Sześć dekad pana Wacława

2017-08-21 10:00:00(ost. akt: 2017-08-21 12:39:02)

Autor zdjęcia: Lech Janka

Minęło właśnie 60 lat pracy Wacława Sklinsmonta, znakomitego trenera olsztyńskich kanadyjkarzy i kanadyjkarek. Niektórzy mówią, że jest on pod tym względem... rekordzistą świata.
W sobotni wieczór niewielka salka restauracji Przystań wypełniła się po brzegi zaproszonymi gośćmi. Byli wśród nich m.in. przedstawiciele władz miasta, najwybitniejsi byli i aktualni wychowankowie, najbliżsi krewni i przyjaciele pana Wacława. Nie zabrakło olimpijczyków, którzy wyszli spod jego ręki: srebrnego medalisty z igrzysk w Montrealu (1976) Andrzeja Gronowicza i Jerzego Dunajskiego, który był czwarty na igrzyskach w Moskwie (1980). Specjalnie na tę uroczystość przyjechał z Poznania Marek Łbik, najbardziej utytułowany polski kanadyjkarz, m.in. srebrny i brązowy medalista IO w Seulu i ośmiokrotny medalista MŚ.

Przypomnijmy, kim jest Wacław Sklinsmont. Urodził się 24 grudnia 1940 r. w Łuniniecu na Wołyniu, jest z wykształcenia doktorem matematyki oraz trenerem pierwszej klasy kajakarstwa. Jego sportową pasją stały się kanadyjki. Pasja ta przełożyła się w liczne i znaczące sukcesy jego podopiecznych. Dorobkiem jego wychowanków jest ponad... 1000 medali wypływanych w regatach rangi mistrzostw Polski, Europy, świata i igrzysk olimpijskich. Tylko w minionym roku zawodnicy i zawodniczki Olsztyńskiego Klubu Sportów Wodnych, w którym aktualnie działa jubilat, zdobyli w takich imprezach 47 medali, w tym 18 złotych i 14 srebrnych.

— Bywałam na jubileuszach 35 i 40 lat pracy, ale na 60-leciu jestem po raz pierwszy — przyznała Halina Ciunel, przewodnicząca Rady Miasta, zwracając się do głównego bohatera uroczystości. — To jest coś niezwykłego i wspaniałego zarazem, dlatego uczestnictwo w tej gali jest dla mnie wielką przyjemnością i zaszczytem. Pana dokonania to nie tylko ogromne i liczne sukcesy wychowankom, ale też właściwe kształtowanie ich charakterów. Dzięki swojej pasji jest pan stale młodym człowiekiem — podkreśliła.
Marek Łbik uhonorował jubilata szczególnym wyróżnieniem. — Dziękuję za zaproszenie i nie było mowy, abym tu dzisiaj nie przyjechał — powiedział do Sklinsmonta. — Dla każdego trenera posiadanie na swoim sumieniu choćby jednego olimpijczyka, to jest olbrzymi sukces, a ty masz ich aż czterech czy nawet pięciu. Długo zastanawiałem się, co ci z tej okazji ofiarować. Wiesz, co w sporcie najbardziej się ceni? Złoto! Dlatego przekazuje ci to... złote kółko olimpijskie. Dalej bądź taki, jaki jesteś, i się nie zmieniaj — dodał Łbik.

Pan Wacław podziękował za miłe słowa, a przy okazji wyjaśnił, w jakich to okolicznościach rozpoczęła się jego praca szkoleniowa. — Po raz pierwszy wsiadłem do wyczynowego kajaka latem 1956 roku, mając skończone 15 lat — mówił. — Właściwie to sam uczyłem się w nim pływać. Rok później, jak już sporo umiałem i gdy przychodzili na przystań nowi młodzi, to ich instruowałem, co i jak trzeba robić, aby dobrze pływać kajakiem. A dlaczego kajakiem, a nie kanadyjką? A bo w tamtych latach jeszcze u nas kanadyjek nie było. Na kanadyjkę przesiadłem się dopiero w 1962 roku. Było to po szkoleniu, które przeprowadził na naszej przystani niemiecki trener kadry juniorów NRD Rolf Scholler — przypomniał Wacław Sklinsmont.
LECH JANKA