Po ligowym weekendzie

2018-08-21 12:00:00(ost. akt: 2018-08-20 18:12:59)
Grzegorz Lech przy piłce

Grzegorz Lech przy piłce

Autor zdjęcia: Paweł Piekutowski

W poprzednim sezonie w rundzie jesiennej Stomil na wyjeździe zdobył raptem cztery oczka, natomiast w obecnych rozgrywkach do wywalczenia siedmiu punktów wystarczyły olsztynianom zaledwie cztery wypady na obce stadiony.
1. Postawa Stomilu w tym sezonie zaskakuje nie tylko olsztyńskich kibiców. Zapewne w najśmielszych snach nie spodziewaliśmy się, że zespół ze stolicy Warmii i Mazur w czterech meczach wyjazdowych zdobędzie aż siedem punktów. Bo o ile zdarzało się, że w przeszłości Olsztyn był przez pewien czas niezdobytą twierdzą, o tyle na wyjazdach Stomil spisywał się albo słabo, albo wręcz tragicznie. Przypomnijmy na przykład, że w poprzednim sezonie w całej rundzie jesiennej olsztynianie zdobyli raptem cztery oczka, a na jedynie zwycięstwo na obcym stadionie musieliśmy czekać aż do 3 listopada (3:1 w Mielcu ze Stalą)! Poza tym porażka goniła porażkę: 1:3, 0:3, 1:3, 0:1, 1:3, 1:3, 1:5...
Obecny wyjazdowy bilans stomilowców jest jednym z najlepszych w historii - lepiej olsztynianie spisali się w sezonie... 1993/94, kiedy to zaczęli od 0:0, a potem przyszły trzy wygrane z rzędu (2:1, 1:0, 2:1). Starsi kibice doskonale pamiętają, że sezon ten zakończył się historycznym awansem Stomilu do ekstraklasy. Poza tym klub z Olsztyna nieźle rozpoczął też rozgrywki w 2014 roku, kiedy to na wyjeździe wywalczył osiem oczek (1:1, 1:0, 2:1, 0:0), ostatecznie na finiszu rozgrywek zajmując siódmą lokatę. Był to najlepszy sezon Stomilu w XXI wieku. Jak widać po tych dwóch przykładach, dobra postawa na obcych stadionach jest niezbędna do osiągnięcia dobrego wyniku. A że jak na razie olsztynianie ten bilans mają więcej niż przyzwoity (siedem punktów i drugie miejsce w tabeli I ligi), więc może w końcu tym razem rzeczywiście powalczą o coś więcej niż o utrzymanie. Przypomnijmy, że od powrotu do I ligi Stomil kolejno był 13. (2012/13), 15. (2013/14), 7. (2014/15), 11. (2015/16), 13. (2016/17) i 15. (2017/18).

2. W sezonie 2016/17 mieliśmy sześciu reprezentantów w III lidze (na dodatek rozgrywki wygrał wówczas Finishparkiet Drwęca Nowe Miasto Lubawskie), rok później było już ich tylko pięciu i nie odgrywali wiodących ról, w efekcie w obecnych rozgrywkach występuje tylko warmińsko-mazurski kwartet: Znicz Biała Piska (beniaminek), Sokół Ostróda, Kaczkan Huragan Morąg oraz cudownie przywrócony do życia Mazur Ełk. Niestety, nic nie wskazuje na to, żeby któryś z tych klubów włączył się do walki o awans, bo to nie ten poziom i nie te pieniądze. Nawet jeśli w ostatnich latach któryś z naszych reprezentantów wygrywał III ligę (Start Kombet Działdowo w sezonie 2011/12, Sokół Ostróda w 2013/14, Finishparkiet Drwęca w 2016/17), to albo rezygnował z udziału w drugoligowych barażach, albo te baraże przegrywał. Chlubnym wyjątkiem jest jedynie Olimpia Elbląg, która w 2016 roku awansowała do II ligi.
Warto też wspomnieć o efektownym osiągnięciu Znicza, który od lat jest rozsądnie budowany przez prezesa Jacka Jankowskiego. Otóż 30 kwietnia 2016 roku w Białej Piskiej Znicz przegrał 0:2 z Olimpią Elbląg i była to jego... ostatnia porażka na swoim stadionie! Elblążanie wywalczyli wtedy awans, natomiast Znicz spadł, chociaż zdobył aż 50 punktów. Niestety, padł ofiarą reorganizacji - z III ligą pożegnało się wówczas aż dziesięć klubów, a Zniczowi do szczęścia zabrakło tylko dwóch punktów. Jednak od 30 kwietnia 2016 roku z Białej Piskiej już nikt nie wywiózł trzech oczek: w końcówce tamtego sezonu Znicz zaliczył jeszcze trzy wygrane, po czym dwa lata spędzone w IV lidze zespół z Białej Piskiej zakończył u siebie bilansem 24 zwycięstw i sześciu porażek, a w obecnych rozgrywkach III ligi zdążył już wygrać i zremisować. Reasumując, przez 28 miesięcy w Białej Piskiej gospodarze w sumie 28 razy wygrali, a siedem meczów zakończyło się podziałem punktów. Trener Ryszard Borkowski mówi, że to tylko statystyka, ale przyznajmy, że każdy klub chciałby się taką statystyką pochwalić.

3. W niewielkim Pasymiu od czasu do czasu pojawiają się utalentowani napastnicy. Przed laty bramkarzy straszył Marcin Łukaszewski, który w jednym sezonie IV ligi potrafił zdobyć ponad 50 goli, a potem godnie zastąpił go Patrycjusz Malanowski. Warto przy tym przypomnieć, że gdy Łukaszewski szalał w polu karnym rywali, to Malanowski strzegł wtedy (i to z bardzo dobrym skutkiem) pasymskiej bramki! A potem niespodziewanie przekwalifikował się z bramkarza na napastnika, no i w tej drugiej roli jest jeszcze lepszy. W efekcie w tym sezonie do Elbląga ciągnęła go Concordia, co można uznać za przysłowiowy strzał w dziesiątkę, bowiem jak do tej pory „Malan” trafił do siatki w każdym z trzech rozegranych ligowych meczów (2:0 z Motorem: 1 gol, 5:0 z rezerwami Olimpii: 2 gole, 7:0 z Drwęcą: 2 gole). A w Pasymiu, który spadł do okręgówki, a potem stracił Malanowskiego, nastroje, delikatnie mówiąc, nie są ostatnio najlepsze, bo właśnie przegrał 0:5 w Lidzbarku Warmińskim. Gdy przed laty Błękitni zaliczali się do ścisłej czołówki IV ligi i co roku zapowiadali walkę o awans, wówczas ambitne plany działaczy i sponsora były krytykowane przez niektórych kibiców, którzy twierdzili, że ściągnięci z zewnątrz piłkarze odbierają miejsce w zespole młodym utalentowanym zawodnikom z Pasymia. No to teraz nie ma ani posiłków z innych klubów, ani wyników. A tej utalentowanej młodzieży też jakoś nie widać...

4. Podczas niedawnych preeliminacji do eliminacji do kwalifikacji europejskich pucharów polskie kluby w efektownym stylu osiadły na zamulonym dnie. Szczególnie wygodnie rozsiadła się Legia, której marzenia o Lidze Mistrzów wybił z głowy Spartak Trnava (w tym słowackim mieście żyje 66 tysięcy mieszkańców), a potem amatorzy z Luksemburga wyeliminowali mistrzów Polski z Ligi Europy. Luksemburg to jedno z najbogatszych państw Europy, a mimo to piłkarze zarabiają tam od dwóch w porywach do pięciu tysięcy euro. Natomiast w Warszawie za tyle piłki nie kopnie nawet junior, a najlepsi (a raczej chyba „najlepsi”) dostają miesięcznie nawet 60 tysięcy euro. Czyli można uznać, że 15 piłkarzy Dudelange zarabia tyle co jeden warszawski „gwiazdor”, chociaż Polska do tych najbogatszych raczej się nie zalicza. Jeśli w Luksemburgu mogą za niewielkie pieniądze zbudować zespół, który jest w stanie ograć mistrza 40-milionowego kraju, to w Legii ktoś powinien zostać oskarżony co najmniej o niegospodarność za wyrzucenie w błoto grubo ponad 100 milionów złotych. A amatorzy z Luksemburga, niczym dziecko z baśni Andersena, krzycząc „król jest nagi”, bezlitośnie obnażyli prawdziwy obraz polskiej tak zwanej Ekstraklasy.


Komentarze (2) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. puma #2560631 | 188.146.*.* 22 sie 2018 09:51

    ...i "ubranko" Nike !!! ;-/

    odpowiedz na ten komentarz

  2. Zdjęcie #2560261 | 77.111.*.* 21 sie 2018 17:49

    Fajny piłkarz bez głowy i stopy :)

    Ocena komentarza: warty uwagi (4) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)