Sztąberski: Na więcej po prostu nas nie stać

2017-04-04 21:00:00(ost. akt: 2017-04-04 21:32:30)

Autor zdjęcia: Lech Janka

— Pokonaliśmy u siebie trzy najlepsze ekipy. Nie wygraliśmy jedynie z Bydgoszczą i Pabianicami — po sezonie I ligi koszykarek powiedział Tomasz Sztąberski, trener KKS Olsztyn.
— Wprawdzie cel, jaki postawiliście przed sobą przed rozpoczęciem rozgrywek, którym było utrzymanie się w I lidze, został osiągnięty, ale nie czuje pan pewnego niedosytu?

— Przed rozpoczęciem naszego siódmego pierwszoligowego sezonu ósme miejsce wziąłbym w ciemno. Niedosyt? Jest zawsze, ale nie było nas stać na więcej niż na lokaty 6-8. Nie czarujmy się, mamy przecież taki a nie inny potencjał.
 Muszę przyznać, że do ligowej rywalizacji przystępowałem z duszą na ramieniu, bo nasz skład został okrojony o Alicję Mińczewską, która była najskuteczniejszą zawodniczką całej ligi w sezonie 2015/16. Ala dawała nam gwarancję na 20 punktów w każdym meczu! Ponadto straciliśmy wysoką środkową Natalię Urbaniak i rozgrywającą Kamilę Płatek.Na szczęście po dwuletniej przerwie spowodowanej kontuzją wróciła Jola Wichłacz, a Aneta Burandt po rocznej. Przed rozpoczęciem sezonu dochodziły do nas wieści, jak solidnie wzmacniały się zespoły naszych rywalek. Do tego dowiadywaliśmy się o dziwnych komitywach np. Sokołowa z Lublinem czy Pabianic z Łodzią.
— Co najbardziej szwankowało w waszej grze?

— Do poprawy jest przede wszystkim „głowa” dziewcząt. Grają na za dużych emocjach, co przekłada się na niedostatki w grze. Niepokojąca była liczba prostych błędów w prawie każdym spotkaniu. Do sporej poprawy jest też skuteczność rzutowa, w większości spotkań była wręcz katastrofalna. Obrona również do poprawy, a to przecież to jeden z najważniejszych elementów współczesnego basketu.

— Byliście jedynym zespołem z obu grup I ligi, który przed rozpoczęciem rozgrywek nie został wzmocniony zawodniczkami z zewnątrz. Dlaczego?

— Nasz klub nie jest atrakcyjnym miejscem dla koszykarek ze względów finansowych. Dlaczego nie mamy Minczewskiej? Bo Pruszków zaoferował jej takie warunki, o których nasze dziewczyny mogą sobie tylko pomarzyć. Nie mam do niej żadnych pretensji. Przed końcem kariery chcała zabezpieczyć sobie spokojny byt na przyszłość.

— Czyli wynik to główne sprawa kasy?

— Jeżeli chce się coś więcej ugrać niż przeciętnie, to rzeczywiście decydują pieniądze. Na przykład taki ŁKS co pół roku zmienia skład i walczy o ekstraklasę, a na to potrzebna jest duża kasa.

— Z których spotkań swoich podopiecznych jest pan zadowolony, a z jakich nie?

— Przed sezonem mówiłem, że każdy z każdym może wygrać ii to się potwierdziło. Pokonaliśmy przecież u siebie trzy najlepsze ekipy. Nie wygraliśmy, biorąc pod uwagę mecz i rewanż, jedynie z Bydgoszczą i Pabianicami. Jeżeli miałbym wskazać jakiś mecz, z którego byłem najbardziej rozczarowany, to ten z Pabianicami u nas, chociaż rywali zagrały wzmocnione dwoma koszykarkami z ekstraklasy. Nie przypuszczałem, że aż tak głęboko sięgną te dziwne mariaże Łodzi i Pabianic.

— Coraz głośnej mówi się o tym, że sala OSiR przy ul. Głowackiego, w której trenujecie i gracie, nie będzie zweryfikowana. Macie już na to jakieś rozwiązanie?

— Na razie jeszcze się nad tym nie zastanawialiśmy. Postaramy się jeszcze raz przekonać władze PZKosz do warunkowego udostępnienia nam tego obiektu. Jeżeli nic z tego nie wyjdzie, to będziemy musieli „uśmiechnąć” się do Kortowa lub do Uranii, bo tylko to nam pozostanie.

— Który z zespołów I ligi awansuje do ekstraklasy?

— Aby grać w ekstraklasie to nie tylko należy wygrać ligę, ale przede wszystkim trzeba mieć odpowiednie finanse. Głośno się w tej sprawie mówi o Pomarańczarni Poznań, ŁKS, AZS Poznań i o AZS Uniwersytet Gdańsk.

— Wasze najbliższe plany to...

— ...rozmowy między zawodniczkami i zarządem w sprawie gry w KKS na kolejny sezon. Musimy wiedzieć kto zostanie, a kto nie.



Trener Tomasz Sztąberski ocenia

• Joanna Markiewicz (kapitan). — Nie wyobrażam sobie zespołu bez niej. To główny motywator gry całej drużyny, łącznik pomiędzy szkoleniowcami i pozostałymi zawodniczkami. Trzyma drużynę w odpowiednich ryzach. Jest jak najlepsze wino, im starsza tym lepsza. Pomału zaczyna karierę trenerską. 

• Ksenia Zajączkowska. — Jest silnym punktem zespołu. Może jeszcze gra nierówno, ale zrobiła olbrzymi postęp, o czym świadczą jej statystyki. Poprawiła znaczne rzuty z dystansu, w tym zza linii 6,25 m. Ma jeszcze pewne braki w obronie. 

• Jolanta Wichłacz. — Wróciła do gry po długiej przerwie spowodowanej kontuzją. Gra z „gorącą” głową, jest więc nieobliczalna, ale niesamowicie ambitna. Potrafiła połączyć studia (niedawno obroniła w UWM pracę magisterską z geodezję — red.), pracę, dom z intensywnymi treningami.
 Drużyna bez niej sporo by straciła na wartości. 

• Natalia Żukowska. — Idzie stale w górę, stała się czołowym graczem zbierającym w całej lidze. Brakuje jej jednak większej skuteczności rzutowej. Ma parametry fizyczne predysponujące ją do znaczne większych osiągnięć w tym zakresie.

• Aneta Burandt. — Jej największą bolączką są braki kondycyjne. Dlatego była przez to dość często wymieniana na inną zawodniczkę. W stosunku do poprzednich sezonów zrobiła kolejny postęp. Jest silną koszykarką podkoszową, zbierającą wiele piłek. Osiągnęła, co ważne, stabilizację życiową oraz naukową na uczelni.

• Adrianna Kalinowska. — Do połowy sezonu szła w złym kierunku. Może dlatego, że otarła się o kadrę juniorek 
i wydawało się jej, że już o koszu wszystko wie. Wyraźnie zatrzymała się w rozwoju. Ale po wielu rozmowach widzę, że wraca na dobrą drogę. Miała pecha, bo pod koniec sezonu złamała palec i jest wykluczona z ćwierćfinałów mistrzostw Polski juniorek.

• Wiktoria Bałdyga. — Trochę zatrzymała się w rozwoju, a przyczyną może być to, że rozpoczęła studia. Zawodniczka o znakomitej motoryce. Pod koniec sezonu zaczęła wykazywać większe zaangażowane i swobodę w grze.

• Kamila Żukowska. — Świetna na treningach, ale nie przekłada się to na mecze. Zupełnie inna koszykarka na zajęciach, zupełnie inna w czasie spotkań.

• Dagmara Czaplńska. — Jest pierwszą zmienniczką Wichłacz, ale to zawodniczka jeszcze nieopierzona. Dużo pracy przed nią, ale bardzo chce.

• Justyna Michalak. — Nasza nadzieja na przyszłość. Potrafi zaskoczyć na plus, ale i na minus. 

• Kamila Olędzka. — Przyjechała do nas z Działdowa z postanowieniem, że zostania koszykarką... ofensywną. No i jeżeli chodzi o obronę, to jest ostatnią w zespole. Duży potencjał, chodzi swoim ścieżkami.

• Justyna Różyńska. — Nasza podstawowa kadetka. Gracz leworęczny, ma kłopoty z nogami. Na początku sezonu był z nią problem, ale potem było już lepiej.

Lech Janka
 
 



Źródło: Gazeta Olsztyńska