MIĘDZY DAKAREM A...DZIECKIEM

2019-01-01 11:00:00(ost. akt: 2019-01-01 11:05:26)
Sebastian Rozwadowski, olsztyński pilot rajdowy, uczestnik Rajdu Dakar

Sebastian Rozwadowski, olsztyński pilot rajdowy, uczestnik Rajdu Dakar

Autor zdjęcia: Archiwum załogi

- Całość uwagi w ostatnich dniach była raczej skupiona na ciąży żony niż na moim Dakarze — mówi olsztyński pilot Sebastian Rozwadowski przed swoim piątym startem w Rajdzie Dakar.
— Jakie życzenia podczas świąt słyszał pan najczęściej?
— Wbrew pozorom, najważniejszym wydarzeniem najbliższego czasu dla mnie i mojej rodziny nie jest Dakar, a... narodziny mojego dziecka, które nastąpią tuż po rajdzie. Z tym też głównie wiązały się świąteczne życzenia, żeby wszystko z juniorem i mamą było dobrze. Oczywiście były też życzenia szczęśliwego powrotu do domu, ale całość uwagi była raczej skupiona na ciąży żony niż na moim Dakarze.
— Potrafi pan oddzielić w tym momencie te dwie sprawy: narodziny dziecka i rajd?
— To mój czwarty, a w zasadzie piąty wyjazd na Dakar, bo raz byłem członkiem Orlen Teamu, a nie zawodnikiem, ale tym razem na pewno najtrudniejszy. Z Dakaru wracam 19 stycznia, a żona Ola ma termin porodu na 20 stycznia. Wszystko może się więc wydarzyć, junior może się pospieszyć, a ja mogę się spóźnić. Faktycznie, to wszystko jest trudne do oddzielenia, dlatego ten wyjazd jest przez tę całą sytuację bardzo skomplikowany.
— Łatwiej będzie panu już w Peru, kiedy będzie można skupić się już tylko na rajdzie?
— Myślę, że i tam będzie mi ciężko. Owszem, na odcinku specjalnym człowiek przełącza się na tryb sportowy i o niczym innym nie myśli. Jednak poza odcinkiem na pewno będę non stop w kontakcie z rodziną.
— Czy hasło „Rajd Dakar” wciąż wywołuje u pana dreszczyk emocji?
— Nieustannie. Najpiękniejsza w Dakarze jest jego nieprzewidywalność. Jest inny nie tylko każdego roku, ale nawet każdego dnia. Nie da się go zaplanować, nie da się niczego z góry przewidzieć. Rajd wywołuje ogromny dreszczyk emocji i wręcz uzależnienie od adrenaliny, której dostarcza.
— Chciałem zapytać pana o oczekiwania, ale biorąc pod uwagę specyfikę Dakaru i jego trudność, to czy w ogóle można mieć jakieś oczekiwania?
— Jesteśmy sportowcami i zawsze stawiamy sobie ambitne cele, ale jak powiedziałem wcześniej, Dakar jest tak nieprzewidywalny, tyle czynników wpływa na końcowy wynik, że trudno cokolwiek planować. Oczekiwania oczywiście jakieś mamy. W tym roku razem z moim litewskim kierowcą Benediktasem Vanagasem liczymy na miejsce w pierwszej piętnastce. Uważam, że stać nas na to, biorąc pod uwagę nasze doświadczenie, przygotowanie oraz samochód, którym dysponujemy. Czy wszystko jednak ułoży się tak jakbyśmy chcieli, tego nikt nie jest w stanie przewidzieć.
— Na starcie pojawicie się w Toyocie Hilux. Jakie zmiany zaszły w tym aucie w porównaniu z poprzednim startem?
— To zupełnie inny samochód niż ten z poprzedniej edycji. To najnowsza konstrukcja, która powstała w fabryce sportowego tunera Toyoty, czyli Toyota Gazoo Racing w RPA. To auto w najnowszej specyfikacji dostępnej dla klientów niefabrycznych. Często podkreślam to, że nie jesteśmy załogą fabryczną. Takie będą tylko trzy i nikt z prywatnych kierowców nie może takiego samochodu kupić, dostać, wypożyczyć. To technologia, której Toyota nie wypuszcza na zewnątrz. Nasze auto jest natomiast samochodem postfabrycznym. Moim zdaniem oraz innych zawodników, jest to najbardziej dopracowana Toyota Hilux, na pewno dużo mniej awaryjna. To pojazd sprawdzony, posiadający 5-litrowy silnik V8, moc 390-400 koni mechanicznych, chłodzone cieczą amortyzatory i hamulce, co jest naprawdę dużym atutem, doskonale rozłożony środek ciężkości dzięki kołom zapasowym rozmieszczonym po bokach oraz pod spodem samochodu, wspaniałe zawieszenie. Do tego bardzo wydolna klimatyzacja, co powinno nam ułatwić komfort podróżowania. Jeżeli będziemy to auto szanować, to powinno nam odpłacić się świetną kondycją i tym, że ukończymy Dakar na miejscu, które sobie wymarzyliśmy.
— Podczas testów nie było do samochodu żadnych zastrzeżeń?
— To nie były może takie prawdziwe testy pustynne. Benediktas odbył kilka sesji w wielkich żwirowniach pod Wilnem, gdzie usypaliśmy jakieś skocznie, pseudo wydmy, żeby choć trochę upodobnić warunki pustynne. Natomiast już przed samym Dakarem, dzień przed startem, będziemy mieli możliwość sprawdzenia samochodu pod Limą.
— Przed wyjazdem do Peru trenowaliście między innymi... usuwanie usterek w waszym samochodzie. Jak wam szło?
— Obecny model Toyoty jest zdecydowanie prostszy w obsłudze niż ubiegłoroczny. Wymiana półosi czy drążka skrętnego jest dużo łatwiejsza. Nie jestem wykwalifikowanym mechanikiem i nigdy nie miałem do tego smykałki. To raczej coś co robię, bo muszę, a nie, bo kocham. Na pewno mógłbym być w tej kwestii lepszy. Podobnie ma się sprawa z Benediktasem. To też nie jest urodzony mechanik. Na ile jednak mogliśmy, na tyle poznaliśmy nasze auto. Walczymy jeszcze o to, czy będziemy mieli tak zwany T4, czyli samochód wspierający, z mechanikami i częściami zapasowymi. To byłaby wspaniała polisa zabezpieczająca, która stwarzałaby duży komfort psychiczny. Wtedy może nam się jechać dużo łatwiej.
— Mówił pan, że każdy Dakar jest inny od poprzedniego, ale ten najbliższy to już w ogóle będzie się różnił od innych, bo po raz pierwszy w historii będzie przebiegał przez tylko jedno państwo, czyli Peru.
— Można powiedzieć tylko przez jedno, ale można też, że aż przez jedno, bo Peru to piekielnie trudne trasy. Ostatnie Dakary to było jakieś 30 procent wydm, a reszta przebiegała po trasach WRC, dość łatwych nawigacyjnie i do jazdy. Teraz będzie problem w poruszaniu się, ale dla mnie również będzie to kłopot z nawigowaniem. Na otwartych przestrzeniach jest to bardzo trudne. Przez pierwszych pięć dni będziemy jechać na południe, w kierunku Chile, potem mamy dzień przerwy i wracamy na północ. Często będziemy widzieć ślady z poprzednich dni, często będą również ślady kibiców, które będą nas myliły. To wszystko wpłynie na trudność nawigacji i trzeba będzie wykazać się dużą czujnością.
— Jest pan zadowolony z przygotowań do nadchodzącego Dakaru?
— Generalnie tak. Jestem dobrze przygotowany fizycznie, chociaż przez ostatnie dwa tygodnie dopadały mnie jakieś przeziębienia, problemy z zatokami, przez co treningi były mniej intensywne. Wykonałem jednak bardzo dużą pracę.

RAJD DAKAR 2019
Impreza rozpocznie się 6 stycznia w Limie. Dzień później załogi ruszą na pierwszy etap, ze stolicy Peru do Pisco. Łącznie zawodnicy będą mieli do przejechania 5 tys. km, podzielonych na 10 etapów. Do Limy kawalkada powróci 17 stycznia.

kwk