Nasi lekkoatleci zafundowali kibicom kompletny odlot!

2017-03-06 00:28:08(ost. akt: 2017-03-06 00:43:15)
Konrad Bukowiecki wygrał w kapitalnym stylu halowe ME  Fot. Marek Biczyk, pzla,pl

Konrad Bukowiecki wygrał w kapitalnym stylu halowe ME Fot. Marek Biczyk, pzla,pl

Autor zdjęcia: Marek Biczyk, pzla.pl

O fantastyczny weekend postarali się polscy lekkoatleci, którzy zdobyli w Belgradzie aż 12 medali (w tym siedem złotych!) halowych mistrzostw Europy. Ze złotem wrócą do domu m.in. Konrad Bukowiecki z Gwardii Szczytno i Kacper Kozłowski z AZS UWM Olsztyn!
W to, że jestem mistrzem Europy, jeszcze mogę uwierzyć, ale wynik, który dzisiaj osiągnąłem, jest po prostu kosmiczny... — kręcił głową z niedowierzaniem, i to już dobre kilka godzin po finale pchnięcia kulą, Konrad Bukowiecki (cytowany przez portal pzla.pl).
A było się czemu dziwić, bo niespełna 20-letni szczytnianin odpalił w drugiej kolejce sobotniego konkursu z takim pchnięciem, że jego rywalom po prostu mogły opaść szczęki ze zdumienia.
Wynik 21,97 m to nie tylko absolutny rekord Polski w pchnięciu kulą — lepszy od dotychczasowych osiągnięć dwukrotnego mistrza olimpijskiego Tomasza Majewskiego (21,72 w hali, 21,95 na otwartym stadionie) — ale i najlepszy w tym roku wynik na świecie, czwarta odległość w historii halowej europejskiej lekkoatletyki, no i halowy rekord świata młodzieżowców (U23)!

Gdy na tablicy wyświetlono wynik Konrada, ten przez dłuższy czas nie mógł uwierzyć w to, co się stało: chodził po bieżni hali, trzymając ręce na głowie w geście niedowierzania. Po czwartych miejscach na mistrzostwach Europy w Amsterdamie i halowych mistrzostwach świata w Portland Bukowiecki wreszcie zdobył pierwszy medal imprezy seniorskiej. I to w jakim stylu! Dodajmy, że wicemistrzem w Belgradzie został Czech Tomas Stanek (21,43), a brąz wywalczył Niemiec David Storl (21,30).

Bukowiecki już w porannych eliminacjach uzyskał 21,06, a odpadli dwaj inni Polacy: Rafał Kownatke (19,28) i Michał Haratyk (19,18).
— Nie mogę uwierzyć w to, że nie dość, że pchnąłem prawie 22 metry, to jeszcze poprawiłem rekord Polski Tomka. On też bardzo się cieszył i gratulował mi tego wyniku, no i po tym też się poznaje klasę tego człowieka. Tomek powiedział mi „Umarł król, niech żyje król!” i to jest bardzo miłe usłyszeć coś takiego z ust dwukrotnego mistrza olimpijskiego. Tak, to było moje pchnięcie życia — dzielił się wrażeniami uszczęśliwiony Konrad Bukowiecki, który — mimo tak spektakularnego występu — zachował jednak zimną krew.

— Halowe mistrzostwa Europy są dla nas, zawodników najłatwiejszą imprezą, gdzie można zdobyć medal i ja mam tego pełną świadomość, natomiast trzeba też zauważyć, jaki był poziom tego konkursu — podkreślił halowy mistrz Europy. — Piąty zawodnik pchnął powyżej 21 metrów, więc to jest kapitalny poziom. Tym bardziej się cieszę, że wziąłem udział w takim konkursie i jeszcze go wygrałem. Jest to jakieś osiągnięcie, ale dobrze wiem, że trzeba pracować dalej, żeby osiągnąć takie rezultaty na mistrzostwach świata czy na igrzyskach. To są „tylko” halowe mistrzostwa Europy, choć ja się bardzo cieszę, bo to jest mój pierwszy medal seniorski w imprezie tej rangi.
Wynik jest naprawdę niesamowity, bo prawie 22 metry to jest kawał odległości, ale spokojnie: mój drugi wynik w karierze to jest 21,17. No, więc na razie trzeba się ustabilizować na tej granicy 21 metrów, żeby myśleć o tych 22 metrach. Mam nadzieję, że powoli będę się do tego zbliżał — zakończył „złoty” Konrad.

— Ja wiedziałem, że kiedyś ten rekord stracę, ale nie myślałem, że aż tak szybko. Bardzo, bardzo się z tego cieszę, bo rekordy są po to, żeby je bić. To było niesamowite pchnięcie i zasłużone zwycięstwo Konrada, która tą próbą wskoczył do światowej elity — mówił z kolei Tomasz Majewski, który obserwował ten konkurs z trybun w Belgradzie.
A tato Konrada, a zarazem jego trener, Ireneusz Bukowiecki przyznał z szerokim uśmiechem: — Fantastyczny rezultat... Liczyliśmy na wynik w granicach 21,50, bo tak to wyglądało po treningach, natomiast 21,97 to... bardzo dużo. Nie ukrywam, że wzruszenie było wielkie, poleciała mi łezka przy hymnie. Kapitalne uczucie...

Wielkie dla Polaków rzeczy działy się też na innych arenach, bo złoty medal w biegu na 1500 metrów wywalczył Marcin Lewandowski (3.44,82), a na podium stanęli także Sofia Ennaoui (4.05,59 i brąz na 1500 m), Justyna Święty (52,52 i brąz na 400 m) oraz Rafał Omelko (46,08 i srebro na 400 m). A przecież w piątek mistrzem Europy w skoku o tyczce został Piotr Lisek, a obok niego na trzecim stopniu podium stanął Paweł Wojciechowski.
A wczoraj złote żniwo jeszcze przybrało na sile, bo w belgradzikiej Kombank Arenie złote medale zdobyli Adam Kszczot (1.48,87 na 800 m), Sylwester Bednarek (2,32 m w skoku wzwyż), no i wreszcie obie nasze sztafety 4x400 metrów. A do tego w biegu na 60 metrów brąz wywalczyła Ewa Swoboda, a Polska triumfowała w klasyfikacji medalowej 34. HME!

W męskiej sztafecie czterystumetrowców na pierwszej zmianie biegł „nasz” Kacper Kozłowski. I to jak biegł: przyprowadził drużynę na pierwszym miejscu! A Łukasz Krawczuk, młody Przemysław Waściński i Rafał Omelko pobiegli równie wspaniale, nie dając sobie odebrać zwycięstwa.
— Zwycięstwo dziewczyn dodało nam skrzydeł, serca przyspieszyły przed samym biegiem. Ja poczułem się bardzo dobrze, no i biegło mi się super. Czas może nie jest rewelacyjny (3.06,99 — red.), ale liczy się zwycięstwo — mówił przed kamerami uradowany Kacper Kozłowski, nawiązując do triumfu sprzed paru chwil Patrycji Wyciszkiewicz, Małgorzaty Hołub, Igi Baumgart i Justyny Święty (3.29,94), które zdobyły pierwszy w historii polskiej lekkiej atletyki złoty medal halowych mistrzostw Europy w biegu rozstawnym kobiet. A Polacy, z olsztynianinem w składzie, wywalczyli pierwsze halowe mistrzostwo Europy od 2002 roku. pes

Źródło: Gazeta Olsztyńska