Sport przenosi się na życie

2018-03-03 10:00:00(ost. akt: 2018-03-02 13:28:15)
Maciej Ładnowski ze swoim podopiecznym podczas przerwy w lekcji tenisa

Maciej Ładnowski ze swoim podopiecznym podczas przerwy w lekcji tenisa

Autor zdjęcia: Lech Janka

- Umiałeś bracie współpracować na boisku do nogi, kosza czy siatki z kolegami z drużyny, to potem w życiu będziesz potrafił prawidłowo współdziałać w grupie — twierdzi Maciej Ładnowski, olsztynianin bez reszty przesiąknięty sportem.
Urodził się w Olsztynie 72 lata temu. Prawie całe swoje życie Maciej Ładnowski poświęcił sportowi, nie mogło zapewne być inaczej, skoro geny odziedziczył po ojcu Kazimierzu, który przed wojną był reprezentantem Polski na 100 i 200 m oraz ukończył Centralny Instytut Wychowania Fizycznego im. Józefa Piłsudskiego w Warszawie. Po wojnie startował w Olsztynie w pierwszych powojennych halowych mistrzostwach Polski, które odbyły się przy ul. Warszawskiej. Został uznany za najlepszego zawodnika tych pionierskich mistrzostw, zdobywając medale na 100 i 200 m oraz w sztafecie 4x100 m.
U Macieja Ładnowskiego zamiłowanie do sportu zaczęło się od piłki nożnej na olsztyńskich podwórkach. W podstawówce grał i startował we wszystkim, w co się tylko dało: w piłce nożnej, siatkówce, pływaniu, kajakarstwie, tenisie. W siatkówce i lekkiej atletyce reprezentował szkołę, był też uczestnikiem zawodów pływackich z okazji otwarcia pierwszej olsztyńskiej krytej pływalni przy ul. Głowackiego. Sportową miłością jego życia stał się jednak tenis. We wczesnej młodości grał głównie na poniemieckich kortach w parku przy alei Wojska Polskiego, które potem uległy degradacji. Kiedy w latach siedemdziesiątych klub Budowlani odremontował je od podstaw, prezes klubu powierzył mu opiekę nad nimi oraz prowadzenie treningów. Po kilku latach szkolenia sekcja Budowlanych okazała się czwartą w kraju w tenisie młodzieżowym do lat 18, a pierwszą wśród dziewcząt. Trener Ładnowski wychował trzy reprezentantki Polski: siostry Małgorzatę i Annę Listowskie oraz Anię Kociubę. Po wielu latach pracy na olsztyńskich kortach przy Radiowej, przeniósł się do pracy na korty hotelu Mrągovia w Mrągowie. Stamtąd wyjechał do Niemiec, gdzie przez 14 lat szkolił z powodzeniem tamtejszych tenisistów i tenisistki. Kilka jego młodych wychowanek i wychowanków znalazło się w szerokiej czołówce niemieckich juniorów i młodzieżowców. Po powrocie do kraju udziela lekcji tenisa. Myślę, że warto wysłuchać jego opinii na temat sportu.

O grach zespołowych
- Gry zespołowe uczą młodych ludzi zachowań społecznych, a sporty indywidualnie - np. tenis - dość łatwo wypaczają charaktery, tworzą egoistów. Nawet partner w tenisie jest twoim przeciwnikiem i się go tłucze. Po walce bokserskiej czy MMA zawodnicy nawzajem oddają sobie szacunek, ale w tenisie tego zwykle nie ma. W zespole nie ma też takiego obciążenia stresem, bo ewentualne porażki rozkładają się na wszystkich, a nie na jednego zawodnika. To wszystko potem przenosi na życie. Umiałeś bracie współpracować na boisku do nogi, kosza czy siatki z kolegami z drużyny, to potem w życiu będziesz potrafił prawidłowo współdziałać w grupie współpracowników.

O olsztyńskim futbolu
- Każdy chłopak chce grać w piłkę. Jak dziecko zacznie od piłki nożnej, a tak zwykle bywa, to potem często przechodzi do innych sportów. Szkoda, że w prawie 200-tysięcznym Olsztynie nie ma przyzwoitego stadionu. Jeżeli centrum wojewódzkiego szkolenia piłki nożnej młodzieżowej nie jest w stolicy regionu, np. na obiektach Warmii, tylko w Elblągu, to coś w tym moim mieście jest nie tak. Kiedyś wiele osób grało w nogę głównie na Warmii i na Leśnym, a teraz wszyscy widzą, co się stało z tymi obiektami. Kiedy przed laty Olsztyn miał 50 tysięcy ludzi, to w salce Budowlanych na Grunwaldzkiej trenowali bokserzy i zapaśnicy. Teraz jest pod względem liczby mieszkańców prawie cztery razy większy i co się zmieliło? Nadal w tej małej salce turlają się zapaśnicy i tłuką bokserzy, ale nie tylko, bo również rugbiści i rugbistki oraz przedstawiciele kilku innych sportów.

O sportach walki
- W szkołach policyjnych i wojskowych oprócz strzelectwa obowiązkowo powinny być jeszcze: rugby, boks, zapasy i inne sporty walki. Sporty walki kształtują osoby pod względem przydatności do wojska. Jak przyjdzie bronić ojczyzny, to najbardziej potrzebni nie będą, niczego im nie ujmując, urzędnicy, lekarze, kucharze, tylko ci, którzy walczyli w MMA, trenowali boks, zapasy, rugby lub ręczną.

O rugby inaczej
- Rugby to bardzo ciekawy sport, pomijając już, że na mecze w wielu krajach przychodzi więcej widzów niż na nożną. Jeszcze nie tak dawno reprezentacje krajów zachodnich w rugby odmawiały gry z Rosjanami, Polakami, Ukraińcami. Dlaczego? Dlatego, że w rugby stosunkowo łatwo jest rywala sfaulować. Trzeba być jednak sportowcem dżentelmenem, aby tego nie wykorzystywać. Tam kultura gry do tego nie dopuszcza. Jeżeli byłeś moim rywalem w meczu, to traktuję ciebie nie jak przeciwnika, ale jak brata. Natomiast u nas i za wschodnią granicą było tak, że jeżeli mogę przyłożyć, to dlaczego by nie. Byłem kiedyś na ważnym meczu rugby na stadionie Stomilu: Polska — ZSRR. Pamiętam, że na obrzeżach boiska stały wiadra z wodą. Po co? Aby zmywać z zawodników… krew.

O rowerach
- Niedawno oglądałem w Eurosporcie wyścigi na łyżwach po pochyłym stoku. Startuje czterech zawodników i walczą do upadłego. A gdzie to się odbywało? W Marsylii! Było ciepło, a cały stok był sztucznie zmrożony. Fantastyczne emocje. W olsztyńskim Lesie Miejskim chłopaki z rodzicami własnym sumptem pobudowali tor do ekstremalnej jazdy rowerem, który przebiega po stromym jarze do Łyny. Trasa tego toru przebiega tuż obok drzew niczym nie opatulonych. Nie ma tam żadnej opieki lekarskiej. Te dzieciaki zachowują się jak… kamikadze. Mimo wszystko widowiskowe jest to niesamowicie.

O motorówkach
- Na największym olsztyńskim jeziorze nie można swobodnie popływać motorówką, bo jest po prostu ciasno. Pełno na nim jachtów, kajaków, rowerów wodnych. Niektórym osobom motorówki przeszkadzają, bo są za głośne. Jak pracowałem w Mrągowie, to któregoś dnia zabroniono pływać po Czosie motorówkami. I co? Wiele osób przeniosło się do hotelu w Mikołajkach, bo tam było zielone światło dla motorówek. No i z miejsca hotel Mrągovia nie miał pełnego obłożenia. Tu, i nie tylko tu, trzeba postępować bardzo ostrożnie.
LECH JANKA
l.janka@gazetaolsztynska.pl