Villas-Boas: Jestem nowicjuszem, ale się uczę

2018-04-24 20:23:45(ost. akt: 2018-04-24 20:27:34)
— Jeśli chodzi o rajdy, to na razie nie wiem o nich zbyt wiele, ale mam okazję uczyć się od profesjonalistów — mówi Andre Villas-Boas

— Jeśli chodzi o rajdy, to na razie nie wiem o nich zbyt wiele, ale mam okazję uczyć się od profesjonalistów — mówi Andre Villas-Boas

Autor zdjęcia: Łukasz Pączkowski

Andre Villas-Boas ławkę trenerską zamienił na ciasny fotel kierowcy rajdowego. Były trener m.in. piłkarzy Chelsea, Tottenhamu i Porto poprzeczkę zawiesił sobie wysoko, bo przygodę z rajdami zaczął od legendarnego Dakaru.
Przypomnijmy: wyzwanie okazało się zbyt duże, ponieważ po wypadku na czwartym odcinku specjalnym Andre Villas-Boas musiał zrezygnować z dalszej jazdy w Rajdzie Dakar 2018. Teraz 40-letni Portugalczyk startuje w Afriquia Merzouga Rally, marokańskim rajdzie będącym jednym z etapów przygotowań do Dakaru 2019. W tym samym rajdzie rywalizują Marcin Łukaszewski i Magdalena Duhanik z offroadSPORT Łukaszewski Rally Team.

— Emocje na ławce trenerskiej i te za kierownicą można w ogóle jakoś porównać?
— Nie, to zupełnie inne światy. I tak szczerze mówiąc, w mojej przygodzie z rajdami nie chodzi o adrenalinę, a o pasję z najmłodszych lat. Dakar był moim marzeniem, rajdów się dopiero uczę, ale jest to po prostu spełnianie marzeń sprzed wielu lat. Wprawdzie do tej pory nie miałem styczności z autami rajdowymi, ale moje zainteresowanie nimi wzięło się z pasji związanej z motocyklami, którymi jeździłem w przeszłości.

— Trudno było się przestawić? Jako trener bardziej organizujesz grę zespołu, a twoje polecenia wykonuje ktoś inny. W rajdach to ty jesteś szefem i wykonawcą, a do tego tempo pracy jest zupełnie inne.
— O piłce wiem bardzo dużo, trenowałem kluby w pięciu krajach i raczej nic nie jest w stanie mnie zaskoczyć w sensie samej pracy. Wiem dokładnie co i jak powinno się robić. W rajdach jestem kompletnym nowicjuszem, nie wiem zbyt wiele, ale dzięki Scottowi Abrahamowi z South Racing, który zebrał nas tutaj w Maroko, mam okazję być wśród profesjonalistów, poznawać wszystko i się uczyć. Mamy tutaj świetnych kierowców i pilotów. Ja wśród nich jestem jak amator, bo na koncie mam raptem dwa starty, a Merzouga jest moim trzecim. Pierwszych dwóch nie ukończyłem.

— I czego nauczyły cię te starty?
— Zarówno w rajdzie, który był przygotowaniem do Dakaru, jak i w samym Dakarze, skończyłem tak samo — przejeżdżając przez wydmę, spadłem z niej i to wyeliminowało mnie z rywalizacji. I tego, przyznam szczerze, najbardziej się obawiam. To, co mnie blokuje, to właśnie wydmy. Gdzieś z tyłu głowy mam to, co do tej pory się wydarzyło i wciąż się ich obawiam. Wiem jednak, że z każdym przejechanym kilometrem i każdą kolejną wydmą powinno być łatwiej. I po to tutaj jestem: aby się uczyć i przygotowywać. Podobnie zresztą Magda i Marcin, których tu poznałem. Wiem, że mają plany dotyczące Dakaru, więc ten rajd to najlepsze miejsce, by ćwiczyć.

— No, to ty swoją przygodę z rajdami zacząłeś trochę od końca, bo Dakar jest przecież najtrudniejszym rajdem świata, a tegoroczna edycja była najbardziej wymagająca od lat.
— Tak jak mówiłem, do tej pory nie startowałem, co było w dużej mierze związane z moją pracą w roli trenera. Dakar startuje w styczniu, a dla europejskich klubów to okres albo rozgrywek, albo przygotowań do drugiej rundy. Ostatni rok pracowałem w Shanghai SIPG w chińskiej Super Lidze. Miałem tam dwumiesięczne „okienko”, więc jak pojawiła się okazja, to po prostu z niej skorzystałem. A Dakar jest rzeczywiście trudny, choć w dużej mierze jest to też rajd dla... amatorów. Światowa czołówka bije się o wynik, a reszta stawki to tak naprawdę prywatne osoby, które chcą się w tym rajdzie sprawdzić, pokonać go i mieć co wspominać. Poza tym to bardzo drogi rajd.

— Umawialiśmy się, żeby o piłce nie rozmawiać, ale chyba znalazłem wyjście z tej sytuacji... Kilka miesięcy temu pojawiła się informacja, że Robert Lewandowski, po zakończeniu kariery, chciałby wystartować w Dakarze. Co ty na to?
— To akurat zabawna sytuacja, bo pamiętam tę informację z mediów. Pojawiła się ona jakieś dwa, może trzy tygodnie po tym, jak ogłosiłem, że wystartuję w Dakarze. Potem, już podczas samego Dakaru, rozmawialiśmy o tym z innymi kierowcami. Zasięg informacji był więc duży, a i poruszenie podczas biwaku spore. Nie wiem skąd u Roberta takie zainteresowanie, być może rajdy to też jakieś jego marzenie, tak jak w moim przypadku. W każdym razie to ciekawa wiadomość i jeśli rzeczywiście Robert kiedyś wystartuje w Dakarze, to będę za niego trzymał kciuki i życzył mu powodzenia. To naprawdę trudny rajd.

— Jakie masz rajdowe plany na przyszłość?
— Jestem tutaj dla przyjemności, chociaż dziś (rozmowa z zeszłego tygodnia — red.) był bardzo trudny etap i trzykrotnie utknęliśmy na wydmach. Ostatecznie udało się dojechać do mety, ale było bardzo ciężko. O kolejnych rajdach póki co nie myślę, chociaż Magda bardzo chwaliła Baję Poland w Szczecinie i zapraszała mnie na ten rajd. Nie mam jednak sprecyzowanych planów. Póki co, skupiam się na kolejnych odcinkach Afriquia Merzouga Rally.
Łukasz Pączkowski