Rajd Dakar 2017: Nareszcie się zaczęło!

2017-01-03 07:33:03(ost. akt: 2017-01-03 07:35:53)

Autor zdjęcia: Mat. Team Pitlane

Nasser Al-Attiyah już na pierwszym etapie Rajdu Dakar pokazał, że po przesiadce z Mini na Toyotę Hilux nic nie stracił na szybkości. Katarczyk wygrał etap, a 17. na mecie byli Benediktas Vanagas i „nasz” Sebastian Rozwadowski.
Zaledwie 39-kilometrowy, pierwszy odcinek specjalny (cały etap liczył 454 km) z paragwajskiego Asuncion do argentyńskiej Resistencii potwierdził to, o czym z grubsza było wiadomo już przed startem: że w walce o czołowe pozycje powinni się liczyć przede wszystkim kierowcy fabrycznych teamów Toyoty i Peugeota.

Na razie górą są ci pierwsi, którzy wczoraj we trójkę zameldowali się w najlepszej piątce 1. etapu (najszybszy z Peugeota Carlos Sainz był czwarty), ale to dopiero mocno wstępne przedbiegi. Polski jedynak wśród kierowców aut Jakub Przygoński uzyskał 14. czas, wyprzedzając o 39 sekund Litwina Benediktasa Vanagasa, którego pilotem drugi rok z rzędu jest olsztynianin Sebastian Rozwadowski. No, właśnie: oddajmy głos „naszemu” człowiekowi na trasie najbardziej morderczej imprezy rajdowej na świecie, który tak oto zrelacjonował pierwsze wrażenia z trasy Rajdu Dakar 2017.

„No, to się zaczęło! :-)) W końcu, tak długo na to czekałem! Cały rok!” — zaczyna swojego emocjonalnego maila Sebastian Rozwadowski. „Jesteśmy po pierwszym odcinku tegorocznego Dakaru i to z naprawdę solidnym rezultatem: 17. miejsce. A przed nami same grube nazwiska motorsportu światowego! Zaskoczyl Xavier Pons, który osiągnął drugi czas. Brawo! Za to Nasser jak zwykle słowny: zapowiadał, że chce rozpocząć od wygranej i tak też uczynił. Szacun!
To był krótki, ale dość wymagający odcinek — nawierzchnia była bardzo zniszczona, a dodatkowo przez dłuższą chwilę podróżowaliśmy w kurzu za naszym dobrym znajomym z obozu X-Raid Mini, Stephanem Schottem (niemiecki kierowca — red.). Który po pewnym czasie ładnie się zatrzymał i pozwolił nam się wyprzedzić. No, ale trochę czasu uciekło... A wracając do Stefana, to bardzo sympatyczny jegomość, który na swoim Mini ma wielkie zdjęcia swoich... psów. :-)
My tymczasem w doskonałych nastrojach jedziemy "Black Hawkiem" (tak polsko-litewski team nazywa swoją czarną Toyotę Hilux — red.) przez Paragwaj i zaraz wjeżdżamy do Argentyny. Mamy 344 km do biwaku...” — zakończył swoją relację (jak można się domyśleć, spisywaną na gorąco) Sebastian Rozwadowski.

I jeszcze parę słów komentarza ze strony litewskiego kierowcy. „Odcinek był trochę bardziej złożony niż przewidywaliśmy. Sporo miejsc, gdzie było ryzyko uszkodzenia samochodu. Dziś najważniejszym zadaniem dla nas było znalezienie się wśród zawodników z podobną prędkością do naszej. Według wstępnych danych, jesteśmy na 17. miejscu, więc jutro będziemy mieli trochę bardziej komfortową pozycję na starcie” — stwierdził Benediktas Vanagas, który tak oto odpowiedział na pytanie, czy ledwie 39-kilometrowy odcinek może być ważny, skoro stanowi mniej niż 1 proc. całkowitej długości trasy rajdu: „Choć dzisiejszy odcinek był bardzo krótki, to na Dakarze nie ma mniej ważnych odcinków. Dobry wynik w dzisiejszym oesie nie gwarantuje dobrego wyniku końcowego. Ale jeśli popełniłoby się dziś błąd, można było stracić wszystko".
We wtorek 2. etap z Resistencii do San Miguel de Tucuman od długości aż 803 km, w tym 275 km odcinka specjalnego.


pes