Berlin? To dobra motywacja

2018-07-27 12:00:00(ost. akt: 2018-07-27 08:50:28)
Konrad Bukowiecki w Poczdamie

Konrad Bukowiecki w Poczdamie

Autor zdjęcia: Piotr Sucharzewski

- Poziom jest wysoki i będzie bardzo ciężko walczyć o medal ME. Ale z takim nastawieniem pojadę do Berlina: żeby wygrywać, a nie przegrywać — mówi Konrad Bukowiecki z AZS UWM Olsztyn, wicemistrz Polski w pchnięciu kulą.
— Srebrny medal mistrzostw Polski i wynik 21,04 m — zadowala pana taki „zestaw” przywieziony z Lublina?
— W połowie tak, to znaczy... Kurczę, nie mogę powiedzieć, że jestem niezadowolony, bo po raz kolejny w tym roku przekroczyłem 21 metrów i to jest na pewno powód do zadowolenia. Natomiast — wiadomo — chciałbym, aspiruję do tego, żeby być tym pierwszym, a nie drugim. Ale Michał Haratyk w tym sezonie jest — nie chcę powiedzieć, że poza moim zasięgiem — ale jest naprawdę bardzo mocny. Jego forma jest niesamowita, wręcz imponująca: w każdym starcie pcha bardzo równo i bardzo daleko. Z tak dysponowanym Michałem jest strasznie ciężko wygrać...
— Tak jak pan wspomniał: można się jednak cieszyć, że — po 21,01, 21,06 i 21,09 — tym razem pchnął pan 21,04 m. Już od dawna panu zależało na takiej stabilizacji formy...
— To prawda, bardzo chciałem się ustabilizować na 21 metrach, natomiast trochę mi brakuje chociaż jednego takiego startu, gdzie bym pchnął 21,50 czy nawet dalej. A po tym, co prezentuję na treningach — bo widać, w jakiej jestem formie — to wiem, że mogę pchać daleko czy bardzo daleko. Nie chcę zapeszać, ale przede wszystkim jestem stabilniejszy niż byłem do niedawna. Tylko że w tym sezonie cały czas mam jakieś problemy z urazami. Niby nie są to kontuzje, które mnie wykluczają ze startów czy treningów, ale te drobniejsze historie bardzo mi utrudniają normalne trenowanie i starty. Bo co mi się uda jedno zaleczyć, to mijają trzy, cztery dni i zaraz wyskakuje coś innego. I z tym mam problem w tym sezonie. Mimo wszystko jest naprawdę nieźle i myślę, że 21,09 to nie jest moje ostatnie słowo w tym roku.
— Skoro jesteśmy przy zdrowiu, jak to jest z pana prawą dłonią: ta kontuzja jest wyleczona, czy tylko zaleczona? Bo odnoszę wrażenie, że dość często wychodzi pan z koła niezadowolony, jakby gdzieś brakowało panu pewności. Może to przez to, że ta ręka nie jest w stu procentach sprawna...
— Z tymi palcami jest na pewno dużo, dużo lepiej niż było. I to nawet na tyle, że zdarzają mi się już takie treningi, gdzie w ogóle bezboleśnie udaje mi się przepchać cały trening, co nie zdarzało mi się — tak naprawdę — od ponad roku. Na kolejny etap leczenia jestem umówiony na wrzesień, bo zdaję sobie sprawę z tego, że to nie jest w pełni wyleczone. Natomiast tak jak mówię: dłoń jest na tyle dobrze zaleczona, że pozwala mi to i trenować, i startować. Praktycznie bez bólu. Tak że z palcami jest całkiem nieźle, natomiast przytrafiają mi się inne historie ze zdrowiem. A to jakieś naciągnięcie, a to coś innego się dzieje... Nie chciałbym się w to specjalnie wgłębiać, ale fakt jest faktem, że takie sprawy przeszkadzają, wybijają z rytmu.
— Wracając do stabilizacji i pana tegorocznych wyników: poziom pchnięcia kulą niewiarygodnie poszedł w górę, skoro pchanie w granicach 21 metrów nie dość, że nie daje złota mistrzostw Polski, to nie wystarcza nawet do tego, żeby być w czołowej szóstce w Europie. A gdzie tu mowa o liderach światowych list: Tomie Walshu z Nowej Zelandii, Ryanie Crouserze z USA czy innych Amerykanach...
— Zgadza się: właśnie tak jest, że ten poziom jest mega wysoki. I — jak słusznie pan zauważył — nie tylko na świecie, ale i w Europie, bo jest i Michał Haratyk (lider europejskich list i tegoroczny rekordzista Polski 22,08 m! — red.), i Niemiec David Storl, i Czech Tomas Stanek, i Rosjanin Lesnoj i jest dwóch Chorwatów. I oni wszyscy pchali w tym roku dalej ode mnie (kolejno, poczynając od Storla: 21,62, 21,46, 21,58 oraz 21,36 Stipe Żunicia i 21,33 Filipa Mihaljevicia — red.)... To naprawdę mocna ekipa i będzie bardzo ciężko walczyć o medal w Berlinie (gdzie między 6 a 12 sierpnia zostanie rozegrana najważniejsza impreza sezonu: mistrzostwa Europy — red.). No ale z takim nastawieniem tam jadę: żeby wygrywać, a nie przegrywać. Wiem, na co mnie stać, wiem, czym się „je” takie imprezy mistrzowskie i naprawdę jestem bardzo zmotywowany. Tym bardziej że mam coś do udowodnienia za poprzednie mistrzostwa Europy, gdzie przegrałem medal jednym centymetrem (dwa lata temu Haratyk zdobył w Amsterdamie srebro, a 19-letni wówczas Bukowiecki był czwarty — red.). Mam nadzieję, że teraz takich sytuacji już nie będzie.
— A jak pan myśli: na jakim poziomie może się rozstrzygnąć walka o medale w Berlinie?
— Naprawdę ciężko powiedzieć... Tym bardziej że imprezy mistrzowskie czasem rządzą się swoimi prawami. Często bywa i tak, że ten poziom jest przed zawodami mocno „zawyżany”. Tak jak rok temu, kiedy przed mistrzostwami świata było mnóstwo 22-metrowych wyników, a jak przyszło co do czego, to się okazało, że do medalu wystarczyło 21,46. Dlatego trudno tu coś przewidzieć. Na pewno Michał jest bardzo mocny i bardzo stabilny, no i jego postawiłbym raczej w roli faworyta (nie licząc rekordowego 22,08, Michał Haratyk zanotował w tym roku aż osiem wyników pomiędzy 21,50 a 22,00! — red.). Dalej: David Storl to stary wyga, jest bardzo stabilny, a do tego pcha u siebie, więc na pewno będzie chciał coś fajnego pokazać. No i ci wszyscy ludzie, których wcześniej wymieniliśmy. Podejrzewam, że znajdzie się jeszcze ze dwóch, trzech, a może czterech kandydatów do medalu... Jak to się skończy? Nie mam pojęcia i, tak naprawdę, będziemy mogli sobie podywagować dopiero po konkursie: czy to był wysoki poziom, czy niekoniecznie.
— Ma pan w planach jeszcze jakieś starty przed Berlinem?
— Nie, nie, od razu z mistrzostw Polski przyjechałem na obóz w Spale, a prosto ze Spały pojadę już do Berlina (eliminacje kuli zaplanowano na 6 sierpnia, a finał na dzień później — red.).
— A jak się panu podobało ostatnie wyzwanie... podkoszowe (Konrad Bukowiecki drugi rok z rzędu wziął udział w charytatywnym meczu koszykówki Team Gortat - Wojsko Polskie — red.)?
— Było równie wspaniale jak rok temu (uśmiech). Skład troszkę inny, bo z zeszłorocznej ekipy zostali chyba tylko Mariusz Wlazły, Ula Radwańska, „Jankes”, czyli Krzysztof Jankowski (prezenter Radia ESKA — red.), no i ja, ale było równie sympatycznie. Oszczędzałem się trochę, bo to było dzień przed startem w mistrzostwach Polski, więc starałem się uważać i na kolana, i na zmęczenie, ale i tak trochę pograłem, trochę poskakałem i pobawiłem się w bardzo fajnym gronie. Tym razem w naszej drużynie byli np. Agnieszka Radwańska, Łukasz Fabiański czy Karol Bielecki. Jednym słowem: miło spędzony czas i super inicjatywa, tym bardziej że zorganizowana w szczytnym celu. pes



Komentarze (1) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. BuCowiecki #2544661 | 77.111.*.* 27 lip 2018 16:20

    Bierz "suplementy" i rzucaj!

    Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz