Karol Zalewski: Zaparłem się na 400 metrów

2018-02-07 11:00:00(ost. akt: 2018-02-07 10:12:37)
Karol Zalewski

Karol Zalewski

Autor zdjęcia: Archiwum prywatne

— Żadna klamka nie zapadła. Na razie jestem w Olsztynie i na ten sezon chyba jeszcze tak zostanie — mówi Karol Zalewski, od lat najlepszy polski sprinter, który być może wkrótce opuści AZS UWM i przeniesie się do stolicy.
— W Ostrawie nieoficjalny rekord Polski na 300 metrów — 32,60 sek., a parę dni temu w Spale 21,16 na 200 metrów — jest pan zadowolony z otwarcia sezonu?
— Z tych 300 metrów na pewno, a na 200 m spodziewałem się, że będzie trochę szybciej. No, ale z drugiej strony to miał być dzień treningowy, bo miałem biegać dwa razy 200 m, żeby przygotować się do 400 m, które czeka mnie 10 lutego w Linzu. Jasne, muszę być zadowolony: rekord Polski na 300 m, choć mógł ten wynik troszeczkę lepiej wyglądać, no i rekord życiowy poprawiony o 0,22 sek. Tak że super (uśmiech).

— To może być dobry prognostyk przed startami na 400 m?
— Myślę, że tak, ponieważ patrząc na statystyki zawodników, którzy biegają 300 m w granicach 33 sekund, to na otwartym stadionie na 400 m oni mają życiówki poniżej 45 sekund, a w hali 45 sek. z groszami. Gdyby taki „przelicznik” miał się sprawdzić, to liczyłbym w sezonie halowym na bieganie w czasie poniżej 46 sekund.

— I celuje pan w taki wynik już w Linzu?
— W sobotę biegam zadaniowo, czyli mam mieć odpowiedni czas po drodze, na 200. metrze i zobaczymy, co z tego wyjdzie. A na rekordy życiowe będę się szykował dopiero na mistrzostwach Polski, które są 17 i 18 lutego w Toruniu.

— Tam wystartuje pan na 200 i 400 metrów czy może, tak jak zwykle, na 60 i 200 m?
— Na 200 i 400 m. Przekwalifikowałem się na pewno, więc odpuszczam sobie biegi sprinterskie. Być może jeszcze pobiegnę latem „setkę” na mistrzostwach Polski, ale to zależy od tego, jaki będzie poziom innych chłopaków.

— Czyli wydłużenie dystansu to jest decyzja na dłużej?
— Zdecydowanie tak. Zaparłem się, że będę biegał 400 metrów (uśmiech).

— Parę lat temu próbował pan swoich sił na tym dystansie i to nawet w reprezentacyjnej sztafecie (srebro halowych ME w Pradze 2015 — red.). I już wtedy było widać, że ma to sens.
— Tak, zresztą już dawno namawiano mnie na to przestawienie się, ale ja miałem swoje plany w sprincie. Chciałem przez te pięć lat, kiedy biegałem 100 i 200 m, zdobyć odpowiednią liczbę medali na mistrzostwach Polski. Udało mi się zdobyć dziesięć, z czego dziewięć złotych, bo — niestety — raz miałem „wypadek” na 100 m w Krakowie, kiedy kolega mnie wyprzedził i on zdobył złoto, a ja srebro (w 2015 r. — red.). Ale plan w 90 procentach został zrealizowany, więc teraz mogę się zabrać za kolejny plan: na następne pięć lat i na 400 metrów.

— Chyba będzie panu ciężej aż tak zdominować krajową rywalizację. Na 400 m biega bardzo mocny Rafał Omelko...
— Być może będzie ciężej, ale zobaczymy. Tak naprawdę, czas pokaże. Wiadomo, zmieniłem trenera, a trening też mi się trochę zmienił, bo teraz jest bardziej specjalistyczny: nastawiony na wytrzymałość szybkościową i na to, co w sprincie jest najważniejsze, czyli na odbicie stopy od podłoża. Trzeba poczekać, żeby się przekonać, czy to się przełoży na wyniki. Na razie na 300 m przełożyło się na rekord życiowy...

— Wspomniał pan o nowym trenerze. Nie jest tajemnicą, że Jakub Ogonowski na co dzień jest przypisany do AZS AWF Warszawa...
— Trochę to się zmieniło z tym przypisaniem, bo teraz, poza mną, prowadzi jeszcze Kajetana Duszyńskiego z Łodzi i Dariusza Kowaluka, czyli dwóch medalistów ostatnich mistrzostw Polski na 400 metrów, no i został trenerem kadry (jednym z trzech równorzędnych, choć za sztafetę 4x400 m nadal odpowiada Józef Lisowski — red.). Ale tak: pracuje w Warszawie. Domyślam się, do czego pan zmierza: pewnie chce pan wiedzieć, czy zmieniam klub z AZS UWM na AZS AWF.

— A zmienia pan?
— To skomplikowana sprawa. W Warszawie są troszeczkę inne warunki stypendialne, bo — w przeciwieństwie do Olsztyna — tam seniorom nie przysługuje stypendium za mistrzostwa Polski, więc gdybym się tam przeniósł, to nie mógłbym liczyć z tego tytułu na żadne „zarobki”. Z drugiej strony, patrząc na budżet AZS AWF: ten klub potrafiłby zapewnić mi zgrupowania zagraniczne czy suplementację. A budżet AZS UWM jest trochę mniejszy, tym bardziej że teraz Konrad Bukowiecki zawitał do naszego klubu. Zobaczymy, jak to będzie w tym roku. Na razie nie dostałem żadnej oficjalnej propozycji z Warszawy, żeby się do nich przenieść. Póki co, to są tylko takie rozmowy w kuluarach.

— Czyli klamka jeszcze nie zapadła?
— Nie, absolutnie nie. Na razie jestem w Olsztynie i na ten sezon chyba jeszcze tak pozostanie. Na tę chwilę nic mi nie wiadomo, żebym miał już zostać zawodnikiem warszawskiego klubu...

Cała rozmowa z Karolem Zalewskim — w środowym wydaniu "Gazety Olsztyńskiej".