Andrzej Jankowski: Olsztyn? Wracam tu z radością

2018-06-26 15:00:00(ost. akt: 2018-06-26 15:31:59)
Andrzej Jankowski, były piłkarz Stomilu Olsztyn

Andrzej Jankowski, były piłkarz Stomilu Olsztyn

Autor zdjęcia: Emil Marecki

- Tak jak rok temu, na Memoriale Andrzeja Biedrzyckiego stawili się w Olsztynie jego koledzy z boiska. — On dla Stomilu zrobiłby wszystko — wspomina Andrzej Jankowski, były obrońca tego klubu, który od lat mieszka w Luksemburgu.
— Co słychać u Andrzeja Jankowskiego?
— Można powiedzieć, że wszystko OK. Jestem na emigracji w Luksemburgu, ale życie dobrze mi się ułożyło. Moje dwie córki chodzą tam do szkoły, żona ma pracę, a ja pracuję jako kierowca i cały czas udzielam się zawodowo w futbolu. Już 20 lat jestem poza Olsztynem, z czego dwanaście w Luksemburgu...

— Kawał czasu... Często pan wraca do Olsztyna?
— Staram się raz w roku odwiedzić swoje rodzinne miasto i za każdym razem robię to z wielką przyjemnością. Zawsze dobrze tu odpoczywam, chociaż nie zawsze jest ładna pogoda (uśmiech).

— Sylwetkę cały czas ma pan piłkarską...
— Bo w piłkę zawodowo grałem do 47. roku życia (dziś Andrzej Jankowski ma 51 lat — red.). Później zająłem się trenerką: przez pół roku byłem w I lidze (najwyższy poziom rozgrywek — red.), a teraz razem z moim przyjacielem obejmujemy klub z II ligi z ambicjami awansu — UN Kaerjeng 97.

— Jaki jest poziom ligi w Luksemburgu na tle polskiej ligi, którą na bieżąco pan śledzi.
— Trudno to porównywać... Na pewno poziom rozgrywek w ostatnich latach się podniósł, co widać też po reprezentacji. Kiedyś Luksemburg przegrywał bardzo wysoko, a teraz wynik często oscyluje w okolicach 0:0, tak jak w niedawnym meczu towarzyskim z Senegalem. I mimo że nie można mówić o zawodowstwie, to jest parę klubów, które zatrudniają piłkarzy tylko na kontraktach, bez możliwości łączenia tego z pracą. Poza tym sporo klubów stawia na uczącą się młodzież.

— A w pana nowym miejscu pracy jak to będzie wyglądało?
— Dowiem się dopiero w lipcu, czyli jak wrócę do siebie, ale pewnie będzie kilku zawodników, którzy przyjdą zrobić różnicę w zespole. Generalnie: wszyscy mają jakieś profity finansowe za grę, ale nie można tu mówić o zawodowstwie. Powiem tak: poziom życia w Luksemburgu jest wyższy i dobrze się tam żyje. Nie mogę narzekać.

— Ma pan uprawnienia trenerskie?

— Tylko instruktorskie; nie miałem czasu na zrobienie kursu. Ja cały czas pełnię funkcję asystenta pierwszego trenera. Chociaż raz zdarzyło się, że musiałem przez kilka spotkań być pierwszym trenerem, bo mój kolega dostał czerwoną kartkę... Nie myślę jednak o tym, bo nie mam ambicji zostać pierwszym trenerem. Wszystko przy piłce robię dla przyjemności, a nie dla funkcji.

— Rozmawiamy przy okazji Memoriału Andrzeja Biedrzyckiego. Jak wspaniałą postać straciło środowisko piłkarskie, pokazuje szerokie grono uczestników turnieju, które przyjechało tu powspominać „Biedrzę”...
— Zgadza się, a ja mogę powiedzieć tylko tyle, że przyjemnie jest się spotkać z kolegami, z którymi grało się kiedyś razem z Andrzejem w drużynie, no i ze wszystkimi, którzy go znali. Dla mnie gra w Stomilu i awans do ekstraklasy to są wspaniałe, niezapomniane chwile. A pamiętajmy, że wcześniej wspólnie „zrobiliśmy” też awans do II ligi... Nie wiązało się to z żadnymi wielkimi finansami, ale sportowo robiliśmy duży postęp i mieliśmy ogromną satysfakcję z wyników. Tego nie zapomnę do końca życia... Doświadczenie, które wówczas zdobyłem, procentowało później podczas mojej gry w Belgii czy Francji. Wiadomo, w wieku 47 lat nie miałem już takiej kondycji jak wcześniej, ale nadrabiałem to taktyką i techniką.

— Rozegrał pan w barwach Stomilu 119 spotkań w ekstraklasie, ale mam wrażenie, że kibice jakoś mniej o panu pamiętają...
— Byłem obrońcą, a to zawsze tak jest, że ci, którzy grali z przodu, są lepiej zapamiętywani. Ogólnie, nie ma co narzekać, bo ludzie z Olsztyna jednak o mnie pamiętają i mam z tego ogromną satysfakcję.

— Jak to się stało, że ze Stomilu trafił pan do ligi belgijskiej?
— Znajomy trener, od lat pracujący w Belgii, Kazimierz Jagiełło chciał ściągnąć do drużyny jakiegoś doświadczonego zawodnika, więc... skorzystałem z oferty Royal Racing Club Tournaisien. Graliśmy nawet w barażach o drugą ligę...

— Wracając do memoriału: jak pan wspomina Andrzeja Biedrzyckiego?
— Z Andrzejem byliśmy od samego początku w drużynie, która tworzyła podwaliny pod awans Stomilu do ekstraklasy. Na Andrzeja wszyscy mogli zawsze liczyć, był bardzo rodzinny. Jak był jakiś problem, to starał się go rozwiązać. Miał wielkie serce do grania i pracy dla tego klubu. Bardzo szanuję Go za to wszystko, co zrobił dla Stomilu. To był wspaniały człowiek, który poświęcił całe życie piłce w Olsztynie.

— Na kibicowskiej fladze poświęconej Andrzejowi Biedrzyckiemu jest napis „Życie i śmierć dla Stomilu”...
— Bo Andrzej rzeczywiście taki był, że dla tego klubu zrobiłby wszystko. Mało było zawodników tak wiernych klubowym barwom... Inni wyjeżdżali, odchodzili, a on — oprócz jednego sezonu spędzonego w Jagiellonii Białystok — cały czas grał w Stomilu. A później pracował w tym klubie jako trener czy dyrektor sportowy. Teraz grają tu jego synowie... Tak, Andrzej bez wątpienia jest piłkarską legendą Olsztyna.
Emil Marecki


Komentarze (2) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. kibic #2526739 | 213.241.*.* 27 cze 2018 13:17

    takich zawodników jak Andrzej Jankowski ze starego Stomilu nie ma i nie będzie , teraz są inni ludzie ,inni piłkarze....

    Ocena komentarza: warty uwagi (2) odpowiedz na ten komentarz

  2. Yaca12 #2526885 | 37.47.*.* 27 cze 2018 15:15

    Andrzeja Jankowskiego kibice Stomilu pamietaja bardzo dobrze. Tak jak caly tamten sklad. Pozdrowienia. Fajnie ze Pan przyjechal.

    odpowiedz na ten komentarz