Ta przyjaźń rozpoczęła się w Naterkach od skrzynki piwa

2017-07-17 10:00:00(ost. akt: 2017-07-17 08:18:02)
Naterki w Rietbergu

Naterki w Rietbergu

Autor zdjęcia: Mateusz Przyborowski

Mimo że Robert Lewandowski strzelił trzy gole dla niemieckiej drużyny, to piłkarze z Naterek schodzili z boiska w Rietbergu w lepszych nastrojach. Jednak nie końcowy wynik meczu był najważniejszy, a kolejne już spotkanie wieloletnich przyjaciół.
Mieszkańcy Naterek i kilku innych miejscowości z gminy Gietrzwałd byli w Rietbergu od 7 do 10 lipca. Pojechali autobusem, podobnie jak pierwszy raz 17 lat temu. Rietberg to kilkunastotysięczne miasto w Nadrenii Północnej-Westfalii. Koszów na śmieci na jego ulicach nie uświadczysz, ale jest czysto.
8 lipca na pełnowymiarowym boisku usytuowanym między polami kukurydzy (mnóstwo jest ich w tym regionie Niemiec) odbył się towarzyski mecz Naterki — Rietberg. Czyli między Polakami z Polski a Polakami, Warmiakami, którzy obecnie mieszkają w Niemczech.

Przy kiełbaskach, karkówce i piwie spotkanie oglądało około 200 polskich i niemieckich kibiców. Oficjalnego charakteru spotkaniu dodało natomiast odegranie hymnów obu państw tuż przed pierwszym gwizdkiem niemieckiego sędziego z rosyjskimi korzeniami.

Po zaciętym spotkaniu w upale goście z Naterek pokonali gospodarzy 7:4, mimo że w drużynie niemieckiej brylował i hat-tricka ustrzelił grający z numerem 9 na koszulce... Robert Lewandowski. Oczywiście to przypadkowa zbieżność z nazwiskiem snajpera Bayernu Monachium i kapitana reprezentacji Polski. Warto też zaznaczyć, że ten nieco mniej znany w świecie Robert Lewandowski jeszcze kilka lat temu i w Niemczech, i w Polsce strzelał gole dla Naterek, ale zmienił barwy klubowe, ponieważ teraz mieszka za naszą zachodnią granicą. Odnotujmy jeszcze, że dla polskiej ekipy gole strzelili: Kacper Golks (3), Szymon Buśko (syn grającego trenera Krzysztofa, jednego z inicjatorów meczów — 2) oraz po jednym Wojtek Golks i Marcin Orzechowski.
Najmłodszym zawodnikiem na boisku był Kacper Kaczmarczyk (w meczu zagrali też jego tata i starszy brat). Warto podkreślić, że w piątek o godz. 4 nad ranem Kacper wrócił ze Słowacji, gdzie grał w turnieju piłkarskim, a półtorej godziny później siedział już w samochodzie i jechał do Rietberga!

Z kolei jednym z najstarszych zawodników na boisku był reprezentant Naterek 66-letni Zdzisław Sałacki z Biesala, były nauczyciel wuefu i języka polskiego. Był nauczycielem braci Szymona i Kacpra Buśko oraz bramkarza Rafała Wolnego (wszyscy zagrali w Rietbergu). — Obiecałem sobie, że jak strzelę bramkę, to przestanę grać w tych meczach — powiedział tuż po ostatnim gwizdku sędziego pan Zdzisław.

Gola nie strzelił, ale za to rządził w środku pola. — Cóż, chyba zakończę występy bez gola — stwierdził z uśmiechem. — Ale to był bardzo dobry mecz!
To prawda, a poza tym gościom z Polski udał się rewanż za wyjazdowy mecz sprzed dwóch lat, kiedy Rietberg wygrał 4:3, a zwycięski gol padł w ostatnich sekundach spotkania. Był to już 27. mecz pomiędzy obiema drużynami, jednak to nie wynik był najważniejszy.

Wszystko zaczęło się w 1990 roku w Naterkach, do których przyjeżdżali mieszkający w Niemczech Polacy. — To było lato, szliśmy pograć w piłkę na nasze boisko. Spotkaliśmy Polaków z Niemiec, którzy poszli z nami pograć. Zagraliśmy o skrzynkę piwa, czyli my kupiliśmy jedną i oni jedną. Tak to się zaczęło — wspomina grający trener Krzysztof Buśko.

W Rietbergu na zwycięską drużynę też czekała skrzynka piwa, którą zasponsorował Krzysztof Bencek. — Dzisiaj nie grałem, ale doskonale pamiętam te mecze i chciałem, żeby było tak jak za dawnych lat! — stwierdził Krzysztof.

Przez pierwsze dziesięć lat grano tylko w Naterkach. W 2000 roku zrodził się pomysł, by ekipa z Naterek wybrała się do Rietberga. — Pojechaliśmy busem z lat 60., w którym było dwadzieścia kilka miejsc — wspomina Krzysztof Buśko.
Część funduszy na wyjazd pochodziło z rady sołeckiej, a wszyscy (tak, wszyscy!) uczestnicy wyjazdu zamieszkali u rodziny Elżbiety i Henryka Schulzów , którzy wyjechali z Naterek do Niemiec w 1990 roku, ale w wakacje przyjeżdżali nad Jezioro Naterskie.

Również i tym razem powitalny obiad był w ich domu przy Lessingstraße. — Swego czasu było nas w domu 10 osób i codziennie gotowałam obiady, a na święta w naszym domu było minimum 30 osób, więc przygotować kilka porcji więcej to żaden problem — mówi Elżbieta Schulz.

W 2000 roku w Naterkach powstało też stowarzyszenie Kulturalno-Sportowe Diament. — W 2001 roku podczas meczu mieliśmy już własne stroje. I z roku na rok mecze wyglądały coraz lepiej. Na początku graliśmy o piwo, dzisiaj są dodatkowo puchary dla obu drużyn, statuetka dla najlepszego strzelca i medale dla wszystkich piłkarzy — tłumaczy Zbigniew Kukuć, sołtys Naterek i prezes stowarzyszenia. — Od 2000 roku my przyjeżdżamy do Rietberga co 2-3 lata, a nasi przyjaciele z Niemiec co roku są w Naterkach.

To przyjaźń przez naprawdę duże „P”. Co ciekawe i warte podkreślenia: współpraca nie jest udokumentowana urzędowym stemplem, to oddolna inicjatywa mieszkańców obu krajów. — Proponowano nam taki układ, ale my nie chcieliśmy — mówi Henryk Schulz.

Od samego początku w organizacji wyjazdów do Niemiec pomaga Werner Bohnenkamp, były wiceburmistrz Rietberga. Zakochany w Polsce miłośnik fajki z siwą brodą, który sam o sobie mówi, że jest pozytywnie nastawionym do życia człowiekiem. Przez cały pobyt Polaków w Rietbergu nosił biało-czerwoną muchę, którą dostał na pamiątkę od NIK, czyli Naterkowskiej Inicjatywy Kobiet.
— Przed laty pracowałem z młodzieżą i tak poznałem synów Eli. Kiedy zapytała, kto mógłby pomóc w organizacji przyjazdu gości z Naterek, odpowiedziałem: ja mogę pomóc — wspomina Werner Bohnenkamp.

I dodaje: — Zabraliśmy się do pracy z wielkim zapałem. Pamiętam nawet, że żona miała stłuczkę, ale to było mało istotne, bo przecież czekaliśmy na gości z Polski! Byłem zauroczony otwartością Polaków.

W 2002 roku Werner Bohnenkamp pierwszy raz pojechał do Naterek, ale nie był to jego pierwszy pobyt w Polsce. Dziesięć lat wcześniej organizował pomoc m.in. dla mieszkańców Wrocławia i Grudziądza, domów dziecka i ośrodków dla chorych fizycznie i psychicznie. Współpracował z polskimi zakonnicami. Z ciężarówkami dojechał nawet do Moskwy. Za swoje bezinteresowne działanie otrzymał niemieckie wyróżnienie dla społeczników.

Pomagał też w kupnie trzech wozów strażackich dla strażaków z Gietrzwałdu. — W ubiegłym roku w Naterkach był także mój wnuk i zięć. Byli zachwyceni, bo ludzie tam są cudowni! — mówi Werner Bohnenkamp. — I to, że nie ma urzędowego stempla, jest siłą naszej przyjaźni. To wszystko idzie z serca, czyli tak, jak powinno iść. To, co się dzieje w Naterkach i Rietbergu, daje mi siły do życia. Bo ja kocham życie — z moją rodziną i z moimi przyjaciółmi, szczególnie tymi z Naterek i Gietrzwałdu.

W Rietbergu i okolicach mieszka dużo Polaków, którzy lata temu wyjechali za lepszym życiem. Wśród nich Zdzisław i Zofia Mazurkiewiczowie, którzy również włączyli się w organizację pobytu mieszkańców Naterek w Niemczech.
W 1990 roku rodzina Mazurkiewiczów wyjechała do Kaarst pod Duwsseldorfem. Pan Zdzisław sprzedał gospodarkę w Gronitach i z dziećmi pojechali do Niemiec pociągiem. — Miałem wtedy 51 lat, wyjechaliśmy w ciemno, w Niemczech nic nie mieliśmy zapewnione — wspomina Zdzisław Mazurkiewicz.

Pracował w trzech miejscach: jako ogrodnik, rzeźnik i w wyuczonym zawodzie malarza.W 1962 roku w Gronitach pan Zdzisław zakładał Ludowy Zespół Sportowy, a później Związek Młodzieży Wiejskiej, Ochotniczą Straż Pożarną i kółko rolnicze. W meczach na naterkowskim boisku nie grał, ale co roku przyjeżdżał i kibicował. — Najbardziej brak mi tych lasów i jezior — mówi Zdzisław Mazurkiewicz, który wiosną przyszłego roku przyjedzie do Polski z żoną Zofią.

Oprócz meczu uczestnicy wycieczki zwiedzili też St. Johannes Nepomuk Kapelle, czyli kapliczkę św. Jana Nepomucena w Rietbergu. Powstała około 1748 roku, we wnętrzu jest złoty ołtarz i figura Nepomucena.
Bardzo miło czas upłynął w regionalnym browarze Hohenfelder w Langenbergu. Browar został założony w 1845 roku przez komornika królewskiego pruskiego Lappmanna na osiedlu Hohenfelde. Dzisiaj jest to firma rodzinna, która zatrudnia 25 osób. Ten mały browar nazywany jest kominowym, ponieważ jego kominy widać z odległości 30 km. Produkuje 60 tys. hektolitrów piwa rocznie. Dla porównania: znanego nie tylko w Niemczech Krombachera rocznie produkuje się ok. 6 mln hektolitrów.

Hitem okazało się bliskie spotkanie z ptakami w parku ptaków drapieżnych AdlerwarteBerlebeck w Detmold. Podczas pokazu nagle nad głowami przelatywały orły, a między nogami chodziły sępy i jastrzębie. Park został założony na początku lat trzydziestych, dzisiaj żyje tam ok. 50 gatunków ptaków drapieżnych.

Kilka kilometrów od Detmold znajduje się też pomnik Arminiusza Hermana w Detmold (niem. Hermannsdenkmal). Stoi na wzgórzu Teutberg (386 m n.p.m.) w kompleksie fortyfikacji Grotenburg w Lesie Teutoburskim.
Pomnik ma ponad 53 m wysokości, został wzniesiony w 1875 roku dla uczczenia Arminiusza, wodza Cherusków, który w 9 roku n.e. wciągnął w zasadzkę i pokonał w Lesie Teutoburskim wojska rzymskie pod wodzą Warusa (rzymski polityk i dowódca). Budowę pomnika, według projektu Ernsta von Bandela, rozpoczęto w 1838 roku, dzieło zostało ukończone w 1875 roku po zwycięskiej dla Królestwa Prus wojnie z Francją w 1871 roku i zjednoczeniu Niemiec w Cesarstwo Niemieckie.

W Lesie Teutoburskim uczestnicy wycieczki zwiedzili jeszcze Externsteine, czyli kompleks skał pochodzenia kredowego. To naturalne wieże piaskowcowe, które w zamierzchłych wiekach służyły prawdopodobnie za miejsce kultu i pielgrzymek wędrownych łowców reniferów.

Na szczycie najwyższej wieżycy znajdują się dobrze zachowane pozostałości czegoś, co mogło być prehistorycznym sanktuarium. Niektóre teorie zakładają nawet, że kaplicę wykorzystywano jako obserwatorium astronomiczne.
— W Rietbergu byłem pierwszy raz. Przed wyjazdem koledzy przekonywali mnie, że nie uwierzę, kiedy zobaczę, jak taki wyjazd wygląda. I nie mogę uwierzyć, że tak może wyglądać przyjaźń — mówi Paweł z Naterek.
Na początku sierpnia do Polski przyjadą mieszkańcy Rietberga. Na boisko usytuowane w środku lasu między Naterkami a Sząbrukiem wybiegną m.in. synowie Henryka i Elżbiety Schulzów: Paweł i Patryk. Pierwszy urodził się w Polsce, drugi już w Niemczech. Obaj bardzo dobrze mówią po polsku.
• Autor tekstu zagrał w meczu kilka minut

mp


Komentarze (2) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Warnijok #2288390 | 89.76.*.* 17 lip 2017 17:34

    "Polakami, Warmiakami, którzy obecnie mieszkają w Niemczech." A co to za bzdura? Właśnie dlatego wyjechali do Rajchu bo nie są Polakami. Część z nas była zmuszana do wyjazdu a część nie mogła się odnaleźć wśród przesiedleńców z Polski. Mamy inną mentalność, inną tradycję, inny język i stolice - nasza zawsze była w Berlinie, wasza jest w Warszawie, więc proszę mi tutaj takich głupot nie opowiadać. Poza tym mamy nie bez powodu niemieckie obywatelstwo

    Ocena komentarza: poniżej poziomu (-3) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

    1. Yas #2289661 | 88.78.*.* 19 lip 2017 12:29

      Az przyjemni czytac o takich inicjatywach

      odpowiedz na ten komentarz