Karol Zalewski: Nie miałem żadnych wątpliwości

2017-07-26 10:00:00(ost. akt: 2017-07-25 13:04:57)
Trener Jakub Ogonowski (z lewej) gratuluje Karolowi Zalewskiemu dobrego startu w Białymstoku

Trener Jakub Ogonowski (z lewej) gratuluje Karolowi Zalewskiemu dobrego startu w Białymstoku

Autor zdjęcia: Archiwum prywatne

— Jestem bardzo zadowolony, ponieważ po raz kolejny udowodniłem, że jestem najlepszy na krajowej arenie — mówi po mistrzostwach Polski 24-letni Karol Zalewski (AZS UWM Olsztyn), który wygrał w Białymstoku biegi na 100 i 200 m.
— Odetchnął pan trochę głębiej po tych dwóch złotach? Nie co dzień zmienia się trenera, z którym pracowało się przez siedem lat, więc chyba nie do końca był pan pewien, jak to wypali. Przynajmniej to dało się wyczytać w pana komentarzu na jednym ze społecznościowych portali.
— To nie tak, bo ja byłem pewien na sto procent, a moja wypowiedź dotyczyła innych: tych niedowiarków, którzy uważali, że popełniłem błąd, kończąc w lutym współpracę z trenerem Ludwichowskim. Chodzi o tę całą otoczkę, bo różne głosy do mnie dochodziły, oceniające, czy robię dobrze, czy może jednak źle... Ja natomiast podejmując tę decyzję, od razu wiedziałem, że tak trochę psychicznie się „uwolnię”. A jeśli chodzi o niewielkie doświadczenie mojego nowego trenera (byłego lekkoatlety, pochodzącego z Ciechanowa, Jakuba Ogonowskiego — red.), to po prostu mu zaufałem i poszliśmy w to razem.

— No i co: jest pan zadowolony z tych swoich startów? Pytanie tylko pozornie wydaje się bez sensu, bo przecież w Białymstoku, poza medalami, gra szła także o minima na zbliżające się mistrzostwa świata w Londynie...
— Jestem bardzo zadowolony, ponieważ po raz kolejny udowodniłem, że jestem najlepszy na krajowej arenie. I to pomimo tego, że moje tegoroczne przygotowania do sezonu były bardzo chaotyczne. Bo nie było możliwości popracować razem z trenerem na obozach klimatycznych, tak jak to bywało do tej pory, a do tego złapałem w okresie przygotowawczym kontuzję kostki... W Białymstoku udowodniłem sam sobie, że jestem bardzo dobrze przygotowany szybkościowo, no bo praktycznie stać mnie było na rekord życiowy nawet w biegu na 100 metrów (10,25, a Zalewski uzyskał w niedzielę 10,27 sek — red.)... A jeżeli chodzi o dwusetkę, to po prostu trochę zabrakło mi treningu wytrzymałościowego. Jak wspomniałem: przez około trzy tygodnie miałem problemy ze stawem skokowym i ten trening był wtedy mocno ograniczony. Ale wcale nie jest powiedziane, że nie pobiję tego rekordu, bo sezon się jeszcze nie skończył. Mimo że mój wyjazd na mistrzostwa świata stoi pod dużym znakiem zapytania i raczej nie zostanę powołany do reprezentacji na Londyn, to są jeszcze różne mityngi, więc kto wie...

— Zabrakło panu tych trzech tygodni straconych przez uraz nogi?
— I to bardzo, bo tego czasu nie da się nadrobić: po prostu czeka się na formę te trzy tygodnie dłużej. Jeśli chodzi o formę szybkościową, to naprawdę bardzo miło zaskoczyłem sam siebie. Bo w biegu finałowym na 100 m, niestety, trochę zostałem w bloku startowym za chłopakami, ale w drugiej części dystansu i tak pokazałem, że jestem od nich o wiele lepszy. Tak że skoro są jeszcze rezerwy szybkościowe, to być może to się przełoży w końcu na wytrzymałość szybkościową i to 200 metrów też ruszy. Mam nadzieję, że jeszcze w tym roku uda mi się wreszcie idealnie wystartować (uśmiech). No i że pójdzie mi też 200 m, bo tak naprawdę to jest ten mój główny „konik”.

— A może jednak to nie 200, ale 100 metrów będzie pana koronnym dystansem...
— Nie jest powiedziane, że nie, ponieważ z nowym trenerem zmieniliśmy w tym roku naprawdę dużo, jeśli chodzi o mój trening. Trenuję bardziej siłowo, skocznościowo, żeby poprawić wyjście z bloków, a tu okazuje się, że najmocniejszą stroną jest jednak końcówka dystansu. No więc gdyby połączyć te dwa elementy: początek i koniec, to wychodzi na to, że ta stówka rzeczywiście jest w moim wykonaniu mocna.
— Od tego sezonu zmienił pan podobno także... nawyki żywieniowe.
— Tak i to bardzo drastycznie (uśmiech). We wrześniu, czyli na początku przygotowań do sezonu, wyrzuciłem ze swojej diety mnóstwo produktów, na czele z tymi, których było mi najtrudniej się pozbyć: gluten i cały nabiał. Da się bez tego żyć, to na pewno, choć zachcianki, jakie mnie nachodziły w tych pierwszych miesiącach, były naprawdę trudne do zniesienia. Słodycze, chleb, bułki — to wszystko bardzo lubiłem, ale musiało pójść w odstawkę. Nie było lekko (uśmiech). Ale teraz mogę powiedzieć jedno: lepiej się czuję, lepiej śpię i łatwiej znoszę trening, więc te wyrzeczenia nie poszły na marne.

— Indywidualnie nie udało się uzyskać minimów na MŚ (10,12 na 100 oraz 20,44 na 200 m; najlepsze w tym roku wyniki Zalewskiego to 10,27 i 20,69 — red.), a jak sprawy się mają ze sztafetą 4x100 m? Jest szansa na występ w Londynie?
— Nie ma, ponieważ nie spełniliśmy wymagań kwalifikacyjnych. A te były takie, że trzeba było znaleźć się w czołowej ósemce sztafetowych mistrzostw świata na Bahamach, od których tak naprawdę zaczyna się letni sezon, albo być wśród ośmiu najszybszych drużyn w światowym rankingu. I taka właśnie szesnastka wystąpi w MŚ, a że my nie załapaliśmy się ze swoim czasem nawet do dwudziestki, więc, niestety...

— Proszę przypomnieć, dlaczego u progu sezonu nie pojechał pan z resztą kadry na zgrupowanie w Portugalii, co zmusiło pana do internetowej... zbiórki funduszy na obóz klimatyczny.
— Przed wspomnianymi mistrzostwami świata sztafet złapałem kontuzję i trener kadry stwierdził wtedy, że skoro nie będę mógł wystąpić na Bahamach, to nie ma sensu, żebym jechał też na obóz do Portugalii. A to był obóz przeznaczony nie tylko dla uczestników tych mistrzostw, ale dla całej sztafetowej reprezentacji... Doszło do dziwnej i niemiłej sytuacji, bo zostałem skreślony z listy uczestników obozu, więc postanowiłem poprosić o pomoc, ogłaszając w internecie zrzutkę na ten cel. No i na szczęście udało się, bo wsparło mnie finansowo parę prywatnych osób, a pomóc postanowiły mi też władze powiatu kętrzyńskiego. I całe to zamieszanie wyszło na plus, ponieważ jednak pojechałem na zgrupowanie, a przy okazji przekonałem się, że nie brakuje życzliwych ludzi, którzy są gotowi mi pomóc.

pes