Igrzyska i już po igrzyskach

2018-02-25 17:00:00(ost. akt: 2018-02-25 17:22:07)
Dwa tygodnie minęły jak z bicza strzelił: XXIII Zimowe Igrzyska Olimpijskie w Pjongczangu przeszły do historii. Polacy zdobyli w Korei dwa medale (oba w skokach narciarskich) i jest to... ich trzeci występ w historii ZIO.
Ostatniego dnia igrzysk rozdano medale w czterech konkurencjach. Polskich kibiców najbardziej interesował, oczywiście, „królewski” bieg na 30 km, w którym wystartowała — najprawdopodobniej po raz ostatni w wielkiej imprezie — 35-letnia Justyna Kowalczyk. Pięciokrotna medalistka olimpijska (2-1-2) na pożegnanie ze swoimi ostatnimi igrzyskami w trakcie pięknej kariery zajęła 14. miejsce, tracąc do zwycięskiej Marit Bjoergen ponad pięć minut (5.04,2).

— Moim najlepszym biegiem na tych igrzyskach miała być „trzydziestka”. No i była, tylko nie aż tak dobrym, jak byśmy tego chcieli. Było ciężko jak jasna cholera — przyznała zaraz po biegu Justyna Kowalczyk. — Od samego początku dziewczyny narzuciły bardzo ostre tempo. Po 7,5 km krzyknęłam do trenera, że nic z tego, że jest ciężko i nie utrzymam, no i chwilę później odpadłam. To były pewnie moje ostatnie igrzyska, młodsza i lepsza już nie będę... Byłam naprawdę świetnie przygotowana, razem z trenerem spróbowaliśmy wszystkiego. Mogłabym jeszcze... zachorować (nawiązanie do wspomagających się lekami na astmę Norweżek — red.), ale mam tyle kontuzji, że dodatkowych chorób mi nie potrzeba. W życiu przychodzi moment, w którym trzeba powiedzieć sobie, że lepiej nie będzie. Jestem emocjonalnym człowiekiem, więc emocje się we mnie kotłowały. Nie biegałam tak, jak bym chciała. Fajnie było przypomnieć sobie lata, które były kiedyś, ale tak naprawdę dziś na takim poziomie biega już tylko jedna starsza zawodniczka (Marit Bjoergen — red.), reszta to młode pokolenie. Ja zawsze byłam normalnym człowiekiem i widać, że jak normalny człowiek się starzeję. Decyzji w sprawie dalszej kariery jeszcze nie podjęłam, ale już wiem, że do dawnej dyspozycji już nie wrócę. Zrobiłam absolutnie wszystko, żeby biegać najlepiej jak się da. Byłam bardziej profesjonalna niż w czasach, kiedy wygrywałam, ale to nie dało mi spodziewanego efektu. Widocznie po tych wszystkich perypetiach, które mi się zdarzyły, już nie wrócę na tamten poziom. To dla mnie bardzo przykre. To wielka przykrość także dla mojego trenera, dla rodziców, którzy też mocno to przeżywają, dla całej rodziny, dla serwismenów. Wszyscy bardzo się staramy. To nie jest tak, że ja idę na piwo, bo sobie odpuszczam. Wszystko przepracowałam tak, jak trzeba. I to nie przez miesiąc, tylko przez trzy lata. Nie udało się, są lepsi. Po prostu — zakończyła ze smutkiem biegaczka z Kasiny Wielkiej.

Daleko z przodu przed Polką po swój ósmy złoty medal olimpijski w karierze pobiegła niezniszczalna 38-letnia Marit Bjoergen z Norwegii, która bardzo szybko odjechała reszcie stawki i z przewagą prawie dwóch minut nad drugą na mecie Finką Kristą Parmakoski (+1.49,5) sięgnęła po swój 15. krążek igrzysk (8-4-3), umacniając się na pozycji liderki multimedalistów w klasyfikacji wszech czasów. Trzecia na 30 km była Stina Nilsson (+1.58,9), ale kto wie, czy Szwedka znalazłaby się na podium, gdyby nie koszmarna pomyłka Austriaczki Teresy Stadlober, która biegnąc na „srebrnej” pozycji, w okolicach 21. kilometra... pomyliła trasę. Straciła przez to mnóstwo czasu i ostatecznie zajęła dopiero ósme miejsce (+4.14,1).

Ostatniego dnia igrzysk zaprezentowała się kibicom również czwórka polskich bobsleistów, która w pierwszym z czterech ślizgów (jeszcze w sobotę) sensacyjnie uzyskała siódmy czas (!), a po pierwszym dniu rywalizacji była sklasyfikowana na 13. pozycji. W niedzielę Mateusz Luty, Grzegorz Kossakowski, Arnold Zdebiak i Łukasz Miedzik najpierw przesunęli się na 12. miejsce, ale po czwartym i ostatnim ślizgu wrócili na 13. miejsce. To najlepszy wynik w historii polskich startów w tej dyscyplinie sportu, no i naprawdę nie lada osiągnięcie, zwłaszcza patrząc na zaawansowanie technologiczne i nakłady ponoszone na bobsleje przez inne nacje. Biało-czerwoni, którzy rzutem na taśmę zapewnili sobie start w Pjongczangu, swojego boba dostali (czyli odkupili) od Austriaków dopiero w grudniu... Złoto wywalczyli faworyzowani Niemcy, a na drugim stopniu podium stanęli wspólnie ich rodacy z innej załogi i... Koreańczycy.

Nasi zachodni sąsiedzi mogli natomiast czuć spory niedosyt po finale turnieju hokeistów. Jasne, już samo dojście Niemców aż tak daleko — po sensacyjnym wyeliminowaniu wicemistrzów (Szwecja) i mistrzów olimpijskich z Soczi (Kanada) — jest ogromnym sukcesem, na który nikt nie stawiał, ale ten piękny sen mógł się zakończyć nawet złotem! Trzy minuty i 16 sekund przed końcem meczu Niemcy strzelili bramkę na 3:2, ale Olimpijczycy z Rosji rzutem na taśmę (czyli na 56 sek. przed ostatnią syreną!) doprowadzili do wyrównania i dogrywki. A ta trwała prawie dziesięć minut i zakończyła się olbrzymią radością faworyta, bo „złotego” gola zdobył Kiriłł Kaprizow. Niemcy, w których barwach grał m.in. Matthias Plachta, syn byłego reprezentanta Polski i trenera kadry Jacka Płachty, ledwie 29 sekund wcześniej zaczęli grać w osłabieniu... A propos polskich akcentów, to brąz w wywalczyli Kanadyjczycy (6:4 z Czechami) z urodzonym w Zabrzu Wojtkiem Wolskim w składzie.
W czwartym niedzielnym finale Szwedki nie dały szans Korei Południowej w curlingu (8:3), mszcząc się za niepowodzenie swoich rodaków, którzy w finale męskiego turnieju niespodziewanie przegrali z USA (7:10).

Dzień wcześniej na ustach wszystkich, już po raz drugi podczas tych igrzysk, znalazła się Ester Ledecka, która wcześniej sprawiła w Pjongczangu mega sensację, wygrywając (na pożyczonych nartach!) supergigant. W sobotę Czeszka dołożyła do tego złoty medal w snowboardowym gigancie równoległym, tym samym przechodząc do historii jako pierwsza kobieta, która wygrała na jednych igrzyskach dwa złota w różnych dyscyplinach sportu. Parę dni wcześniej część tej historycznej chwały „ukradła” Ledeckiej Jorien ter Mors — holenderska panczenistka, która najpierw wygrywając 1000 m na długim torze, a później zdobywając brąz w sztafecie na 3000 m w short-tracku, została pierwszą medalistką w dwóch różnych sportach na jednych igrzyskach.

— Marzyłam o tej chwili od dziecka — przyznała uszczęśliwiona Ledecka. — Wielu ludzi mówiło mi, że to jest niemożliwe zajmować się dwoma sportami naraz i prezentować w obu wysoki poziom. Dzisiaj udowodniłam im, że to jest możliwe — dodała Czeszka, obok której w snowboardzie stanęły na podium Niemki Selina Joerg i Ramona Theresia Hofmeister. Najlepsza z Polek Aleksandra Król zajęła 11. miejsce. W gigancie równoległym mężczyzn triumfował Nevin Galmarini ze Szwajcarii, a Oskar Kwiatkowski został sklasyfikowany na 9. pozycji.

W ostatniej konkurencji narciarstwa alpejskiego, rywalizacji drużynowej, najlepsza była Szwajcaria, która w finale pokonała Austrię, a brąz wywalczyła Norwegia. Z kolei w biegu na 50 km stylem klasycznym triumfował Iivo Niskanen (pierwsze złoto Finów w Pjongczangu!), który wygrał o niespełna 20 sekund z Aleksandrem Bolszunowem, a o ponad dwie minuty z innym Olimpijczykiem z Rosji, Andriejem Larkowem. Wyścigi masowe w łyżwiarstwie szybkim przyniosły zwycięstwa Azjatów: Nany Takagi z Japonii (dziewiąte miejsce Luizy Złotkowskiej) oraz Koreańczyka Seung-Hoon Lee (Konrad Niedźwiedzki nie wszedł do finałowej szesnastki). pes

KLASYFIKACJA MEDALOWA
1. Norwegia 14 14 11 39
2. Niemcy 14 10 7 31
3. Kanada 11 8 10 29
4. USA 9 8 6 23
5. Holandia 8 6 6 20
6. Szwecja 7 6 1 14
7. Korea 5 8 4 17
8. Szwajcaria 5 6 4 15
9. Francja 5 4 6 15
10. Austria 5 3 6 14
11. Japonia 4 5 4 13
12. Włochy 3 2 5 10
13. Ol. z Rosji 2 6 9 17
14. Czechy 2 2 3 7
15. Białoruś 2 1 0 3
16. Chiny 1 6 2 9
17. Słowacja 1 2 0 3
18. Finlandia 1 1 4 6
19. W. Brytania 1 0 4 5
20. Polska 1 0 1 2
21. Węgry 1 0 0 1
Ukraina 1 0 0 1
23. Australia 0 2 1 3
24. Słowenia 0 1 1 2
25. Belgia 0 1 0 1
26. Hiszpania 0 0 2 2
N. Zelandia 0 0 2 2
28. Kazachstan 0 0 1 1
Łotwa 0 0 1 1
Liechtenstein 0 0 1 1