Paweł Woicki: Jest lepiej niż na początku

2018-01-17 10:02:33(ost. akt: 2018-01-17 10:09:15)
W obu tegorocznych meczach Paweł Woicki (numer 12) odebrał statuetki dla najlepszego zawodnika (MVP)

W obu tegorocznych meczach Paweł Woicki (numer 12) odebrał statuetki dla najlepszego zawodnika (MVP)

Autor zdjęcia: Emil Marecki

Ta drużyna naprawdę się rozwinęła - mówi o Indykpolu AZS rozgrywający i kapitan zespołu Paweł Woicki, który poprowadził olsztyńskich siatkarzy do zwycięskiego otwarcia roku, a sam dwa razy z rzędu został wyróżniony statuetką dla najlepszego zawodnika meczu (MVP).
- Dwa zwycięstwa „na sucho” na początek roku (z Espadonem w Szczecinie i ostatnio z Dafi Społem w Uranii - red.) to zapowiedź powrotu Indykpolu AZS na dobrą ścieżkę czy jeszcze trzeba wstrzymać się z takimi wnioskami?
- Powiem tak: jeśli chodzi o nasze przygotowanie i o to, jak się prezentujemy na treningach, to wygląda to bardzo dobrze, a teraz kwestią jest to, jak będziemy to przekładać na mecze. Zwłaszcza wyjazdowe. Początek roku jest świetny, ale pojedziemy do Bielska-Białej (na sobotni mecz 18. kolejki PlusLigi z BBTS - red.), dostaniemy „w zęby” i będzie po świetnym początku... Na pewno widać, że drużyna się rozwinęła i potrafiła sobie poradzić z problemami, co trzeba uznać za duży sukces naszego zespołu. A że jesteśmy teraz na wyższym poziomie nawet niż na początku sezonu, kiedy wygrywaliśmy mecz za meczem, to mogę stwierdzić z pełną odpowiedzialnością. Lepiej się poznaliśmy, drużyna naprawdę się rozwinęła i wygląda to na treningach bardzo dobrze. A czy pójdą za tym bardzo dobre wyniki? Nie jestem w stanie tego przewidzieć (uśmiech).

- Nie chcę szukać dziury w całym, bo wyniki są najważniejsze, ale z Kielcami nie zagraliście tak dobrze, jak tydzień wcześniej w Szczecinie.
- Z Espadonem rozegraliśmy kapitalne spotkanie, ale nie da się cały czas grać takich meczów. To na pewno. Tam w każdym elemencie zagraliśmy świetnie: w obronie, asekuracji, kontrataku, na zagrywce, w przyjęciu... Natomiast Kielce to jest całkiem inna drużyna niż Szczecin, więc spodziewałem się też zupełnie innego meczu: właśnie trochę takiego, jaki był. A opisałbym go tak: pierwszego seta wygraliśmy do 20, w dużej mierze dzięki bardzo dobrym blokom Miłosza i bardzo dobrej zagrywce też przede wszystkim Miłosza (mowa o środkowym Miłoszu Zniszczole - red.). To nam pozwoliło utrzymać dystans nad Kielcami, bo - tak poza tym - graliśmy na podobnym poziomie jak oni. W drugim secie zaczęliśmy grać trochę lepiej niż Kielce, ale zagrywka nadal trzymała nam grę; zresztą cały mecz zagrywaliśmy bardzo dobrze. No i trzeciego seta też utrzymaliśmy dzięki zagrywce. I to jest dla mnie optymistyczny prognostyk, bo już dawno nie zagrywaliśmy tak dobrze i nie przyjmowaliśmy tak skutecznie. No i rozkręcaliśmy się z każdą akcją. Na przykład Tomas Rousseaux w pierwszym secie grał w ataku słabo albo co najwyżej średnio, ale tak się rozkręcił, że - przeciwko całkiem przyzwoitemu blokowi Kielc - zakończył ten mecz z 50-procentową skutecznością, co w tym sezonie chyba mu się jeszcze nie zdarzyło (w rzeczywistości 50 proc. w ataku Belg miał jeszcze w spotkaniu z Treflem, a na początku rozgrywek zaliczył w... Kielcach swój rekord sezonu: 55,56 proc. - red.).

- Początki faktycznie były trudne, bo w secie otwarcia i Rosseaux, i Adrian Buchowski tak się „przytkali” w ataku, że na skrzydle został panu tylko niezawodny Jan Hadrava, który przecież nie jest maszyną i też ma prawo do słabszej gry...
- Nie zgodzę się z tym, że Janek nie jest maszyną (uśmiech). Bo to jest maszyna, nie najlepsza na świecie, ale bardzo klasowa. Janek cały czas idzie przez treningi i mecze jak czołg, tak samo dobrze. Kawał „konia”, ale też profesjonalisty... Jak w pierwszym sezonie byłem pod jego dużym wrażeniem, tak teraz jestem pod jeszcze większym.

- W sobotę gracie w Bielsku-Białej, więc wypadałoby potwierdzić, że wygrana w Szczecinie nie była jakimś odświętnym wyskokiem (wcześniej AZS przegrał w obcych halach... sześć meczów z rzędu! - red.).
- Szczecin to zupełnie inne, bardzo komfortowe miejsce do grania: nowa hala, super obiekt, taki, gdzie niczym nikogo się nie zaskoczy. A Bielsko ma specyficzny obiekt i ja na przykład spodziewam się, że będziemy mieli problemy z przyjęciem. Bo tam się bardzo trudno przyjmuje, po prostu. To nie jest związane z umiejętnościami, ale wynika z takiej, a nie innej kubatury hali. Przewiduję, że Bielsko może nam napsuć dużo krwi w przyjęciu, ale my musimy znaleźć jakieś rozwiązania, żeby sobie z tym poradzić.

Cała rozmowa z Pawłem Woickim - w środowym wydaniu "Gazety Olsztyńskiej".