2 z Realem, ale w Madrycie upokorzyli Królewskich, wygrywając 4:1! W ćwierćfinale wyeliminowali Juventus (1:1, 2:1 w Turynie) i stali się faworytem półfinałowej konfrontacji z Tottenhamem. Ich szanse wzrosły po zwycięstwie 1:0 w Londynie, a po pierwszej połowie środowego rewanżu w Amsterdamie wręcz sięgnęły niebios, bo Ajax wygrywał 2:0. To, co się jednak wydarzyło po przerwie, przejdzie do historii światowego futbolu. Goście najpierw doprowadzili do remisu, po czym w piątej minucie doliczonego czasu zadali decydujący cios - w roli głównej wystąpił Lucas Moura, zdobywca wszystkich trzech goli dla Tottenhamu. Warto przypomnieć, że rok temu Moura musiał odejść z gwiazdorskiego PSG, w efekcie trafił do Tottenhamu, bo postawił na niego trener Mauricio Pochettino. No i w środę okazało się, że było warto!

Po ostatnim gwizdku sędziego zrozpaczeni piłkarze Ajaksu padli na murawę, a 50 tysięcy ich załamanych kibiców oniemiało... Wszyscy zdawali sobie bowiem sprawę, że na kolejną szansę zagrania w finale Ligi Mistrzów być może znowu będą musieli poczekać ćwierć wieku, bo futbolowi krezusi już ostrzą sobie zęby na amsterdamską młodzież. Na przykład Matthijs de Ligt, utalentowany 19-letni obrońca Ajaksu, otrzymał ofertę z Manchesteru United. Angielski klub zaproponował mu niemal 300 tysięcy euro... tygodniówki. Holender ofertę jednak odrzucił, bo ponoć będą jeszcze lepsze, a poza tym odejście do zespołu, który nie zagra w Lidze Mistrzów, byłoby dla niego sportową degradacją.
Ale kolejne oferty pewnie już są na stole, bo cały czas jest sporo klubów, które mają wiele gotówki do wydania. Na przykład Real Madryt do 2028 roku przedłużył właśnie umowę z Adidasem, sponsorem technicznym klubu, dzięki czemu zarobi prawie miliard euro! Z takimi pieniędzmi można trochę poszaleć na rynku transferowym.

Tym bardziej musimy docenić osiągnięcie Tottenhamu, który przed tym sezonem na transfery nie wydał nawet złamanego centa, bowiem skupił się na oddaniu do użytku swojego nowego stadionu. Na dodatek w decydujących meczach nie mógł zagrać Harry Kane, kapitan londyńczyków. W finale prawdopodobnie już wystąpi, więc jest szansa, że Tottenham sprawi kolejną niespodziankę...
ARTUR DRYHYNYCZ