Kamielin: W Ostródzie zaproponowano mi pracę

2017-05-24 17:00:00(ost. akt: 2017-05-24 17:44:15)
Giennadij Kamielin, trener Warmii Traveland Olsztyn

Giennadij Kamielin, trener Warmii Traveland Olsztyn

Autor zdjęcia: Grzegorz Czykwin

— Spędziłem w Olsztynie dwa bardzo dobre lata — ocenia Giennadij Kamielin, były już trener piłkarzy ręcznych Warmii Traveland. 70-letni Kazach, który zajął z olsztynianami drugie i trzecie miejsce w I lidze, odchodzi do Orkana Ostróda (II liga).
— W końcu stracił pan cierpliwość do Warmii?
— Nie, nie, nic nie straciłem. Po prostu nie było żadnej propozycji ze strony Warmii, dlatego odchodzę z Olsztyna. Ofertę pracy złożył mi natomiast Orkan, ja nie odmówiłem, więc idę do Ostródy. Tak to wygląda.
— Będzie pan dojeżdżał z Olsztyna?
— Nie, przenoszę się do Ostródy. Prezes klubu zapewnił mi tam mieszkanie.
— Bierze pan pod uwagę taką możliwość, że w I lidze będzie w nowym sezonie Orkan, a nie będzie Warmii Traveland?
— Nie, nie dopuszczam takiego rozstrzygnięcia. Jeśli już to będą dwa zespoły: i Warmia, i Orkan. Warmia nie umrze...
— Jak pan ocenia niedawno zakończony sezon? Pytam o stronę sportową.
— Bardzo dobrze. Uważam, że mimo tych problemów, które dotykały zespół, zawodnicy bardzo dobrze sobie poradzili. Zarząd postawił nam za cel przed sezonem zajęcie trzeciego miejsca, no i wypełniliśmy to zadanie: zakończyliśmy rozgrywki tylko za Gdynią i Gorzowem. Dlatego uważam ten sezon za udany.
— Choć sprawy utrudniało m.in. to, że przez cały sezon drużyna walczyła z plagą kontuzji.
— Na pewno to wpłynęło na końcowy wynik. Chociaż, jak mówię, zarząd postawił nam za zadanie znaleźć się w czołowej trójce i my w tej trójce jesteśmy. Plan został wykonany.
— Nie sądzi pan, że w pełnym składzie można było powalczyć o coś więcej? Bo to nie było tak, że Spójnia czy Stal przewyższały was o głowę...
— Zgadzam się, że byłoby zupełnie inaczej. Przecież przegraliśmy jedną bramką w Gdyni i Wągrowcu, przegraliśmy w Gorzowie, u siebie też jedną bramką ze Spójnią — na to wszystko miały wpływ właśnie kontuzje i ubytki kadrowe.
— Z drugiej strony: co borykająca się z takimi problemami finansowymi Warmia zrobiłaby z tym wyższym miejscem i ewentualną furtką do awansu?
— Nie wiem. Ja po prostu nie chcę się wypowiadać na ten temat: co było i jak to wyglądało. Zagraliśmy sezon, klub miał problemy i tyle. Ale uważam, że klub sobie z tymi problemami poradzi i w przyszłym sezonie wystartuje w I lidze. Bardzo bym tego chciał.
— Pewnie ciężko się prowadzi drużynę, której przez prawie cały sezon klub zalega z pieniędzmi.
— Kontuzje plus sprawy finansowe musiały się odbić na drużynie, ale jakoś poradziliśmy sobie. Bardzo się cieszę z jednego powodu: że mimo bardzo ciężkiej sytuacji nie było ze strony zawodników żadnego strajku na treningach. Zajęcia się normalnie odbywały i z tego profesjonalizmu bardzo się cieszę.
— Normalnie, chociaż czasami także z udziałem... mebli.
— Bywało i tak. Jak nie miałem kogo ustawić na treningu w obronie, to stawiałem na boisku krzesła. Zawodnicy ćwiczyli atak na krzesłach, było ciężko...
— W związku z tą całą sytuacją pewnie musiał pan modyfikować swoje wymagania wobec zespołu.
— Jak najbardziej. Dlatego doszliśmy do porozumienia i robiliśmy na treningach to, co najbardziej się zawodnikom podobało. Moim zadaniem było utrzymać ich w kondycji, żeby dograli ten sezon do końca, ale już nic nowego nie miałem możliwości wprowadzać.
— Nie miał pan chwil zwątpienia? Nie korciło pana, żeby to wszystko rzucić i mieć święty spokój?
— Powiem tak: siedzę tu już dwa lata, jak bym mógł to rzucić? A pan mógłby zostawić własne dziecko? No właśnie... Dwa lata temu przyszedłem do zespołu, zrobiliśmy fajną atmosferę, zrobiliśmy zespół i byliśmy jak jedna wielka rodzina. Jak bym mógł zostawić to w środku sezonu? Powiedziałem sobie: trzeba dograć to do końca, a potem zobaczymy, co będzie dalej.
— Pewnie ta „rodzina” lada moment przestanie istnieć, bo zawodnicy poszukają sobie innych pracodawców...
— Kto wie, kto wie... Wiem, że klub chyba już znalazł pieniądze na przyszły sezon, a teraz będą rozmowy z zawodnikami. Klub będzie istniał, grał i ja myślę, że będzie w porządku.
— A nie sądzi pan, że — przy tych kłopotach z finansowaniem piłkarzy ręcznych — dwa kluby w Olsztynie to za dużo?
— Jak by te dwa kluby, Warmia i Szczypiorniak (występujący w II lidze — red.), połączyły się ze sobą, to można byłoby spokojnie grać i w I, i w II lidze. Myślę, że wystarczyłoby na to zawodników: ci, którzy częściej siedzieliby na ławie w pierwszej drużynie, graliby w drugiej i to by było najlepsze rozwiązanie.
— Czym zachęcił pana Orkan?
- Tym, że zaproponował mi pracę. Po prostu. Fakt jest faktem, że co roku uprawnienia zdobywa w Polsce 50-60 nowych trenerów, co przez cztery lata daje liczbę prawie 200 trenerów z licencjami. A liczba klubów jest ograniczona, dlatego bardzo ciężko jest znaleźć pracę. Zatem gdy dostałem propozycję z Ostródy, to nie mogłem odmówić.
— Jak pan widzi przyszłość swojego nowego klubu? W sobotę Orkan może zapewnić sobie awans do I ligi (w pierwszym barażu ostródzianie zremisowali w stolicy 25:25 z AZS UW — red.)...
— Wszystko jest możliwe. Jak się nie uda, to zbieramy się, gramy w II lidze i spokojnie szykujemy się do awansu za rok. A jak wyjdzie już teraz, to wszyscy w Ostródzie się z tego ucieszą, że już jest ta I liga. I będą derby z Warmią.
— Jak pan oceni te dwa minione sezony?
— Bardzo miło. Naprawdę spędziłem w Olsztynie dwa bardzo dobre lata i zrobiłem tutaj kawał dobrej roboty. I z tego powodu też się cieszę. A korzystając z okazji, chciałem bardzo podziękować kibicom, którzy byli z nami na dobre i złe, chodzili na nasze mecze i cały czas podtrzymywali nas na duchu. Także dzięki nim tak dobrze szło nam u siebie. Dziękuję im za to.
PIOTR SUCHARZEWSKI