Marta, czyli niezwykła nastolatka

2018-11-03 11:00:00(ost. akt: 2018-11-02 15:51:14)
Marta Sztąberska, rozgrywająca KKS Olsztyn

Marta Sztąberska, rozgrywająca KKS Olsztyn

Autor zdjęcia: Emil Marecki

- W dzieciństwie lalkę to miałam tylko jedną, za to mnóstwo piłek — mówi urodzona 14 lipca 2003 roku Marta Sztąberska z KKS Olsztyn, najmłodsza zawodniczka w historii polskiego ligowego basketu grająca na pozycji rozgrywającej.
— Pamiętasz, kiedy po raz pierwszy dotknęłaś piłkę do kosza?
— Dokładnie nie pamiętam, kiedy to było, ale byłam wtedy jeszcze zupełnie małym dzieckiem. Mało tego, mama grała w koszykówkę, jak była ze mną… w ciąży (śmiech), więc ta gra jest ze mną jeszcze przed moimi narodzinami. Od zawsze chodziłam z rodzicami na treningi i na mecze, a w przerwach spotkań wchodziłam na parkiet i kozłowałam.
— Ile miałaś lat, jak zaczęłaś normalne treningi?
— Zastanawiałam się nad tym, ale nie jest mi łatwo tak dokładnie odpowiedzieć na to pytanie. To było płynne przejście z kozłowania w przerwach do poważniejszych zajęć treningowych.
— Może pamiętasz mecz, w którym po raz pierwszy trafiłaś do kosza?
— To było na jakimś turnieju w Olsztynie, a ja grałam wtedy razem ze starszymi ode mnie o trzy lata koleżankami. Te moje pierwsze mecze to były ogromne porażki. Pamiętam, że raz przegrałyśmy chyba 2:80... Każda z nas niesamowicie się cieszyła ze zdobycia chociaż dwóch punktów.
— Jak byłaś jeszcze małym dzieckiem, to pewnie miałaś w domu lalki, może jakiegoś ulubionego misia?
— Lalkę to miałam jedną, za to mnóstwo piłek. Był też plastikowy kosz i często z mamą lub tatą graliśmy jeden na jeden. Rodzice na mnie niekiedy krzyczeli, żebym nie kozłowała, bo to denerwuje sąsiadów. Oczywiście to wszystko odbywało się w formie zabawy i żartów.
— Tak dużo się ruszasz, to pewnie nie narzekasz na brak apetytu. Jaką zatem potrawę lubisz najbardziej?
— Raz mam apetyt, a raz nie. To zależy od pory roku, od dnia. Bardzo lubię kuchnię mamy, wszystko, co przygotuje, bardzo mi smakuje, ale najbardziej różne makarony. Natomiast tata ogranicza się właściwie do zrobienia… herbaty (śmiech) Poza tym również udaje mu się niezła jajecznica. Jak jest potrzeba, to pomagam mamie w kuchni, ale ona tam jest szefem, a ja jedynie pomocnicą.
— Twoja starsza koleżanka, czyli rozgrywająca numer jeden Jolanta Wichłacz, uległa kontuzji, więc musiałaś ją od trzeciego meczu w tym sezonie zastąpić. Okazało się, że grałaś dobrze nie tylko jako rozgrywająca, ale byłaś też bardzo skuteczna, zdobywając w tych trzech spotkaniach razem aż 40 pkt. Z tego widać, że nie miałaś zbyt wielkiej tremy, wychodząc na boisko jako jedynka.
— Nie stanowiło to dla mnie większego problemu, choć pierwszy mecz w takim charakterze w Płocku był trochę stresujący. Otrzymałam jednak duże wsparcie od dziewczyn, więc tamten mecz w moim wykonaniu dobrze się potoczył. Do kolejnego przystąpiłam już bez tremy. W naszej drużynie panuje bardzo dobra atmosfera, wzajemnie się wspieramy i nikt do nikogo nie ma pretensji, gdy coś na parkiecie nie wychodzi.
— Twoimi trenerami są rodzice. Nie masz od nich taryfy ulgowej podczas spotkań i treningów?
— Niekiedy wręcz przeciwnie… Traktują mnie w takich sytuacjach nie jak córkę, a jak zwykłą zawodniczkę.
— Trzy lata temu w Stanach Zjednoczonych byłaś z rodzicami podejmowana przez Marcina Gortata. Jakie odniosłaś wrażenia?
— Pan Marcin zwrócił na mnie uwagę podczas organizowanych przez niego w Polsce campów. To była dla mnie niezapomniana lekcja koszykówki na najwyższym poziomie. Poznałam tam i oglądałam w akcji najlepszych zawodników na świecie. To było ogromne przeżycie i bardzo miło wspominam nasz pobyt w Stanach. Nie zapomnę szkoleń pod okiem amerykańskimi trenerów i wspólnej kolacji z Marcinem Gortatem. Najbardziej podobał mi się jednak mecz NBA z udziałem pana Gortata. Jednym słowem, wielkie show, i to nie tylko sportowe. A ta ich olbrzymia hala i jej wyposażenie! Ich sala treningowa jest dwa-trzy razy większa od tej na Głowackiego.
— Jak wygląda twój dzień powszedni?
— Wstaję zwykle około siódmej i na ósmą jestem w szkole (Gimnazjum nr 3 — red.). Każdego dnia w trakcje zajęć nam dwie godziny wychowania fizycznego, bo chodzę do klasy sportowej o profilu koszykówka. Lekcje kończę zwykle o 15.30. Wracam do domu na obiad i odrabiam lekcje. Około 18 wychodzę na trening, a po nim wracam do domu. Mam trochę czasu na kolejne lekcje i kąpiel, ale nie później niż do 21.30, kiedy to idę spać.
— Jak sobie w tej sytuacji radzisz z nauką?
— W szkole nie mam najmniejszych problemów, a mamy w tym roku egzaminy gimnazjalne. Myślę, że jestem do nich dobrze przygotowana. Najbardziej lubię matematykę.
— Od czerwca 2017 roku jesteś reprezentantką Polski zespołów młodzieżowych…
— To dla mnie nowe wspaniałe doświadczenie i wielka odpowiedzialność. Gram przecież często za granicą, i to w ważnych turniejach. W grudniu czeka nas na Węgrzech Turniej Nadziei Olimpijskich, a nieco wcześniej będziemy grały na Białorusi. To elementy przygotowań do przeszłorocznych mistrzostw Europy U16. Najbardziej przeżywałam swój pierwszy reprezentacyjny występ, a było to ze starszą kadrą na Litwie. Najmilej wspominam występ w tamtym roku we Francji, bo tam w pierwszym meczu naszej reprezentacji udało mi się zdobyć 22 punkty.
— Omijają ciebie kontuzję?
— Niestety, nie. Miałam zerwane więzadła w stawie kolanowym, ale pofarciło mi się, bo była wtedy przed świętami Bożego Narodzenia przerwa w rozgrywkach, więc nie wystąpiłam tylko w jednym meczu.
— Grasz jedynie w zespole seniorek KKS?
— Nie. W rozgrywkach Pomorskiego Związku Koszykówki występuję jeszcze w zespole kadetek U16 i juniorek U18, ale priorytetem jest teraz oczywiście I liga.
— No właśnie, w sobotę czeka ciebie i twoje koleżanki mecz w Łomiankach z drugim zespołem tamtejszej SMS PZKosz. Wygracie?
— To bardzo młody zespół oparty o dziewczyny, z którymi występuję w kadrze. Prawie wszystkie są już w liceum, więc ode mnie są przynajmniej o rok starsze. To jest drużyna jednak jeszcze mało doświadczona i pod tym względem mamy przewagę. Nasze większe doświadczenie może być kluczem do zwycięstwa. Pojedziemy tam z twardym postanowieniem wywalczenia dwóch punktów.
LECH JANKA
l.janka@gazetaolsztynska.pl