Atutem KKS jest waleczny charakter

2019-03-26 13:00:00(ost. akt: 2019-03-26 13:12:36)
Koszykarski Klub Sportowy Olszyn, prawie w komplecie

Koszykarski Klub Sportowy Olszyn, prawie w komplecie

Autor zdjęcia: Archiwum klubu

- Normalnie miejsce w ósemce i grę w play-offach mielibyśmy niezagrożone. A że tak się nie stało, to „zasługa” dziwacznego regulaminu — mówi Tomasz Sztąberski, trener koszykarek KKS Olsztyn, które utrzymały się w I lidze.
— Gratuluję kolejnego uchronienia się przed degradacją do drugiej ligi.
— Dziękuję bardzo. Także w imieniu zawodniczek (uśmiech).

— Końcówka sezonu okazała się dla was, no i dla waszych kibiców, jednak nieco mniej stresująca niż ta sprzed roku. Teraz wystarczyły wam już dwa mecze do zapewnienia sobie ligowego bytu, a wtedy play-outy z Bydgoszczą przebiegły na dystansie trzech spotkań…
— No tak, tym bardziej że rok temu w pierwszym spotkaniu rywalki wygrały w naszej hali, stawiając nas pod ścianą przed rewanżem w Bydgoszczy. I niewiele było takich osób, które wierzyły, że wrócimy do Olsztyna na trzeci mecz... A my wróciliśmy i postawiliśmy u siebie kropkę nad „i”. Teraz taką kropkę postawiliśmy już w drugim spotkaniu, co jest tym bardziej cenne, że stało się na wyjeździe. W meczu w Aleksandrowie prawie od początku było widać dobre nastawienie naszych dziewczyn do podjęcia walki. Dobrze broniły i trafiały za trzy punkty. Muszę przyznać, że atmosfera tego spotkania też była dla nas bardzo korzystna.
Im kibicowała grupka blisko 30 osób, głównie rodziców z dziećmi, a nas dopingowała czternastka naszych sprzymierzeńców. No i wyszło na to, że w dopingu to jednak nasi kibice wyraźnie dominowali (uśmiech).

— Jaki był ten świeżo zakończony sezon dla prowadzonego przez pana zespołu?
— Gdyby było normalnie, to nasze miejsce w ósemce, gwarantujące udział w play-offach, byłoby niezagrożone. A to, że tak się nie stało, sprawił, moim zdaniem, dziwaczny regulamin. Doprowadziło to m.in. do takiego absurdu, że drugi zespół Politechniki Gdańskiej mógł grać praktycznie jednym i tym samym składem tak w pierwszej lidze, jak i w ekstraklasie. Dlatego mogli sobie pozwolić na dowolne rotowanie zawodniczkami przed każdym meczem... Podobnie było z rezerwami Arki Gdynia, które na mecz z nami przyjechały praktycznie w ekstraklasowym składzie, jedynie bez zawodniczek zagranicznych. Kolejny absurd to, nadal niepojęty dla mnie, parasol ochronny nad rezerwowym zespołem z Łomianek. Ten zespół mógł grać jak chciał, a i tak nie groził mu spadek. Zaimponował mi w tym cały rozgardiaszu zespół Basketu Aleksandrów, który od początku do końca grał tym samym składem. Jak się jednak dowiedziałem, Aleksandrów prawdopodobnie wykupi „dziką kartę” na nowy sezon.

— Co było największym atutem, a co bolączką zespołu KKS w tym sezonie?
— Atutem jest przede wszystkim waleczny charakter naszych koszykarek, które nie kapitulowały nawet w beznadziejnych sytuacjach. Objawieniem była natomiast — o czym trochę niezręcznie mi mówić, ale co zrobić: takie są fakty (uśmiech) — 15-letnia Marta Sztąberska, najmłodsza rozgrywająca w historii pierwszej ligi (mowa o córce trenerskiego małżeństwa Tomasza i Alicji Sztąberskich — red.). Marta z powodzeniem zastąpiła na tej pozycji kontuzjowaną Jolę Wichłacz, której kontuzja stała się naszym największym niepowodzeniem. To spowodowało poważne osłabienie drużyny, m.in. dlatego, że Marta przez wiele spotkań nie miała zmienniczki.
Jeżeli chodzi o inne zawodniczki, to — jak zwykle — ostoją była kapitan drużyny Joanna Markiewicz, bez której nie wyobrażam sobie tego zespołu. Dobry sezon ma za sobą Natalia Żukowska, a ciekawe przebłyski miała też jej młodsza siostra Kamila. Ksenia Woźniak grała trochę nierówno, ale była w drużynie nieoceniona.
Nieco słabszy sezon ma za sobą Ola Mońko, najlepsza studentka roku w Olsztyńskiej Szkole Wyższej. Studentkami są u nas także Wiktoria Bałdyga i Kamila Żukowska, natomiast uczennicami m.in.: Marta Sztąberska, Adrianna Kalinowska i Zuzanna Kowalska. Z kolei Jola Wichłacz, Joasia Markiewicz, Natalia Żukowska i Ksenia Woźniak pracują zawodowo. Niedawno z koszykówki zrezygnowała Monika Zdrada i to, niestety, bez podania przyczyny. Szkoda, bo dobrze rokowała na przyszłość i mogła być z niej dobra koszykarka.

— Ewenementem w całej lidze jest to, że cały sezon graliście tylko swoimi wychowankami. A czegoś takiego nie ma w naszym kraju chyba żaden ligowy zespół, bez względu na dyscyplinę sportu...
— Rzeczywiście, ale powinienem tu przypomnieć, że Jola Wichłacz i Ola Mońko — mimo że pierwszy kontakt z basketem miały poza Olsztynem, ta pierwsza w Słupsku, a druga w Ełku — to od szkoły średniej występowały już w KKS i to w naszym klubie nauczyły się „prawdziwej” koszykówki. Dlatego uważamy je też za swoje wychowanki. A propos składów innych zespołów, na przykład w takim Liderze Pruszków występowała tylko… jedna jego wychowanka.

— Co trzeba zrobić, aby w tym waszym jubileuszowym, bo już dziesiątym z rzędu, sezonie w pierwszej lidze nie było rywalizacji jedynie o utrzymanie, a walka o awans do ekstraklasy?
— Po pierwsze, konieczne jest utrzymanie tego składu, jakim obecnie dysponujemy. A po drugie: trzeba by pozyskać z zewnątrz dwie, trzy dobre zawodniczki z rodzaju tych, które są na dorobku i chcą dużo grać. Najlepiej gdyby były to koszykarki pragnące studiować na naszym uniwersytecie... Oczywiście, kolejną sprawą musiałby być solidny budżet pozwalający to wszystko „zmaterializować”. Ten nasz obecny był zdecydowanie najniższy ze wszystkich pierwszoligowych zespołów. Bazowaliśmy jedynie na 160 tysiącach złotych z Urzędu Miasta oraz 30 tysiącach z Urzędu Marszałkowskiego, przy czym te środki były jednak przeznaczone nie tylko na zespół seniorek, ale i na wszystkie pozostałe, czyli m.in. na młodziczki, kadetki i juniorki. W tych wydatkach są też stypendia sportowe dla zawodniczek naszej pierwszej drużyny...
LECH JANKA
l.janka@gazetaolsztynska.pl