Panowie, czapki z głów i tyle!

2018-04-27 12:00:00(ost. akt: 2018-04-27 12:10:03)
To był niezapomniany wieczór w Uranii, do czego przyłożyli rękę także kibice Indykpolu AZS

To był niezapomniany wieczór w Uranii, do czego przyłożyli rękę także kibice Indykpolu AZS

Autor zdjęcia: Emil Marecki

Kto nie widział tego na własne oczy, niech żałuje, bo jest czego: olsztynianie stoczyli w półfinale play-off PlusLigi porywający bój z broniącą tytułu ZAKSĄ, przegrywając dosłownie o włos. Takich emocji nie było w Uranii od lat.
Wielki mecz, półfinał godny finału, thriller rozciągnięty w czasie na dwie i pół godziny — te wszystkie określenia pasują do tego, co zafundowali kibicom w środowy wieczór siatkarze Indykpolu AZS i ZAKSY. I mimo że na koniec ze zwycięstwa cieszyli się w Uranii faworyzowani goście (było, nie było: finalista tegorocznej Ligi Mistrzów), to jak nigdy zadowoleni mogli być też sympatycy przegranej drużyny. Oczywiście, nie z wyniku, bo ten mógł być lepszy, zwłaszcza że w dramatycznym tie-breaku olsztynianie mieli meczbola w górze, ale ZAKSA cudem się uratowała, po wybloku... głową Mateusza Bieńka i kapitalnej obronie Benjamina Toniuttiego. Kibice AZS mogli być jednak dumni z postawy swojej drużyny, która od początku do końca — czyli przez ponad dwie godziny czystej gry — była absolutnie równorzędnym rywalem dla najlepszego polskiego zespołu, zmuszając go do ogromnego wysiłku. I tylko szkoda, że — po jednym z najlepszych (o ile nie najlepszym) spotkań w tym sezonie — ekipa trenera Roberto Santilliego została z niczym... Osobne słowa uznania należą się też publiczności, która nie dość że do ostatniego miejsca zapełniła Uranię, to — pociągnięta przykładem Klubu Kibica — stworzyła na trybunach tak gorącą atmosferę, że przypomniały się lata chwały AZS-u.
Drugi i ewentualnie trzeci pojedynek tego półfinału zaplanowano na sobotę i niedzielę w Kędzierzynie (godz. 20.30, Polsat Sport), więc już dzisiaj rano olsztynianie wyruszają w drogę na południe kraju. A pytaniem, jakie zaprząta uwagę fanów Indykpolu AZS, jest to, jak ich ulubieńcy zniosą fizycznie ten cały maraton. Środowy mecz z ZAKSĄ był już piątym spotkaniem kortowian rozegranym w ciągu 11 dni...

* Michał Żurek (libero Indykpolu AZS): — Czy to był jeden z naszych lepszych meczów w sezonie? Może i tak, ale liczy się wynik, a ten jest dla nas niekorzystny. Mieliśmy piłkę meczową w górze, ale „Bieniu” wyblokował ją głową i jednak przegraliśmy... Teraz kibice mogą nas chwalić i doceniać, ale dla nas, sportowców liczą się zwycięstwa, a my dzisiaj przegraliśmy. ZAKSA to jest mistrz Polski, naprawdę dobra drużyna, ale właśnie to jest najpiękniejsze w sporcie, że oni muszą z siebie dać „maksa”, żeby coś zdziałać. Nie przyjeżdżają do „leszczy”, żeby się pobawić, tak jak to robili przez większość sezonu... Że z taką grą możemy myśleć o medalu? Zobaczymy, ja nie mam w głowie myśli, że zasługujemy na medal, bo wszyscy czterej półfinaliści ciężko pracowali i każda z tych drużyn marzy o podium. My z tym swoim potencjałem i budżetem jesteśmy na czwartym miejscu, choć — jak widać — nie można nas skreślać i na pewno będziemy walczyć do końca.

* Paweł Zatorski (libero ZAKSY): — Widzieliśmy mecze Olsztyna z Resovią, więc spodziewaliśmy się tu ciężkiego spotkania. To były piękne mecze dla kibiców, a pewnie trochę mniej dla zawodników, którzy przeżyli dużo stresu. Wiedzieliśmy, że dzisiaj będzie tak samo, na pewno nie szykowaliśmy się na spacerek, więc tym bardziej cieszymy się z tego zwycięstwa. Wcale nie czujemy się jeszcze finalistami i wiemy, jak długa droga jeszcze przed nami. Pokazał to dzisiejszy mecz i wcześniej ćwierćfinały, gdzie drużyny, które wygrywały pierwsze mecze, były później w opałach.