Bartoszyckie Endorfiny rosną w siłę

2018-10-11 09:23:16(ost. akt: 2018-10-11 09:26:06)
Czwartkowe popołudnie to termin spotkań grupy na bartoszyckim stadionie miejskim, a po solidnych przygotowaniach jest czas na rywalizację na trasach biegowych

Czwartkowe popołudnie to termin spotkań grupy na bartoszyckim stadionie miejskim, a po solidnych przygotowaniach jest czas na rywalizację na trasach biegowych

Autor zdjęcia: Archiwum BGB Endorfiny

Pomysł nie tylko wypalił, ale i okazał się strzałem w dziesiątkę: rok temu powstała Bartoszycka Grupa Biegowa Endorfiny, skupiająca lokalnych miłośników tej formy aktywności. Rozmawiamy z jej trenerem Mirosławem Figatem.
— W piątek mija dokładnie rok od spotkania na bartoszyckim stadionie, które było zalążkiem powstania Bartoszyckiej Grupy Biegowej Endorfiny. Pomysł wypalił i chyba nawet przeszedł oczekiwania?
— O tak, czas szybko mija. Utworzenie Endorfin było odpowiedzią na oczekiwania pasjonatów biegania w naszym mieście i muszę przyznać, że pomysł na integrację środowiska biegaczy rzeczywiście się sprawdził. Spodziewałem się dobrej frekwencji, zaangażowania, profesjonalnego podejścia do zajęć i wspaniałej atmosfery. To wszystko się potwierdziło. Zajęcia z osobami, które kochają to, co robią, są dla mnie czystą przyjemnością (uśmiech).

— Przez rok w każdy czwartek, niezależnie od pogody, na stadionie miejskim spotykało się od kilku do kilkudziesięciu osób, aby wspólnie pobiegać. Jak ocenia pan zaangażowanie uczestników grupy? Dawali z siebie wszystko?
— Rzeczywiście, zajęcia ani razu nie zostały odwołane. My, biegacze twierdzimy, że dla nas nie ma złej pogody. Treningi obywały się bez względu na aurę, liczbę uczestników, urlopy czy moją absencję. Zawsze było to kilka, kilkanaście, a najczęściej około 20-25 osób. Cała grupa liczy ponad 40 biegaczy, ale oczywiście nie zawsze mogą być wszyscy. Zaangażowanie jest rewelacyjne. Często muszę tłumaczyć, aby uczestnicy pamiętali o właściwym dozowaniu wysiłku, a przede wszystkim nie zapominali o wypoczynku i regeneracji.

— Proponowane przez pana treningi były bardzo urozmaicone. Przede wszystkim jednak pokazywały, jak może wyglądać trening biegowy. Co grupa robiła w tym czasie?
— Sam trening osobom, które nie połknęły biegowego bakcyla, może wydawać się monotonny, nużący, a wręcz nudny. Zdaję sobie sprawę, że rolą trenera jest poprowadzenie zajęć tak, żeby były one ciekawe. Jednak bieganie to taka konkurencja, w której efekt treningowy uzyskuje się przede wszystkim poprzez powtarzalność ćwiczeń. Nie zawsze więc udaje się pod tym względem zadowolić wszystkich. Swoją rolę w grupie widzę w ten sposób: jestem osobą, która doradza, motywuje i raz w tygodniu prowadzi zajęcia, proponując ćwiczenia sprawności ogólnej i specjalnej. Reszta, to znaczy liczba treningów, ich intensywność, częstotliwość startów, zależy już od samych uczestników.

— Praktycznie w każdy weekend członkowie Endorfin startowali i startują w zawodach biegowych. Poprawiają swoje rekordy życiowe na 5 i 10 kilometrów, w półmaratonie i maratonie, nie boją się biegów ultra. Chyba widać te postępy...
— To prawda: ze względu na dużą liczbę osób w grupie, nie ma tygodnia, byśmy gdzieś nie startowali. Biegamy w zawodach lokalnych, ale też na terenie całej Polski i to wliczając w to największe maratony czy półmaratony w kraju. Są wśród nas tacy, którzy mają za sobą starty w ultramaratonach i to na dystansach ponad stukilometrowych. Jest osoba, która biegając maratony, zwiedza świat. Za jej pośrednictwem nazwa Endorfiny pojawia się na wszystkich kontynentach, łącznie z Antarktydą czy Spitsbergenem. Jednakowe koszulki, dźwięczna nazwa grupy, uzyskiwane wyniki — to wszystko sprawia, że jesteśmy zauważani na trasach biegowych i poza nimi. Oczywiście, nie jestem w stanie powiedzieć, na ile treningi w grupie pod moim okiem bezpośrednio przyczyniają się do poprawy wyników. Jedno jest jednak pewne: fakt samego uczestnictwa w zajęciach sprzyja rywalizacji, wymianie doświadczeń, planowaniu wspólnych treningów, startów i wyjazdów, a to IH z kolei przekłada się na wyniki.

— Sam pan przyznał, że bez Endorfin nie byłoby Bartoszyckiej Dychy Brzegiem Łyny, czyli biegu na 10 kilometrów, który odbył się w czerwcu tego roku. Jakim echem odbiła się ta impreza w środowisku biegaczy?
— O organizację w Bartoszycach biegu z prawdziwego zdarzenia zabiegałem od lat, ale jakoś nie mogłem przebić się ze swoim pomysłem. W mieście brakowało imprezy biegowej o zasięgu ogólnopolskim, zorganizowanej w sposób profesjonalny, spełniającej normy i wymogi współczesnego biegania. Czyli z dobrą trasą, profesjonalną obsługą techniczną, gościnnym przyjęciem. No i wreszcie udało się to zrobić wspólnym wysiłkiem m.in. całej Bartoszyckiej Grupy Biegowej. Formalnie organizatorami były UKS Jedynka Bartoszyce oraz Urząd Miasta Bartoszyce, jednak koordynatorką i motorem wszelkich działań organizacyjnych była Daria Bandura, która potrafiła zmobilizować i zachęcić do współpracy bardzo wiele osób. Jej talent organizacyjny sprawił, że impreza wypaliła. Bieg był oceniany bardzo pozytywnie przez samych biegaczy i osoby towarzyszące. Nie spotkałem się z negatywną opinią na temat trasy, organizacji, przyjęcia, atrakcji towarzyszących. Zebraliśmy mnóstwo pochwał i gratulacji. Trasa wszystkim przypadła do gustu. Była stosunkowo szybka, pozwalająca na poprawę rekordów życiowych. Pytano o kolejne biegi na tej samej pętli.

— Jest zatem szansa na kolejną Dychę Brzegiem Łyny?
— Szansa oczywiście istnieje, aczkolwiek pod warunkiem, że znajdą się odpowiednie środki finansowe. Tegoroczny bieg w głównej mierze został sfinansowany przez Ministerstwo Sportu i Turystyki. Czy w przyszłym roku będzie szansa otrzymać takie wsparcie, tego nie wiem. Z pewnością natomiast mogę powiedzieć, że o ile uda się pozyskać fundusze, to będziemy mogli liczyć na pomoc naszych biegaczy, lokalnych społeczników, władz samorządowych czy sponsorów.