Policjant wywiózł złoto z Kazachstanu

2018-12-12 10:00:00(ost. akt: 2018-12-12 10:45:10)
Podinspektor Przemysław Polechoński

Podinspektor Przemysław Polechoński

Autor zdjęcia: Archiwum prywatne

Przemysław Polechoński był rozgrywającym polskiej ekipy, która wygrała mocno obsadzony siatkarski turniej weteranów „Żetysu Cup” w... kazachskim Tałdykorganie. Olsztynianin swego czasu występował m.in. w AZS Olsztyn czy w Gwardii Szczytno.
Przemysław Polechoński jest młodszym inspektorem pracującym w Komendzie Wojewódzkiej Policji w Olsztynie na stanowisku naczelnika sztabu, a poza pracą realizuje się m.in. na boisku do siatkówki. I nic w tym dziwnego, bo nie jest anonimową postacią w siatkarskim środowisku. A wszystko zaczęło się jeszcze w szkole podstawowej (SP 14)...

— Pierwszym szkoleniowcem, który zaczął mnie uczyć „siatki”, był nasz wuefista pan Wasilewski — wspomina Przemysław Polechoński, złoty medalista niedawnego „Żetysu Cup” oldbojów w Kazachstanie. — Jak byłem w ósmej klasie, zabrał mnie ze sobą na trening juniorów AZS i tak już zostało. Początkowo miałem zajęcia z Czesławem Kolpy, a potem z Mieczysławem Doroszukiem. W młodzieżowych zespołach AZS grałem ponad cztery lata, m.in. aż trzy razy zajmując czwarte miejsce w mistrzostwach Polski juniorów. Wkrótce trafiłem do składu drugoligowego AZS, ale że w 1995 roku rozpocząłem studia w Wyższej Szkole Policji w Szczytnie, więc przeniosłem się do występującej w drugiej lidze Gwardii — dodaje.
Nie była to jednak ostatnia ligowa drużyna olsztyńskiego rozgrywającego, bo kolejne przystanki kariery wiodły go przez Pekpol Ostrołęka, Ósemkę Siedlce i Wicher Wilkasy. Na ligowych parkietach Polechoński spędził ponad 20 lat i... ciągle nie ma dość siatkówki. Ba, teraz co najmniej dwa razy w tygodniu wybiega na boisko, występując w amatorskich zespołach Auto Handel Dobre Miasto (który gra w Dobromiejskiej Lidze Piłki Siatkowej) oraz Inter Parts OSW Olsztyn (to z kolei popularna OLSA, czyli Olsztyńska Liga Siatkówki Amatorów).

Turniej w Tałdykorganie jest „dedykowany” przede wszystkim krajom położonym w tamtej części świata, żeby wymienić Mongolię, Kirgistan, Rosję, Uzbekistan, Japonię, Tajlandię czy, oczywiście, Kazachstan. Do tegorocznej edycji specjalne zaproszenie wystosowano natomiast także do Polski. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta: organizatorom bardzo zależało na tym, aby w ich turnieju zagrała drużyna z kraju mistrzów świata. No, więc zagrała. Ostatecznie na starcie stanęło 10 zespołów.
— Byliśmy w jednej grupie m.in. z Rosją, Mongolią i Kirgistanem — opowiada podinspektor Polechoński. — Przegraliśmy, ale za to gładko, bo 0:2, tylko z Rosjanami, wychodząc z grupy z drugiego miejsca. W składzie rywali znaleźli się m.in. byli reprezentanci ZSRR... W półfinale spotkaliśmy się z niesamowicie mocną reprezentacją Kazania i wygraliśmy 2:1. A że w drugim półfinale Rosja pokonała 2:1 Kazachstan, więc w walce o złoto znów stanęliśmy naprzeciwko Rosjan. I tym razem ograliśmy ich w dwóch setach! Moim zdaniem, najlepszy mecz rozegraliśmy jednak w półfinale z Kazaniem — ocenia Przemysław Polechoński.

Turniej był perfekcyjnie zorganizowany oraz odbywał się w nowoczesnej hali przy zapełnionej widowni. Polska ekipa przyjechała na tę imprezę na koszt organizatorów, a olsztyński policjant był jedynym reprezentantem Warmii i Mazur w składzie Biało-czerwonych. W składzie, w którym znaleźli się jednak inni byli siatkarze olsztyńskiego AZS: Jarosław Szalpuk i Grzegorz Kosatka, a także tak znani z parkietów ekstraklasy zawodnicy, jak Rafał Legień czy Dariusz Parkitny. Ponadto w ekipie naszych oldbojów grali: Arkadiusz Hajdrowski, Dariusz Szostek (uznany najlepszym blokującym turnieju), Grzegorz Szewczyk i Zbigniew Obrębski.

Jako że od tego roku niepotrzebne są już wizy do Kazachstanu, więc daleki wyjazd naszych siatkarzy weteranów okazał się nieco łatwiejszy. Warto dodać, że Tałdykorgan, czyli gospodarz tego turnieju, to 114-tysięczne miasto położone w południowo-wschodnim Kazachstanie. Aby trafić do stolicy obwodu ałmackiego, Polacy musieli pokonać długą i męczącą, prawie 19-godzinną drogę. Najpierw samolotem przez Moskwę, a później prawie 250 km busem przez step.
— Jeżeli chodzi o pogodę, to dwa pierwsze dni były niezłe — mówi Polechoński. — Temperatura kilka stopni na plusie, no i deszcz ze śniegiem. W połowie trzeciego dnia nagle zrobiło się jednak minus 18 stopni i tak było już do końca! Wprawdzie Kazachstan kojarzy się nam z mieszkającymi tam Polakami, ale na trybunach nie było widać naszych rodaków. Chociaż po jednym ze spotkań podeszła do nas, tak na oko 50-letnia, kobieta i ze wschodnim akcentem powiedziała łamaną polszczyzną, że ma syna w Grajewie i żebyśmy pozdrowili go od mamy. Pewnie jej dziadkowie czy pradziadkowie to polscy zesłańcy, a ona sama urodziła się już w Kazachstanie...
Lech Janka
l.janka@gazetaolsztynska.pl