Od rekreacji ruchowej zaczął się CrossFit

2019-03-19 13:00:00(ost. akt: 2019-03-19 12:13:24)
 Bronisław Olenkowicz na najwyższym stopniu podium zawodów w Anglii

Bronisław Olenkowicz na najwyższym stopniu podium zawodów w Anglii

Autor zdjęcia: archiwum domowe

Bronisław Olenkowicz z Olsztyna, wygrywając zawody w Anglii, został pierwszym Polakiem, który awansował do tegorocznych CrossFit Games, czyli mistrzostw świata w tej błyskawicznie zdobywającej popularność dyscyplinie sportowej.
- Naszą rozmowę musimy zacząć od sprawy podstawowej, czyli od wyjaśnienia co to jest ten cały CrossFit?
- Jest to system treningowy, który ma trzy podstawowe założenia. Pierwsze: ciągła zmienność i mieszanie przeróżnych dyscyplin sportowych, drugie to funkcjonalność, a trzecie to wysoka intensywność ćwiczeń. Wszystko zaczęło się od treningu rekreacyjnego i prozdrowotnego...
... i właśnie z rekreacją do tej pory CrossFit mi się kojarzył! No i jeszcze z firmą Reebok...
- I bardzo słusznie, bo właśnie ta firma zaangażowała się w organizację mistrzostw świata, jest oficjalnym partnerem tych zawodów, co widać chociażby po ich nazwie - Reebok CrossFit Games, no i oczywiście produkuje sprzęt potrzebny do uprawiania tego sportu. A wracając do początków, to zaczęło się od rekreacji ruchowej, po czym CrossFit przerodził się w sport, bo te wszystkie ruchy i ćwiczenia są mierzalne. Każdy zawodnik wykonuje ćwiczenie najlepiej jak może, a potem swój wynik porównuje z wynikami innych ludzi z całego praktycznie świata. Jest to możliwe dzięki temu, że wszyscy korzystamy z tej samej strony internetowej crossfit.com.
- Jak wyglądają crossfitowe zawody?
- Jest to, można powiedzieć, taki wielobój atletyczny. Zawody zazwyczaj trwają kilka dni i generalnie chodzi w nich o ustalenie, który ze startujących zawodników jest najsprawniejszy. A konkurencje mogą być różne i dodatkowo różnie przemieszane. Każda z nich jest oczywiście oddzielnie punktowana. Zazwyczaj jest ich od dziesięciu do piętnastu, ale zawsze są tak dobrane, by nie premiowały zawodników na przykład bardziej sprawnych kondycyjnie lub gimnastycznie czy siłowo. Mają być wszechstronnym i sprawiedliwym testem. Zawody mogą się na przykład zacząć od biegania i pływania, czyli takiego duathlonu, druga konkurencja to może być podnoszenie ciężarów, a trzecia to będzie połączenie jazdy na rowerze z... chodzeniem na rękach. Mamy określony dystans do przejechania, określony dystans do przejścia i określony ciężar do podniesienia. Po każdej konkurencji ustalany jest ranking według uzyskanych wyników, a na koniec sumuje się rezultaty wszystkich konkurencji i w ten sposób poznajemy zwycięzcę - najwszechstronniejszego zawodnika imprezy. Zawody są organizowane tak, że jednocześnie na arenie swoje ćwiczenia wykonuje kilkunastu zawodników, którzy ze sobą rywalizują. Jest to widowiskowe, bo w każdej chwili widać, kto prowadzi, a kto na przykład słabnie. Do tego jeszcze znający się na rzeczy komentator i w efekcie mamy znakomite sportowe show.
- CrossFit dokonał olbrzymiego skoku, bo jeszcze niedawno zawody odbywały się ponoć po różnych stodołach na amerykańskiej prowincji, a dzisiaj przeniosły się na wielkie stadiony.
- Zgadza się.
- Tylko jak jest z tym pływaniem, o którym wspomniałeś? Przecież na stadionach raczej pływać się nie da...
- To zależy od miejsca. Na przykład finały mistrzostw świata, na które pojadę, są organizowane w ośrodku sportowym, coś na podobieństwo naszych Centralnych Ośrodków Sportowych. I tam jest jezioro do pływania i dużo terenów do biegania, poza tym oczywiście jest też stadion i hala, czyli wszystko, co jest potrzebne do przeprowadzenia takich zawodów.
- Zanim przejdziemy to mistrzostw świata, to najpierw przypomnij nam, jakie były twoje crossfitowe początki. Dlaczego ten sport, a nie piłka nożna, lekka atletyka czy siatkówka?
- Pochodzę z małej wsi Szaty Wielkie pod Kętrzynem, moi rodzice są rolnikami, więc często im pomagałem. Pewnie m.in. dlatego zawsze byłem dość sprawny fizycznie, jednak ze sportem wyczynowym nigdy nie miałem nic wspólnego. W czasach szkoły podstawowej i gimnazjum rywalizowałem w różnych zawodach, głównie lekkoatletycznych. Poza tym próbowałem też gier zespołowych. Generalnie interesowała mnie aktywność fizyczna, więc po szkole średniej postanowiłem pójść na wychowanie fizyczne w Olsztyńskiej Szkole Wyższej. Podczas studiów próbowałem różnych sportów, co przydało mi się później podczas kariery zawodnika i trenera, bo poznałem metody nauczania w każdej z tych dyscyplin. A że studiowałem zaocznie i jednocześnie pracowałem w korporacji, więc z kolegą zaczęliśmy ćwiczyć w siłowni. Był to trening kulturystyczny, który okazał się dla mnie zbyt monotonny. No i wtedy przypadkiem obejrzałem w internecie zawody crossfitowe. Od razu pomyślałem, że to jest coś dla mnie, bo nigdy nie byłem przywiązany do jednej dyscypliny i potrafiłem się szybko znudzić. W momencie, kiedy zobaczyłem ten wachlarz umiejętności i sportów, w których w crossficie należy być dobrym, to się w tym zakochałem. I tak jest już od sześciu lat. Okazało się, że mi to służy, bo w crossficie chodzi o to, by być przeciętnym lub trochę ponadprzeciętnym we wszystkich dyscyplinach, a nie o to, by błyszczeć w jednej lub dwóch. W żadnej konkurencji nie idziemy w skrajność, tylko staramy się zachować równowagę między poszczególnymi sportami.
- Czyli o sukcesie nie może marzyć wybitny ciężarowiec, bo z racji uprawianego sportu będzie bez szans w konkurencjach wymagających na przykład sprawności gimnastycznej...
- Dokładnie. Przekraczanie ludzkich możliwości w jedną stronę, na przykład w podnoszeniu ciężarów, niekorzystnie odbija się na wynikach w innych dyscyplinach sportowych. Generalnie crossfit znakomicie nadaje się dla zawodników, którzy już zakończyli swoją przygodę z wyczynowym sportem, ale wciąż odczuwają potrzebę ruchu.
- Trenujesz od sześciu lat, a od kiedy bierzesz udział w zawodach?
- Od czterech lat, a w zawodach reprezentuję swój klub Fitmania - jest to praktycznie jedynie miejsce w Olsztynie, w którym można trenować ten sport. Wraz ze mną trenuje i przygotowuje się do startów około 15 zawodników, ale rekreacyjnie ćwiczy u nas aż 150 osób.
- No to teraz wyjaśnij, jak udało ci się zakwalifikować do tegorocznych CrossFit Games, czyli mistrzostw świata? Dodajmy, że jesteś pierwszym Polakiem, któremu się to udało.
- Pierwszym etapem są internetowe kwalifikacje. U siebie w klubie musimy wykonać, nagrać i przesłać organizatorom szereg treningów. Te wyniki są potem analizowane i porównywane, a autorzy najlepszych kwalifikują się do jednego z 16 turniejów eliminacyjnych. Są one organizowane w różnych zakątkach świata: w Europie, w USA, w Azji, w Afryce. Startują w nich wszyscy najmocniejsi zawodnicy, a każdy z nich marzy o wywalczeniu przepustki na CrossFit Games. Zadanie jest szalenie trudne, bo awansuje tylko zwycięzca zawodów.
- No i ty wywalczyłeś ten awans podczas CrossFit Strength in Dept w Anglii!
- Dokładnie. Były to bardzo mocno obsadzone zawody, więc praktycznie po każdej konkurencji czołówka się mocno mieszała.
- Czy w Anglii rywalizowałeś w jakiejś kategorii wiekowej, czy też może nie było podziału ze względu na wiek?
- W crossficie jest w zasadzie jedna kategoria wiekowa, w której walczymy o tytuł najsprawniejszego człowieka na Ziemi. Startują w niej zawodnicy mający od 18 do 35 lat. Poza tym są też kategorie dla młodzików i seniorów, czyli zawodników mających więcej niż 35 lat.
- Jak wyglądał przebieg zawodów w Anglii? Od razu wskoczyłeś na pierwsze miejsce, czy też może mozolnie wdrapywałeś się na szczyt?
- Zawody trwały dwa dni, podczas których przeprowadzono siedem konkurencji. Rywalizowało 40 zawodników, a po pierwszej i drugiej konkurencji byłem na ósmym miejscu. Jednak dwie następne wygrałem. W pierwszej z nich trzeba było w jednym ruchu wyrwać nad głowę jak największy ciężar - mój wynik to 140 kilogramów. Po krótkiej przerwie był sprint, w którym najpierw na rowerowym ergometrze trzeba było jak najszybciej spalić 30 kilokalorii - odpowiednie urządzenie przelicza nasz wysiłek na kilokalorie. Drugim etapem czwartej konkurencji było natomiast podnoszenie sztangi z ziemi nad głowę. Sztanga ważyła 65 kilogramów i trzeba ją było jak najszybciej podnieść 30 razy. Okazało się, że to ja byłem najszybszy, dzięki czemu pierwszy dzień zawodów zakończyłem jako lider.
- No to pewnie noc była niespokojna, bo pojawiła się przed tobą olbrzymia szansa. Przed wyjazdem do Anglii brałeś w ogóle pod uwagę taki scenariusz?
- Oczywiście. Rywalizuję już od kilku lat, więc wiem na co mnie i moich rywali stać. Wiedziałem, że jestem w stanie z nimi skutecznie rywalizować, ale z drugiej strony zdawałem też sobie sprawę, że w sporcie różnie bywa. Na pewno bardzo pomogła mi moja głowa, bo ani razu nie zwątpiłem w końcowy sukces.
- Jak zatem przebiegł drugi dzień zawodów?
- Zaczął się nie najlepiej. Pierwsza konkurencja była bardzo długa, bo trwała około 17 minut. Było to połączenie skakania na skakance, która była troszeczkę cięższa. Dodam, że w crossficie przy jednym podskoku trzeba dwukrotnie machnąć skakanką. Na początek i na koniec tego ćwiczenia takich skakanek musieliśmy zaliczyć po dwieście. Następnie trzeba było wykonać kilka prostych elementów gimnastycznych, tak zwanych „padnij-powstań”, pływanie na ergometrze wioślarskim oraz wykroki z odważnikiem. Generalnie było to pomieszanie najróżniejszych elementów, z którymi lepiej poradzili sobie lżejsi zawodnicy. Ja byłem ósmy, ale mimo to utrzymałem prowadzenie w klasyfikacji generalnej. Przedostatni trening to było połączenie elementów biegowych, gimnastycznych i ciężarowych. Jestem dość ciężkim zawodnikiem, więc z tego powodu słabiej biegam, w efekcie zająłem dopiero 11. miejsce, tracąc też fotel lidera, bo w generalce spadłem na czwarte miejsce.
- A została już tylko jedna konkurencja...
- ...która składała się z dwóch ćwiczeń: wchodzenia na linę oraz wypchnięć sztangi z przysiadu nad głowę. Dodam, że sztanga była dość ciężka, bo ważyła 100 kilogramów. Rywalizacja przebiegła według planu: sześć wejść na linę - sześć podniesień sztangi, cztery wejścia - cztery podniesienia, dwa wejścia - dwa podniesienia. Całe zadanie trwało jedynie od trzech do czterech minut. Tu już nie było żadnych kalkulacji, trzeba to było zrobić jak najszybciej. Zawodnicy startowali w czterech turach, no i udało mi się swoją turę wygrać. Do końca jednak nie wiedziałem, które miejsce zająłem w generalce. Dopiero podczas prezentacji najlepszych dowiedziałem się, że jednak to ja wygrałem. Radość była nieziemska.
- Chyba równie wielka jak wysiłek, który w te dwudniowe zawody musiałeś włożyć. Ale teraz przed tobą jeszcze poważniejsze zadanie, bo udział w mistrzostwach świata.
- W USA ten sport zdobywa coraz większą popularność, zawody przyciągają tysiące kibiców i są transmitowane na żywo w telewizji. W tym roku mistrzostwa odbędą się na przełomie lipca i sierpnia w amerykańskim Madison w stanie Wisconsin, wcześniej organizowano je w Kalifornii.
- Ten sport wymaga od ciebie olbrzymiego wysiłku oraz reżimu treningowego.
- Można powiedzieć, że na treningu jestem jak na etacie, bo trenuję od sześciu do ośmiu godzin dziennie. Na przykład rano pływam w basenie, gdzie trener poprawia moją technikę pływacką, następnie jeżdżę na rowerze stacjonarnym, a na koniec zaliczam typowy trening crossfitowy, czyli na przykład będzie to pomieszanie podnoszenia ciężarów z elementami gimnastyki. Trenuję tak prawie codziennie, bo z wyłączeniem niedziel, natomiast w czwartek wykonuję tylko jedną sesję treningową.
- Czas, który poświęcasz na treningi, pozwala mi uznać ciebie za profesjonalnego sportowca. Ale profesjonalista żyje z uprawiania sportu...
- A ja profesjonalnie trenuję, natomiast wsparcie finansowe mam jedynie półprofesjonalnie. Wspiera mnie kilka firm związanych z crossfitem, ale są to firmy dość młode, więc jeszcze nie stać je na zwiększenie pomocy, dlatego cały czas szukam sponsora.
- Może po naszej rozmowie taki sponsor się znajdzie?
- Bardzo na to liczę, bo jest to bardzo dynamicznie rozwijająca się dyscyplina sportowa, która w Polsce systematycznie zdobywa coraz większą popularność. Na przykład od 5 do 7 kwietnia w Rynie odbędą się bardzo ciekawe zawody, na które już teraz wszystkich serdecznie zapraszam. Na własne oczy będzie można zobaczyć, jak przebiega rywalizacja w crossficie. A wracając do sponsora, to bardzo by się przydał w kontekście mistrzostw świata, bo koszty wyjazdu mnie, trenera i fizjoterapeuty wyniosą około 50 tysięcy złotych.
- A bierzesz pod uwagę, że z powodów finansowych jednak do USA nie polecisz?
- Rzeczywiście jest to jedyne ograniczenie, które może mnie z tej imprezy wykluczyć. Ale z drugiej strony start w CrossFit Games jest spełnieniem moich marzeń, więc w ostateczności wezmę kredyt w banku, chociaż nie ukrywam, że wolałbym tego uniknąć, bo w życiu różnie się zdarza. Na razie intensywnie szukam sponsora.
ARTUR DRYHYNYCZ