Karting czuje się w... rękach

2017-10-25 10:00:00(ost. akt: 2017-10-24 17:58:57)

Autor zdjęcia: Maciej Marcinkiewicz

Gokart i bolid Formuły 1 to dwa bieguny motosportu, ale ten pierwszy ma jedną przewagę: otóż może go poprowadzić i czterolatek, i dwumetrowy mężczyzna. We wtorek przekonałem się o tym osobiście, no i... bardzo mi się spodobało!
Olsztyński kartingowy Tor Kormoran skończył już pięć lat (jak ten czas leci), więc z tej okazji zorganizowano zawody dla dziennikarzy. Jednak zanim zasiedliśmy za kierownicami tych siedmiokonnych potworów, to Maciej Marcinkiewicz, znany olsztyński kierowca wyścigowy, który gokartami zaczął się ścigać w 1989 roku, udzielił nam kilku informacji oraz porad. - Nie ma na świecie żadnego wybitnego kierowcy, który by nie miał nic wspólnego z kartingiem. Nasze gokarty mają silniki o pojemności 200 ccm i moc ponad siedmiu koni, poza tym ważą 115 kg, dzięki czemu są w stanie rozpędzić się do 50 km/h. Jeśli ktoś myśli, że to mało, niech przypomni sobie, co się przy tej prędkości dzieje z samochodami podczas tzw. crash testów.

Warto wiedzieć, że cena gokartów zaczyna się od 10 tysięcy złotych (dla dzieci), a kończy gdzieś w okolicach 40 tysięcy, nie jest to więc tani sport, ale słowa „tani ”i „motosport” nigdy nie idą w parze.
Kominiarki i kaski na głowach, masywne zderzaki na gokartach oraz specjalne bariery energochłonne wokół toru - te elementy zapewniają maksimum bezpieczeństwa, ale - jak wiadomo - strzeżonego Pan Bóg strzeże, więc każdy wyścig obserwują pracownicy toru, którzy są gotowi do interwencji. Całe szczęście we wtorek nie było to potrzebne.

Rekordowe przejazdy 300-metrowego toru kręcą się wokół 25 sekund, ale takie czasy osiągają tylko naprawdę doświadczeni zawodnicy. A jak poszło debiutującemu przedstawicielowi „Gazety Olsztyńskiej”? No cóż, podczas treningu na pewno zmieściłem się w... minucie, a pierwszy raz zostałem zdublowany już pod koniec pierwszego okrążenia. Potem lepiej nie było, a treningowymi królami toru zostali Igor Gumiński i Michał Bartoszewicz.
Po treningu nastąpiły sześciominutowe kwalifikacje, podczas których chodziło o osiągnięcie jak najlepszego czasu jednego okrążenia. Sensacji nie było: znowu najszybszy był Gumiński (28,538 sek) przed Bartoszewiczem (30,275), Piotrem Sobieskim (31,556), Bartoszem Gołębiowskim (32,300) i Arturem Dryhynyczem (35,231).

Przed decydującym wyścigiem, podczas którego mieliśmy przejechać 13 okrążeń, Maciej Marcinkiewicz udzielił nam ostatnich wskazówek co do wyboru optymalnego toru jazdy oraz ostrzegł: - W tym sporcie liczy się też wytrzymałość, dlatego dobrze rozłóżcie siły.
Rzeczywiście przejechanie kilkunastu okrążeń najbardziej czuje się w rękach, chociaż kierownica reaguje nawet na najmniejszy ich ruch, a podczas jazdy gokart sprawia wrażenie, jakby był przylepiony do toru.
W finale wystartowaliśmy w kolejności ustalonej po kwalifkacjach i chociaż na samym początku kłopoty miał Gumiński, przez co stracił pierwsze miejsce na rzecz Bartoszewicza, ale już w połowie okrążenia sytuacja wróciła do normy. Jednak tym razem walka była zdecydowanie bardziej wyrównana, a lider dopadł mnie dopiero na 9. okrążeniu. Ostatecznie linię mety jako pierwszy minął Igor Gumiński (czas najlepszego okrążenia: 27,690), a po nim Michał Bartoszewicz (29,218), Piotr Sobieski (30,161), Bartosz Gołębiowski (31,542) i Artur Dryhynycz (31,455). Po zakończeniu wyścigu czołowa trójka została nagrodzona efektownymi pucharami.
Do tej pory swoich sił na Torze Kormoran spróbowało prawie 214 tysięcy fanów kartingu, z których najstarszy miał 84, a najmłodszy 4 lata!
dryh


Ostatnie chwile przed startem: na pierwszym planie zwycięzca Igor Gumiński. Gokarty ważą 115 kilogramów i mają tylko 7 koni mechanicznych, ale potrafią się rozpędzić do 50 km/h
Fot. Maciej Marcinkiewicz