Legia walczy o ligę Europy

2016-12-07 10:46:31(ost. akt: 2016-12-07 10:48:23)
Zdjęcie jest illustracją do treści

Zdjęcie jest illustracją do treści

Autor zdjęcia: Jakub Rećko

Choć to jeszcze rozgrywki fazy grupowej, to Legia zagra dziś swój mały finał, bo jeśli zdoła pokonać w Warszawie Sporting Lizbona, wtedy zajmie trzecie miejsce i wiosną wystąpi w fazie pucharowej Ligi Europy.
Legia w tym sezonie wielokrotnie zabierała swoich fanów na emocjonalną karuzelę, notując wyniki, które — umówmy się — wymykały się standardom Champions League. Tak było głównie w starciach z niemiecką Borussią Dortmund — na inaugurację fazy grupowej legioniści (jeszcze pod kierunkiem Besnika Hasiego) zanotowali sromotną porażkę 0:6, a w ostatniej kolejce przegrali w Dortmundzie po rekordowym 4:8. Ale ostatecznie dzięki wywalczonemu przy pustych trybunach remisowi z Realem Madryt w Warszawie (3:3 w 4. kolejce, 2 listopada) dziś Legia stanie przed szansą wywalczenia trzeciej pozycji w grupie i awansu do 1/16 finału fazy pucharowej Ligi Europy.
Dzisiejszy mecz z trybun stadionu przy Łazienkowskiej będą oglądać dwaj byli piłkarze Stomilu Olsztyn i Legii: Tomasz Sokołowski i Sylwester Czereszewski. Jak widzą szanse stołecznej ekipy?

— Idę na mecz trochę z duszą na ramieniu, ale nastawiam się na ciężki bój — mówi Tomasz Sokołowski. — Co zrobić, żeby awansować? Legia będzie musiała przede wszystkim zwrócić uwagę na te fazy spotkania, w których nie będzie miała piłki. To kluczowa sprawa. Bo moim zdaniem, jeśli poważnie myśli o awansie, będzie musiała szukać gry na zero z tyłu — dodaje „Sokół”.
Sylwester Czereszewski niemal zgadza się z taką tezą. — Będzie to kompletnie inny mecz niż ten ostatni w Dortmundzie. Legia ma dużą łatwość strzelania goli, ale tym razem nie chodzi o samo strzelanie, ale o efekt końcowy. Mistrz Polski ma jednak atuty, bo gra u siebie i dodatkowo przy wsparciu swojej publiczności, więc szanse realnie oceniam 50 na 50. Ale emocje w tym meczu są niemal gwarantowane — kończy Czereszewski.

W innym ciekawym spotkaniu kończącym fazę grupową Real Madryt podejmie Borussię Dortmund, a obrońcy trofeum muszą wygrać, żeby zapewnić sobie pierwsze miejsce w grupie. W tym arcyważnym starciu również będziemy mieli polski akcent, bo komórka sędziowska UEFA delegowała na Santiago Bernabeu polskich arbitrów, z Szymonem Marciniakiem w roli głównej.

W grupach G i H ważą się jeszcze losy awansu — jeśli w grupie G Kopenhaga wygra w Brugii, to Porto będzie również potrzebowało wygranej z Leicester (Kopenhaga ma lepszy bilans od Porto). Z kolei w grupie H Olympique Lyon Macieja Rybusa czeka trudne zadanie, bo takim jest wygrana dwiema bramkami z Sevillą (w pierwszym meczu w Hiszpanii Sevilla wygrała 1:0).

zib