Na igrzyskach dobrze, ale tylko do czasu

2018-02-20 18:00:00(ost. akt: 2018-02-20 17:51:54)
Polskimi bohaterami wtorku na igrzyskach w Pjongczangu byli... skoczkowie, których dzień po konkursie drużynowym udekorowano brązowymi medalami. Możliwe, że to ostatnie tak miłe chwile Biało-czerwonych...
Zacznijmy jednak od początku, czyli od nocnej (według naszego czasu) rywalizacji o medale w parach tanecznych na lodzie, gdzie mistrzami olimpijskimi zostali znakomici Kanadyjczycy Tessa Virtue i Scott Moir (206,07), lepsi o niecały punkt od Gabrielli Papadakis i Guillaume'a Cizerona z Francji (205,28), którzy w programie dowolnym poprawili najlepszy wynik w historii, ale to i tak nie wystarczyło do wyprzedzenia rywali. Francuzi zapłacili wysoką cenę za koszmarnego pecha podczas programu krótkiego, kiedy to na Papadakis zaczął się... rozlatywać kostium, odsłaniając pierś i mocno dekoncentrując oboje łyżwiarzy. Brąz zdobyli Amerykanie Maia Shibutani i Alex Shibutani (192,59), a całkiem niezłe 14. miejsce utrzymali Natalia Kaliszek i Maksym Spodyriew (161,35 pkt). Dodajmy, że na igrzyskach wystąpiły 24 pary w tańcach na lodzie (z czego najlepsza dwudziestka w finałowej rywalizacji), a Polacy okazali się ostatecznie ósmą europejską parą. Co odpowiada dotychczasowej hierarchii, bo w zeszłym roku 22-letnia Kaliszek i 25-letni Spodyriew zajęli 14. miejsce w mistrzostwach świata i... ósme w mistrzostwach Europy.
Dobrze w eliminacyjnych wyścigach w short tracku wypadli Magdalena Warakomska (1000 m) i Bartosz Konopko (500 m), którzy awansowali do jutrzejszych ćwierćfinałów, choć — jak to często bywa w tej dyscyplinie — nie obyło się bez przygód. W serii z udziałem Warakomskiej zaraz po starcie upadła faworyzowana Brytyjka Elise Christie, która w powtórzonym biegu tak zaciekle biła się o awans, że sczepiła się na łuku z Węgierką Andreą Keszler, co wykorzystała Polka, przeciskając się na drugie miejsce. Christie w końcówce jeszcze raz zaatakowała i wyprzedziła naszą zawodniczkę, ale radość Brytyjki była krótka, bo na mecie sędziowie ukarali ją za popychanie Polki przesunięciem na czwartą pozycję. Ostatecznie to Warakomska cieszyła się więc z awansu. Dużo spokojniej poczynał sobie Konopko, który od razu wysforował się na drugie miejsce i utrzymał je do mety. Inna sprawa, że nieco pomogli mu rywale za jego plecami, bo dwóch z nich upadło, a trzeci... został zdyskwalifikowany.
Dramaty działy się także w sztafecie kobiet na 3000 m (bez Polek), gdzie Holenderki nie przeszły do wyścigu o medale, a w finale B zdeklasowały rywalki, ustanawiając rekord świata. Marna to była pociecha, bo teoretycznie to „miało” im dać tylko piąte miejsce. Tyle że w decydującym biegu działy się cuda: najpierw jedna z Koreanek upadła, wywracając Kanadyjkę i wytrącając z rytmu Włoszkę, później Korea jednak dogoniła i wyprzedziła Chiny, a na koniec wkroczyli w to wszystko sędziowie, dyskwalifikując Koreanki i niespodziewanie Kanadyjki. Medale trafiły więc do Chinek, Włoszek i zszokowanych swoim szczęściem Holenderek.
Wracając do polskich startów, to w kombinacji norweskiej Szczepan Kupczak nie utrzymał świetnej 12. pozycji po skoku na 129,5 m, kończąc bieg na 10 km na 25. miejscu (w stawce 48 dwuboistów). Ponad pół minuty później dobiegł do mety Paweł Słowiok (awans z 32. na 29. pozycję), a taka sytuacja — że dwóch Polaków ukończyło olimpijską rywalizację „kombinatorów” w czołowej trzydziestce — zdarzyła się po raz pierwszy od igrzysk w... 1992 roku w Albertville (wtedy ósmy był Stanisław Ustupski, a 25. — Stefan Habas). Słowiok drugi raz w Pjongczangu zmieścił się w trzydziestce, bo w rywalizacji na średniej skoczni oraz biegu na 10 km był 22. Wczoraj Adam Cieślar zajął 33. pozycję, a Wojciech Marusarz zszedł z trasy biegu. Po skokach prowadził Japończyk Akito Watabe tuż przed Norwegiem Jarlem Magnuems Riiberem, ale wiadomo było, że w biegu najgroźniejsi będą trzej Niemcy, którzy na półmetku zajmowali miejsca 4-6. No i rzeczywiście: finisz okazał się ich wewnętrzną sprawą, a najlepszy okazał się Johannes Rydzek, który wyprzedził o 0,4 sek. Fabiana Riessle, a o 0,8 sek. mistrza w pierwszej konkurencji Erica Frenzela. Znowu pecha miał Riiber, drugi raz czwarty na mecie.
Tylko do pewnego momentu było miło także w biathlonowych sztafetach mieszanych, ale — tak jak w przypadku dwuboistów — można się było tego spodziewać, bo w tej dyscyplinie Polki o klasę przewyższają swoich kolegów z kadry. I to się sprawdziło, bo najpierw dobrze, a nawet bardzo dobrze, spisały się zawodząca dotychczas Magdalena Gwizdoń (tylko jedno dobieranie podczas dwóch wizyt na strzelnicy, dobry bieg i siódme miejsce po 6-kilometrowej zmianie) oraz debiutująca na igrzyskach 20-letnia Kamila Żuk (dwa dobierania i utrzymana siódma lokata). Na trzeciej zmianie Andrzej Nędza-Kubiniec również dobrze strzelał, bo dobierał tylko raz, i po pierwszej wizycie na strzelnicy Polska była nawet piąta, ale wolny bieg sprawił, że kończący rywalizację Grzegorz Guzik wyruszył na swoją 7,5-kilometrową pętlę jako 12. On z kolei dobierał aż cztery pociski, biegł też wolno i skończyło się to 16. miejscem na mecie. Swój trzeci złoty medal w Pjongczangu, a piąty w karierze, zdobył Martin Fourcade, który przyprowadził sztafetę Francji na pierwszym miejscu. Na podium stanęli też Norwegowie i Włosi, a sensacyjnie z niczym zostali Niemcy.

MEDALE
1. Norwegia 11 10 8 29
2. Niemcy 11 7 5 23
3. Kanada 8 5 6 19
4. Holandia 6 5 3 14
5. Francja 5 4 4 13
6. USA 5 3 4 12
7. Szwecja 4 3 0 7
8. Austria 4 2 4 10
9. Korea 4 2 2 8
10. Japonia 2 5 3 10
11. Szwajcaria 2 4 1 7
12. Włochy 2 2 4 8
...
17. Polska 1 0 1 2