Mateusz Kamiński ma spokój do igrzysk w Tokio

2017-09-06 10:00:00(ost. akt: 2017-09-05 17:11:31)

Autor zdjęcia: archiwum klubu

— Jednego rywala dogoniłem na drugim kilometrze, drugiego na czwartym i w ten sposób dopłynąłem do mety jako trzeci — opowiada Mateusz Kamiński z Olsztyńskiego Klubu Sportów Wodnych, brązowy medalista MŚ w C-1 5000 m.
— Jest pan zadowolony ze swoich występów podczas mistrzostw świata w Racicach?

— Oczywiście, chociaż mam pewien niedosyt, ponieważ w dwójce na 1000 metrów nie poszło nam, tak jak sobie wymarzyliśmy. Siódme miejsce było bowiem poniżej naszych oczekiwań.

— Trener kadry Marek Ploch po waszym finałowym występie w C-2 1000 miał powiedzieć coś takiego: Nie popłynęli tak, jak im mówiłem. O co mu chodziło?

— Nie będę tego komentował. W mistrzostwach Europy płynęliśmy tak jak on chciał, no i zajęliśmy dziewiąte miejsce. Po tamtych mistrzostwach potrenowaliśmy więc trochę po swojemu i w Racicach było już nieco lepiej.

— Jak przebiegała wasza walka na tym dystansie?

— Przez 700 metrów płynęliśmy na czwartej-piątej pozycji, niestety, potem zrobiliśmy mały błąd i na finiszu wszyscy nam uciekli. Ten błąd polegał na tym, że przez nasze małe zagapienie łódka przechyliła się mocno w prawo.
 Zaczęliśmy wyrównywać to przechylenie, no i w tym czasie rywale nam uciekli.

— W tegorocznych mistrzostwach Europy i świata nie zdołaliście zdobyć medalu, natomiast w regatach Pucharu
 Świat w Szeged byliście najlepsi. Widać, że stać was na najwyższe laury.

— Zawody Pucharu Świata były na początku sezonu, czyli w czasie, kiedy światowa czołówka dopiero przygotowuje się do najważniejszych imprez. My byliśmy wtedy w tzw. świeżości, co nam bardzo odpowiadało. Ale taka świeżość zdarza się nieczęsto.

— W jedynkach na pięć kilometrów jest pan stale w światowej czołówce. W mistrzostwach Europy był pan trzeci i tak samo było w Racicach na mistrzostwach świata.

— Ta konkurencja odbywa się zawsze na koniec mistrzostw, jest tak jakby na deser. Ja skupiam się głównie na dwójce, bo to olimpijska konkurencja, ale w mistrzostwach świata każda konkurencja jest ważna, bo chodzi przecież o medale dla swojego kraju. Zdecydowanym faworytem był Niemiec Sebastian Brendel, który też był pierwszy w mistrzostwach Europy, a w Racicach zdobył złoto w C-1 1000. Brendel jest mistrzem olimpijskim z Rio w tej konkurencji. Za nim finiszował Kubańczyk Sergiej Torres, który w C-2 1000 był trzeci.

— Jak przebiegała pana walka na tych pięciu kilometrach?

— Zaplanowałem sobie, żeby już od startu wyjść mocno do przodu, i tak też zrobiłem. Płynąłem na fali tuż za Brendelem, jednak bardzo źle mi poszedł pierwszy nawrót, co z miejsca wykorzystali moi przeciwnicy. W efekcie znalazłem się w grupie ścigającej czwórkę uciekinierów z Niemcem na czele. Jednego dogoniłem na drugim kilometrze, drugiego na czwartym i w ten sposób dopłynąłem do mety jako trzeci.

— Dorobkiem całej polskiej ekipy na tych mistrzostwach były cztery medale, z czego połowa okazała się dziełem zawodników OKSW Olsztyn.
— A mogło być jeszcze lepiej, bowiem Tomek Barniak był drugi w C-4 1000, ale w C-2 500 do brązu zabrakło mu niewiele, bo był czwarty.

— Po Racicach wzięliście udział w mistrzostwach Polski w Poznaniu, no i odnieśliście kolejne sukcesy! W klubowej dwójce
 razem z Tomaszem Barniakiem trzy razy stawaliście na najwyższym stopniu podium.
— Zgadza się. Obroniliśmy trzy tytułów sprzed roku na 200, 500 i 1000 m. Do tych regat przygotowaliśmy się dwa dni u siebie w domu na Krzywym, podtrzymując formę z Racic.

— Po poznańskich mistrzostwach pewnie teraz czas na zasłużone wakacje?

— Tak, będę odpoczywał prawie cały wrzesień.

— Planuje pan jakiś atrakcyjny wakacyjny wyjazd ze swoją dziewczyną?

— Nie za bardzo, bo 23 września Ewelina nie będzie już moją dziewczyną, lecz... żoną.

— Gratulacje! Tylko czy przyszła żona nie powiedziała jeszcze panu: Mateuszu, koniec z tym wiosłowaniem, bo chcę ciebie mieć więcej w domu? 

— Na razie tego nie powiedziała, dając mi spokój do kolejnych igrzysk. A co będzie potem, zobaczymy (uśmiech).

LECH JANKA