Szykuje się całkiem inny Dakar

2019-04-11 10:00:00(ost. akt: 2019-04-11 09:43:12)
Seabastian Rozwadowski Benediktas Vanagas na mecie trzeciego etapu Rajdu Dakar 2019

Seabastian Rozwadowski Benediktas Vanagas na mecie trzeciego etapu Rajdu Dakar 2019

Autor zdjęcia: Archiwum teamu

- Miało być spokojniej, ale ciężko jest utrzymać spokój i wysiedzieć w domu — kwituje tegoroczne rajdowe plany Sebastian Rozwadowski, olsztyński pilot rajdowy, który razem z Benediktasem Vanagasem był 11. w Rajdzie Dakar 2019.
— Podobno jest już przesądzone, że Rajd Dakar przenosi się z Ameryki Południowej do Arabii Saudyjskiej. Co o tym myślisz?
— To prawda, wiem z najlepszych możliwych źródeł, że umowa w tej sprawie została już podpisana. Trochę mnie dziwi, że na razie nie ma jeszcze oficjalnej informacji, ale być może organizatorzy czekają z wytyczeniem trasy... W każdym razie, umowa została podpisana na pięć lat i opiewa na bajońską kwotę. Z tego, co wiem, Arabia Saudyjska przedstawiła ofertę nie do odrzucenia: nie dość, że w grę wchodzą ogromne pieniądze, to jeszcze Saudyjczycy płacą za pięć lat z góry. Czyli wszystko jednym przelewem (uśmiech). Na pewno jest to bardzo korzystna finansowo oferta dla firmy ASO (Amaury Sport Organisation – red.), która organizuje Dakar i dla której ten rajd jest znakomitym produktem komercyjnym. Mówiąc wprost, oni bardzo dobrze na tej imprezie zarabiają i tak ma być, bo to nie jest firma zajmująca się działalnością charytatywną. No, więc skoro pojawiła się okazja do zrobienia świetnego interesu z Arabią Saudyjską, to trzeba było z tego skorzystać.

— Biznesowe podłoże tej decyzji jest jasne, a jak ty – jako uczestnik już czterech Dakarów – podchodzisz do przenosin na Półwysep Arabski?
— Ja bym wolał, żeby ten rajd nadal był w Ameryce Południowej, bo bardzo lubię tamte kraje, latynoską kulturę i tamtejszą mentalność (uśmiech). Z kolei o Arabii Saudyjskiej wiadomo, że religijnie czy kulturowo jest krajem mocno zamkniętym na świat, więc ściganie się tam pewnie będzie wyglądało całkiem inaczej. Jak mówię: ja bym się czuł dużo lepiej w Ameryce Południowej, szczególnie, że już poznałem tamte trasy, charakterystykę odcinków, miejsca. I zawsze bardzo chętnie tam wracam. Natomiast logistycznie na pewno Arabia Saudyjska jest łatwiejszym miejscem do zorganizowania rajdu. Choćby dlatego, że sama wyprawa na Dakar będzie krótsza.

— Już nie trzeba będzie lecieć na drugi koniec świata...
— No, właśnie. Dla lokalnych kibiców też będzie lepiej. Obawiam się tylko, że wiele załóg z Ameryki Południowej – które do tej pory startowały w rajdzie bardzo licznie, bo Dakar naprawdę jest tam bardzo popularny – do Arabii Saudyjskiej już się nie wybierze. Właśnie ze względu na koszty, które dla tych małych prywatnych teamów będą nie do przeskoczenia. Oczywiście, inaczej sprawa ma się ze wszystkimi dużymi i fabrycznymi teamami, bo one pochodzą głównie z Europy, więc dla nich ta zmiana lokalizacji oznacza, że będzie nieco taniej. Z drugiej strony, ewentualne niedostatki frekwencji ze strony południowoamerykańskich załóg pewnie zostaną „wyrównane” przez takie kraje, jak Kazachstan czy Chiny, które też są potęgami w rajdach cross-country, ale tylko nieliczni ich zawodnicy wychodzą poza swój region. No i jeszcze bardzo mocne kraje arabskie. Spora część tamtejszych zawodników, można powiedzieć, że wręcz urodziła się na pustyni i na pewno oni będą chcieli spróbować Dakaru na swoim terenie.

— Zmieni się pewnie specyfika odcinków...
— Na pewno to będzie zupełnie inny Dakar. Jeśli chodzi o trasę, to właśnie trochę się obawiam, że może zabraknąć różnorodności, bo Arabia Saudyjska jest krajem typowo pustynnym. Chociaż ma też pasmo górskie Asir, więc jeśli tamtędy także przejdą odcinki specjalne, to może będzie ciekawiej. Wygląda na to, że czeka nas bardzo pustynny i bardzo trudny Dakar. Oby tylko nie za bardzo monotonny... Tak jak powiedziałam, wolałbym dalej jechać ten rajd w Ameryce Południowej, aczkolwiek ciekawość odkrywania nowych miejsc, przecierania nowych szlaków, no i poznawania innych krajów niesie ze sobą dodatkowy smaczek.
A dla mnie będzie to ciekawe także z biznesowego punktu widzenia, bo moja firma – która zajmuje się eksportem – ma wielu klientów w tym rejonie świata. Oni zawsze bardzo mocno mi kibicują, a teraz będą mieli okazję odwiedzić mnie w trakcie Dakaru i zobaczyć na własne oczy, na czym polega ten rajd.

— Do Dakaru jest jeszcze sporo czasu, a jak wyglądają twoje bliższe plany?
— Właśnie ruszyłem z przygotowaniami kondycyjno-wytrzymałościowymi, bo im człowiek starszy, tym musi wcześniej zaczynać (uśmiech). A plany? Zapowiadałem, że to miał być spokojniejszy sezon, ale ciężko jest ten spokój utrzymać i wysiedzieć w domu... Odpuściłem pierwsze dwie rundy Pucharu Świata w rajdach terenowych, więc w Baja Rosja i Dubaj Baja razem z Benedyktem Vanagasem pojechał mój serdeczny przyjaciel Bartek Boba. No i po tych dwóch rundach Benedykt jest czwarty w klasyfikacji generalnej. Już razem zamierzamy pojechać wszystkie pozostałe rundy do końca sezonu, czyli w czerwcu Baja Italia, a później Baja Hiszpania, Węgry, Polska, Portugalia i Jordania. Jak widać, dość ambitny plan. I super, bo to pomoże nam w jeszcze lepszym przygotowaniu się do Rajdu Dakar. A do tego pojadę jeszcze ze dwa, trzy rajdy z moim ulubionym kierowcą Zbyszkiem Staniszewskim. Więcej mi się nie uda, bo terminy Szuter Cup pokrywają się z Pucharem Świata. W pozostałych rundach szutrowego pucharu Zbyszek pojedzie więc z innym pilotem (z Danielem Siatkowskim – red.). No i mam nadzieję, że na koniec roku pojadę jeszcze z Wojtkiem Chuchałą w Barbórce. I tak to wygląda: miało być spokojnie, a będzie jak zawsze (uśmiech).
Piotr Sucharzewski