Nie żyje Andrzej Biedrzycki

2017-04-21 17:00:00(ost. akt: 2017-04-23 14:06:10)

Autor zdjęcia: Emil Marecki

Andrzej Biedrzycki, legendarny piłkarz olsztyńskiego Stomilu, zmarł w piątek w wieku 51 lat.
Andrzej Biedrzycki zaczynał grać w piłkę w rodzinnym Biskupcu, w Tęczy. Do Stomilu trafił w 1985 roku i w tym klubie został na zawsze, nie licząc rocznego epizodu w Jagiellonii Białystok. Zaczynał od juniorów, potem był jednym z autorów historycznego awansu do Ekstraklasy w 1994 roku, a na najwyższym szczeblu w Polsce zagrał dla Stomilu 196 meczów, zdobył dwa gole. Do wszystkiego doszedł ciężką pracą i mocnym charakterem. Można powiedzieć, że Andrzej był ambitny, ale to nie będzie prawda. Można napisać, że był bardzo ambitny, ale to będzie kłamstwo — on był po prostu mega ambitny. I to go cechowało przez wszystkie lata gry. Nigdy nie pomyślał, żeby opuścić mecz z powodu urazu, zawsze za to prosił lekarzy klubowych o dobre środki przeciwbólowe. Doustne, dożylne, czopki — było mu wszystko jedno: brał i wychodził na boisko. Był jak koń nie do zdarcia, i taki zresztą miał przydomek.

Andrzej był w pewnym sensie kopią śp. trenera Józefa Łobockiego. Obaj daliby się za Stomil niemal pokroić, tyle że trener Łobocki był w dużej mierze fanatykiem, a Biedrzycki w dużej mierze robotnikiem. Nie bał się żadnej roboty — ciężką pracą wywalczył sobie pozycję świetnego obrońcy Stomilu i solidnego piłkarza Ekstraklasy. A potem był trenerem, dyrektorem sportowym, a ostatnio kierownikiem drużyny „Dumy Warmii”. Rzeczy niemożliwe często załatwiał od ręki, cuda organizował na drugi dzień. Dwa przykłady z ostatniego tygodnia pracy — trzeba było zorganizować rezonans dla Davida Mollego, załatwił to jednym telefonem. Trzeba było pomóc młodemu Jakubowi Piotrowskiemu z wizytą u mechanika, zadzwonił, umówił ją w dwie minuty i załatwił lawetę w kolejnych kilkudziesięciu sekundach... Wiedział, który szewc najlepiej naprawia buty, ale często sam był szewcem i przerabiał całej drużynie buty, zmieniając je z lanek na miksy. Wiercąc dziury, wkręcając tuleje, a potem metalowe korki... Był po prostu niemożliwy.

I jest jeszcze coś, co wiele mówi o Nim: w latach gry Stomilu w Ekstraklasie przyjaźnił się z Waldemarem Ząbeckim, który potem wyjechał do Niemiec. I gdy w ostatnich miesiącach chorowała matka Ząbeckiego, oczywiście w pomoc zaangażował się Biedrzycki.

Andrzeja Biedrzyckiego znali wszyscy na Warmii i Mazurach, znało go też pół piłkarskiej Polski. Nie umiał żyć w bezruchu, był pozytywnie zakręconym gościem. Futbolem żył niemal całą dobę, piłka towarzyszyła mu do ostatnich momentów życia, aż do 14 kwietnia 2017 roku, kiedy na treningu na znakomicie znanym mu boisku przy al. Piłsudskiego dopadł go ciężki zawał serca. Potem walczył jeszcze długo w szpitalu. Ale przegrał. Zostawił żonę Elę i dwóch synów: Igora i Wiktora.
Żegnaj, „Biedrza”.

Zbigniew Szymula

Źródło: Gazeta Olsztyńska

Komentarze (81) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. oks #2234758 | 188.146.*.* 30 kwi 2017 01:27

    27 kwietnia 2002 Stomil przegrał mecz z Dyskobolią i spadł z 1 ligi i teraz 27 kwietnia pogrzeb.

    odpowiedz na ten komentarz

  2. Ju #2229139 | 88.156.*.* 23 kwi 2017 18:30

    Pogrzeb w czwartek

    Ocena komentarza: warty uwagi (2) odpowiedz na ten komentarz

  3. stomilove #2228924 | 188.146.*.* 23 kwi 2017 13:43

    wiadomo juz coś o pogrzebie, gdzie i kiedy????

    odpowiedz na ten komentarz

  4. Maku #2228877 | 109.95.*.* 23 kwi 2017 12:36

    Legenda zmienia klub ale barwy zostaną te same biel i błękit

    odpowiedz na ten komentarz

  5. małolat #2228636 | 81.190.*.* 22 kwi 2017 23:53

    Mój tata opowiadał mi o Pana Andrzeja występach w Stomilu.Chociaż jest dojrzałym facetem a płakał przy tym jak dziecko. Prawdziwi kibice powinni zrobić super oprawę na uroczystościach pogrzebowych bo On,jako legenda Dumy Warmii, na to sobie zwyczajnie zasłużył.

    Ocena komentarza: warty uwagi (16) odpowiedz na ten komentarz

Pokaż wszystkie komentarze (81)