Karol Zalewski: Na razie jest niedowierzanie

2018-03-07 11:00:00(ost. akt: 2018-03-07 18:42:59)
Złota i rekordowa sztafeta czterystumetrowców. Drugi z lewej Karol Zalewski (AZS UWM Olsztyn)

Złota i rekordowa sztafeta czterystumetrowców. Drugi z lewej Karol Zalewski (AZS UWM Olsztyn)

Autor zdjęcia: www.facebook.pl

— Złoto i rekord świata: nic więcej nie da się zrobić. Ale są kolejne cele, a coś takiego daje "kopa" na przyszłość — uśmiecha się Karol Zalewski (AZS UWM Olsztyn), wraz z kolegami halowy mistrz i rekordzista świata w sztafecie 4x400 metrów.
— Zawita pan w domowe pielesze po historycznym starcie w Birmingham?
— Przyjadę do Olsztyna dosłownie na trzy dni. A do Reszla wpadnę chyba tylko na obiadek do rodziców, żeby pochwalić się medalem (uśmiech).

— A jest czym... Przyznam, że ile razy oglądam filmik z nagraniem waszego finałowego biegu, tyle razy szeroko otwieram oczy ze zdumienia. Już się pan oswoił ze złotem, no i przede wszystkim z tym fantastycznym rekordem świata (3.01,77 — red.)?
— Nie do końca (uśmiech). Pewnie dojdzie to do mnie za jakieś kilka dni, a na razie żyję tym, co jest teraz, czyli tymi wszystkimi spotkaniami, gratulacjami, które pokazują, że stało się coś niesamowitego. Zobaczymy, jak to będę przeżywał za parę dni, bo na razie to jest głównie niedowierzanie.

— Przed finałem sztafet wydawało się, że maksimum tego, co możecie osiągnąć, to jest srebro, o które pewnie trzeba będzie się mocno bić z Belgami. A jak wy do tego podchodziliście?
— Zakładaliśmy, że Belgowie będą mocni i że będą nas bardzo mocno naciskać. Wiedzieliśmy też, że ekipa z Trynidadu — a to są aktualni mistrzowie świata — też będzie bardzo groźna. No i raczej nie obawialiśmy się Brytyjczyków ani Czechów. A Amerykanie, wiadomo: jak to zazwyczaj się mówi, mieli być poza zasięgiem wszystkich. Niestety dla nich, nie byli, no i wyszło, jak wyszło (uśmiech). Wyglądało to tak, że Belgowie już od pierwszej zmiany byli gdzieś za naszymi plecami, Trynidad był bardzo mocny na drugiej i trzeciej zmianie, ale chłopaki bardzo dobrze odpierali ich ataki, a na ostatniej zmianie Amerykanin pewnie się nie spodziewał, że aż tak spuchnie. Bo tak to trzeba nazwać... Strasznie mocno „odcięło” go na ostatnich 50 metrach, a Kuba Krzewina to wykorzystał.

— Na mecie tak się cieszyliście z tego złota, że chyba nie od razu do was dotarło, jaki czas „wykręciliście”.
— To prawda: nie mieliśmy pojęcia, że zrobiliśmy rekord świata. Bo też nie spodziewaliśmy się, że w ogóle jesteśmy w stanie coś takiego zrobić, ponieważ rekordy życiowe Amerykanów są dużo lepsze od naszych „życiówek”. Ten rekord to było naprawdę ogromne zaskoczenie.

— Czyli potwierdziło się, że suma indywidualnych czasów wcale nie musi się przekładać na wynik całej sztafety?
— Tak, a dotyczy to zwłaszcza nas. Bo jak my, Polacy, biegamy w biało-czerwonych barwach i z orzełkiem na piersi, to — jak widać — potrafimy przenosić góry i pokazywać nie tylko w Europie, ale teraz również i na świecie, że jesteśmy w stanie zrobić dużo i walczyć z każdym przeciwnikiem.

— Jako złotych medalistów, zabrano was z urzędu na kontrolę antydopingową?
— Tak, oczywiście: zaraz po biegu zostaliśmy wszyscy przebadani. No, może nie od razu, bo jednak te wszystkie wywiady, zdjęcia, ceremonia medalowa zajęły nam sporo czasu.

— Patrząc w trakcie dekoracji medalistów na miny Amerykanów, którzy w pewnej chwili chcieli... uciec z podium przed sesją fotograficzną, można powiedzieć jedno: że ciężko przyjęli to przegrane złoto.
— Że ciężko przyjęli, to jest mało powiedziane. Myślę, że oni mają w głowach tylko jedną myśl: żeby jak najszybciej ten „ich” rekord świata nam odebrać. Na pewno będą próbowali to zrobić już w tym i następnym roku, ale nie jest powiedziane, że musi im się udać. Bo my również spróbujemy jeszcze bardziej ten wynik wyśrubować. Co w trakcie ceremonii powiedział mi Sebastian Coe (były znakomity biegacz, a dziś prezydent IAAF — red.)? Że to niesamowite osiągnięcie i że nikt się tego nie spodziewał. Mogę się podpisać pod jego słowami (uśmiech).

— Jak się panu biega na pierwszej zmianie?
— Świetnie. Myślę, że mógłbym biegać na każdej zmianie, ale moje predyspozycje szybkościowe na tej pierwszej, startującej z bloków, będą najlepiej wykorzystane. Zwłaszcza w hali, gdzie trzeba bardzo szybko otworzyć pierwsze 200 metrów i później utrzymać rytm do końca dystansu. Wydaje mi się, że będę się dobrze odnajdywał na tej zmianie.

— Bieganie 400 metrów w hali, gdzie wiraże są różnie wyprofilowane, a okrążenie ma 200 metrów, to jest zupełnie coś innego niż to na otwartym powietrzu. No, ale z drugiej strony: kto jest mocny w hali, ten powinien mocny chyba także latem...
— To prawda. My wyznajemy taką zasadę, że sztafeta sztafetą, ale musimy być mocni przede wszystkim indywidualnie. Żeby można było coś wspólnie z tego złożyć. Moim zdaniem, jeżeli każdemu z nas uda się w sezonie letnim poprawić swój rekord życiowy, to na tegorocznych mistrzostwach Europy na pewno będziemy mogli powalczyć o medal. A w przyszłości być może walczyć o podium mistrzostw świata także w lecie... Na razie chcemy skupić się na sierpniowych mistrzostwach Europy w Berlinie, gdzie — poza tym, co wspólnie robimy — będziemy mogli wystartować także indywidualnie. Ten sezon jeszcze pokaże, czy w moim przypadku to będzie 200 czy 400 metrów, ale chyba jako jeden z niewielu zawodników w Polsce będę miał ten komfort, że będę mógł wybrać, gdzie lepiej będzie mi się biegać i gdzie będę miał większe szanse dobry wynik: na 200 czy na 400 m.

— Miłym dodatkiem do tego, co zrobiliście w Birmingham, jest chyba to, że w najbliższym czasie raczej nie powinno zabraknąć panu funduszy na odżywki (polska sztafeta zarobiła w HMŚ... 90 tys. dolarów, w tym 50 tys. za halowy rekord świata — red.)...
— Czy w najbliższym czasie to nie wiem, ale tak: szykuje się nagroda finansowa, która będzie podzielona na wszystkich zawodników i trenerów. No, ale prawdę mówiąc, zanim doczekamy się tych pieniędzy, to pewnie z pół roku minie. Nie wszystko jest takie, jak to wygląda w telewizji, bo zanim to wyjdzie z IAAF (międzynarodowa federacja lekkoatletyczna — red.), a później przejdzie przez polski związek... Jakie najbliższe plany? Sezon halowy już zakończyłem, teraz mam dosłownie pięć dni odpoczynku, a od poniedziałku ruszam do dalszej pracy, najpierw na zgrupowaniu w Portugalii.
Piotr Sucharzewski